Hanna poprosiła o rozmowę przez internetową aplikację Messenger w sobotę, 2 kwietnia. Wcześniej wieści od niej można było otrzymywać tylko za pośrednictwem jej koleżanki z pobliskiej wioski. Raz na trzy-cztery dni kobieta pisała na Facebooku - „Hanna i jej córka żyją, są bezpieczne”. Ostatecznie sobotnia rozmowa z Hanną trwała niecałe dziesięć minut. W tym czasie kobieta opowiedziała o życiu w Melitopolu, mieście w południowo-wschodniej części Ukrainy, które jest obecnie okupowane przez Rosjan i które od 26 marca jest informacyjnie prawie całkowicie odcięte od Ukrainy. Główną prośbą Hanny było przekazać światu: „Ratujcie Melitopol. Nie zapomnijcie o nim”.
Przed rosyjską inwazją Hanna uczyła w zawodówce młodych ludzi, którzy będą swoimi rękami budować dobrobyt państwa. Tłumaczyła swoim uczniom, że nawet jeśli będą naprawiać samochody lub pracować w polu, ważne jest, by zdawali sobie sprawę ze są częścią większego organizmu. Że przyczyniają się do lepszej przyszłości całej Ukrainy. Hanna wierzy, że nawet mała osoba może dokonać wielkich zmian, o ile ma zaparcie i jasne zrozumienie tego, o co toczy się gra. Teraz kobieta udowadnia swoją rację własnymi czynami. Oto, co opowiedziała podczas 10 minut rozmowy.
„Po co się martwić? Melitopol już jest Rosją!”
Kobieta zaznacza, że okupanci aresztują kierowników placówek oświatowych, które odmawiają pójścia 4 kwietnia do pracy. Według burmistrza Melitopola, Iwana Fiodorowa, który sam był więziony przez Rosjan, okupanci zmuszają nauczycieli do jak najszybszego wznowienia procesu nauczania w języku rosyjskim według nowych wytycznych.
- Ludzie, którzy mają zdrowy rozsądek — wychowawcy — rozumieją, że są na Ukrainie i jeśli pójdą do pracy, zdradzą swój kraj. Nigdy nie będę uczyć pod rosyjską flagą. Nigdy. Takich jak ja jest wielu. Są jednak osoby, które od dawna marzyły o dołączeniu do Rosji. Rosyjski trójkolor wisi na budynku zakładu karnego dla kobiet od pierwszych dni wojny. Mój sąsiad od lat wspiera Rosję. Teraz mówi: „Po co się martwić? Melitopol jest już w Rosji!”
– relacjonuje.
Zamknięciu w rosyjskim polu dezinformacyjnym
Razem z córką innymi osobami o proukraińskich nastrojach Hanna nadal zbiera się w miejskim parku. - To niebezpieczne, ale musimy przynajmniej gdzieś dowiedzieć się co się dzieje. Nie mamy dostępu do żadnych wiadomości. Możemy tylko oglądać telewizję raszystów [określenie Rosjan po najeździe na Ukrainę – przyp. red.] i słuchać ich radia. Próbowaliśmy wszystkiego [aby przywrócić dostęp do ukraińskich mediów — przyp. red.], nawet ręcznie majsterkując przy przewodach – opowiada.
Czasami rosyjscy okupanci przywracają na chwilę internet przewodowy. – Wówczas kontaktujemy się z dziewczyną z pobliskiej wsi. Ona czyta nam wiadomości. To się dzieje raz na 3-4 dni. Brakuje mi po prostu słów, by o tym mówić… Co się stanie, jeżeli tu będzie działał internet tylko od operatorów z Krymu? Nawet nie chcę sobie wyobrażać – mówi.
Brak internetu powoduje m.in. problemy w płaceniu rachunków. Trudno jest również o gotówkę. – Bankomaty w mieście nie działają od 24 lutego [pierwszego dnia rosyjskiej inwazji – przyp.red.]. Kupujemy gotówkę od dealerów walutowych z prowizją 20 proc. od wartości. Chociaż już nawet to nie. Jasne, że niedługo nie będzie skąd wziąć gotówki. Nie wiem, jak będziemy żyli, jeżeli tak się stanie – przyznaje.
- Korytarze humanitarnę póki co nie wchodzą w grę. Raszyści nagrywają wszystkie rozmowy telefoniczne i sprawdzają zawartość komórek mieszkańców miasta. Nasi mężczyźni są chwytani na ulicach, a następnie wysyłani do armii okupanta. Niestety, nie da się tego nagrać, bo wychodząc na dwór, telefony zostawiamy w domu. Wiem, że ważne jest, aby było potwierdzenie zbrodni, ale te wszystkie fakty mają miejsce – ludzie o nich mówią i piszą – relacjonuje Hanna.
„Tu jest Ukraina, tu jest Melitopol”
- Nie mamy problemu ze zbożem i innym jedzeniem. To ostatnia rzecz, o której myślę. Martwi mnie – i trudno mi jest słuchać, widzieć, uświadamiać sobie – że w moim mieście jest wielu kolaborantów i separatystów. Łatwo jest kochać Ukrainę tam, gdzie taka postawa jest oczywista. Ale dużo trudniej kochać Ukrainę tam, gdzie takiej miłości do ojczyzny nie uczono we wczesnym dzieciństwie, gdzie mówi się „Rosja? Niech będzie”, gdzie mężczyźni cieszą się, że fabryki wznowią pracę i część żelaznej produkcji będzie sprzedawana do Rosji „jak przed uzyskaniem niepodległości”. (…) Melitopol trzeba ocalić. Bo tam, gdzie jest Melitopol, tam jest Ukraina. Tam, gdzie jest Ukraina, tam jest Melitopol – apeluje kobieta.
- Wierzę w naszego prezydenta. Jest młody i patriotyczny. Mówi, że nie zostawi Ukraińców. Nie boję się, jeśli oni [okupanci — przyp. red.] przyjdą po mnie. Już wiem, co im powiem. W moim paszporcie jest napisane „Ukraina”, jestem Ukrainką z urodzenia. Nie boję się, jeśli mnie wezmą, zastrzelą i coś innego – mówi.
- Na moim profilu na Facebooku mam zdjęcie drzewa zamieniającego się w żelazo. Bowiem bez względu na to, jak bardzo nas zastraszają, nieważne, jak bardzo chwalą się swoją bronią, dla nas wciąż tu jest Ukraina – podkreśla Hanna i jej głos się załamuje od łez… - Nie rozumiem jak urodzeni Ukraińcami mogą mówić: „Dobrze, że Rosja przyszła. Będą miejsca pracy”.
- Mam również dużo pytań do naszych polityków. Zadam je po zwycięstwie. Ale wszystko, co ostatnio zrobiono z edukacją narodowo-patriotyczną, która jest podstawą wszystkiego… W głowie mi się nie mieści. Wiem, jak to się robi na zachodzie Ukrainy i jak to się robi tutaj. Tam, gdzie nauczyciel i ksiądz przegrywają, wróg wygrywa. To nie są moje słowa, tylko Bismarcka
- wyjaśnia.
- Nie wiem, kiedy to się skończy. Ale błagam - dopilnujcie, by Melitopol nie został zapomniany – zakończyła Hanna rozmowę.