Nie wiedziałem, że napiszę „Głosy”. Mieszkałem w akademiku, od końca roku czytaliśmy Mickiewicza, w sylwestra chcieliśmy robić „Dziady”, co parę dni robiliśmy wiec w sprawie wiecu, który ostatecznie zrobiliśmy 8 marca. Do tego zbliżała się rocznica urodzin Poety – zacząłem pisać cykl wierszy układających się w jego biografię.
I nagle to Przedwiośnie ’68! Studenci poszli na wiec z tomikami wierszy, a rzucono na nich milicję, jakby chciano spałować Mickiewicza. Dostało nam się w zastępstwie. Zacząłem pisać poemat „Przedwiośnie”, miałem zamiar go wydać w Paryżu. Dano mi paszport, potem zaproponowano współpracę, a kiedy odmówiłem – dokument odebrano.
Pojechałem więc z „Marcową Dziewczyną” (taką niech zostanie) do NRD, oczywiście do miasta poetów, do Weimaru. I nagle okazało się, że to miasto podwójne, Doppelstadt – Weimar-Buchenwald. Coś kazało mi iść do obozu, bo tam był kiedyś mój ojciec, może znajdę jakieś ślady. Nie znalazłem, a raczej znalazłem – ale w sobie. Ojca po Powstaniu wywieziono do Oświęcimia, potem był w Buchenwaldzie, skąd przysłał jedyną kartkę. Zamordowano go w Leitmeritz. Matka nie wierzyła w jego śmierć i też szukała śladów. Zapraszała do domu ludzi, którzy byli w obozach, opowiadali. Inne dzieci słuchały bajek, a ja tych opowieści. Próbowałem wymazywać je z pamięci, ale kiedy byłem w Buchenwaldzie, a potem wróciliśmy do Weimaru – te opowieści wróciły, wybuchły, zdruzgotały pamięć.
Przez kilka dni pisałem. Pojechaliśmy do Pirny (cudowne miasto Canaletta), ale nie wychodziłem na ulicę, tylko pisałem. Poematu o studenckim Przedwiośniu oczywiście nie dokończyłem, nie potrafiłem już wrócić do tamtej poetyki. Ani Mickiewicz, ani studencka rewolta, tylko „Głosy”. W ciągu kilku dni 200 wierszy.
Przypomniały mi się nazwiska odwiedzających nasz dom więźniów, a także uczniów i nauczycieli z bytomskiej szkoły. To było dawne Gimnazjum Polskie w Niemczech, jego absolwentów, nawet uczniów i nauczycieli jeszcze przed Wrześniem Niemcy zaczęli aresztować. Kilku ścięli toporem, jako wrogów Rzeszy, kilkuset zesłali do Buchenwaldu. Czasami na apelach, jak litanię, wyliczaliśmy ich nazwiska.
Oni też nagle się zjawili, kazali o sobie pisać. To, co mówili, układało się w prawdę wieku. Filozofia jest zawsze dziełem zbiorowości, dopiero te wszystkie prawdy składają się na prawdę danego czasu. Wątpliwości i nadzieje, heroizm i nihilizm, a także miłość, przyjaźń. I wiara – przeciwko śmierci. W podziemiach nieludzkiego świata odbudowywano ludzki. Dlatego Buchenwald zdobył się na powstanie, to był jedyny obóz, który sam się wyzwolił.
Bohdan Urbanowski
NIE PRZEGAP: Relację z premiery spektaklu "Głosy" można przeczytać w dzisiejszym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie".