Między zdumieniem a zażenowaniem. To wachlarz emocji, który może towarzyszyć widzowi filmu „Czego życzy sobie kobieta” z Sharon Stone. Zdumienie, że ktoś namówił ikonę kina do zagrania w takiej szmirze, zażenowanie, że aktorka aż tak obniżyła loty.
A może ten film powstał po to tylko, byśmy mogli się przekonać, jak wygląda 60-letnia niegdyś seksbomba w bikini? To pytanie pozostanie bez odpowiedzi. Jak i to, co skłoniło aktorkę do roli w tym filmie. W ciemno można postawić, że nie scenariusz Susan Walter. Walter jest też reżyserką filmu, producentem wykonawczym i… nie ma właściwie żadnego dorobku filmowego. Co widać, słychać i czuć.
Sennę (Sharon Stone) poznajemy, gdy kończy 46 lat. I towarzyszymy jej do 50. urodzin. Z jednej strony kobieta powtarza na każdym kroku, że małżeństwo to przeżytek. Z drugiej desperacko szuka miłości. Tak zwanej prawdziwej. Fabuła opowieści to schizofreniczny rollercoaster. Kobieta kocha matkę i jest do niej bardzo przywiązana, ale unika jej jak ognia i kompletnie nie rozumie. Senna jest wyzwoloną kobietą, dla której największą wartością jest niezależność, ale na każdym kroku rozgląda się za upragnionym mężczyzną. Wierzy w miłość i zarazem w nią nie wierzy. „Mam nadzieję, że kiedyś pójdę do łóżka z facetem na trzeźwo” – śmieje się w rozmowie z przyjaciółmi, ale gani mężczyzn za ich łatwość zmian partnerek. Więcej dowodów na porażkę na podłożu fabuły, idei i ideologii nie trzeba. Choć film dostarcza ich bez liku. Chciałoby się zatem choć nacieszyć oko główną bohaterką graną przez Stone. Tymczasem ta, ucharakteryzowana na szaloną dziewczynę z sąsiedztwa, w swojej roli w ogóle nie przekonuje. Trudno się oprzeć wrażeniu, że ta produkcja robi po prostu krzywdę ikonicznej już bohaterce światowej kinematografii. Odziera ze stylu, z jakiego mogła być kojarzona. Uwypukla desperackie próby chirurgicznej walki aktorki z upływem czasu. Aktorsko nie wymaga od Stone nic. Więc i tyle samo dostaje widz.
Pomysł, by zrobić kobiecy film o meandrach miłości, pułapkach samotności i kompromisach, na które w życiu trzeba się godzić, jest zawsze dobry. Autorka scenariusza będąca pisarką tworzącą poradniki dla kobiet miała być może dobre intencje. Jednak wyłącznie z dużym wysiłkiem można odczytać tu choćby jedno mądre przesłanie. Na przykład takie, że to, iż się kochamy, nie oznacza, że we wszystkim się rozumiemy. I że romantyczna kolacja nie zastąpi szczerej rozmowy. Dla jednego mądrego zdania warto zrobić film. Pod warunkiem że potrafi się go zrobić.
Recenzja ukazała się we wtorkowym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie": www.gpcodziennie.pl