Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Zimowa ofensywa. „Generał Mróz” i szanse Ukrainy. Kto zaatakuje zimą?

Armia ukraińska stoi przed wielkim wyzwaniem – jak wykorzystać zimę, aby wyzwolić okupowane przez Rosję ziemie. W Moskwie panuje przekonanie, że rosyjskie wojsko jest bardziej przyzwyczajone do wojny w silnych mrozach i dlatego wygrało zimą z Napoleonem w 1812 roku oraz podczas bitwy o Moskwę w 1941 roku. Ale przeczy temu katastrofa stalinowskiej armii w Finlandii w roku 1939, gdy Carl Gustaf Mannerheim doprowadził do wielkiej masakry doborowe sowieckie formacje. A także rozgromienie elitarnych dywizji Putina przez ukraińskie wojsko w zimowej kampanii w lutym i w marcu 2022 roku.

Twitter

Płonące czołgi słynnej 1. Gwardyjskiej Armii Pancernej gen. Siergieja Kisiela znaczyły ślady owej spektakularnej klęski tej rzekomo najsilniejszej pancernej armii świata.

Zdziesiątkowana została też 200. Brygada z Pieczengi, wchodząca w skład Północnego Okręgu Wojskowego, formacja arktyczna przygotowana do działań w warunkach ekstremalnych.

W rzeczywistości „Generał Mróz” nigdy nie staje po czyjejś stronie, jest równie niebezpieczny dla wszystkich. Według analityków amerykańskiego Institute for the Study of War (ISW), zarówno Rosja, jak i Ukraina wykorzystają zimę na swoją korzyść i prawdopodobnie zwiększą intensywność wojny. Profesor Iskander Rehman, analityk Brookings Institution, twierdzi, że wiele doświadczeń zimowej wojny fińsko-rosyjskiej jest nadal aktualnych. Ogromną przewagę Finowie uzyskali dzięki mobilności.

Większość żołnierzy poruszała się na nartach. Pokrywa śnieżna nie stanowiła dla nich przeszkody, dlatego mieli wiele osi podejścia do przeciwnika. A wojska rosyjskie, w tym pojazdy pancerne, skazane były na poruszanie się wąskimi, leśnymi drogami. Ułatwiało to Finom rozbijanie długich kolumn rosyjskich i eliminowanie ich po kawałku.

Jednak ukraińska linia frontu jest zasadniczo inna i bardzo zróżnicowana. O ile od Mikołajowa po Chersoń rozciągają się płaskie pola, o tyle obwód ługański, gdzie toczą się intensywne walki, gęsto pokryty jest wzgórzami, wąwozami, rzekami i strumieniami. Teatry działań są tam różne i w zimie panują na nich inne warunki. Pod Swiatowe mogą szaleć wielkie śnieżyce, a pod Donieckiem wieją zimą zwykle silne, przenikliwe wiatry, ale opady śniegu są niewielkie. Od 2014 roku armia ukraińska posiadła znaczne umiejętności prowadzenia zimowych operacji. Korzysta także z natowskich doświadczeń. W 1993 roku Korpus Inżynieryjny Armii Stanów Zjednoczonych opublikował podręcznik George’a Svintsova, w którym omawia się specyfikę zimowych operacji sił lądowych. Autor twierdzi w nim, iż decydujące znaczenie dla odniesienia sukcesu ma odpowiednie przygotowanie taktyczne i właściwe użycie zimowego sprzętu. Jak podkreśla: „Nie ma nic bardziej zgubnego zimą niż źle wyszkoleni ludzie na polu bitwy. Krótko mówiąc, przygotowanie żołnierzy do działań wojennych w zimie powinno obejmować używanie i pielęgnację odzieży i sprzętu, wykorzystywanie śniegu do schronienia i ochrony, a także rozwijanie umiejętności przetrwania i poruszania się w zaśnieżonym terenie”. Liczy się wszystko – nie tylko umiejętności taktyczne, nabyte zdolności do przetrwania w warunkach niskich temperatur, ale też posiadanie właściwej broni i sprzętu. Mróz, śnieg i wiatr mogą zabić tak samo jak kula czy odłamek pocisku. 

Kto przeprowadzi zimową ofensywę

Dyrektor Wywiadu Narodowego USA Avril Haines z wielką pewnością siebie twierdziła, że zima spowoduje wygaszenie wojny po obu stronach, które mają ten czas wykorzystać do przegrupowania sił i uzupełnienia zapasów. To radykalnie odmienne stanowisko od analityków wspomnianego wcześniej ISW, którzy uważają, że Ukraina wykorzysta przymrozki do przeprowadzenia działań ofensywnych. Podobne wnioski przedstawia brytyjski wywiad wojskowy, który najlepiej przewidział przebieg pierwszej fazy wojny. Podkreśla on też, że zima negatywnie wpłynie na i tak już niskie morale rosyjskich wojskowych i stworzy problemy z utrzymaniem sprzętu. Jerzy Swincow w swej publikacji zauważa, iż skoro zima utrudnia działanie obu stronom na froncie, to ta, która poczuje się pewniej, której wojsko będzie lepiej przygotowane, powinna podwójnie na tym skorzystać. To, co jest właściwą taktyką latem – aby stabilnie utrzymywać i kontrolować terytorium – stanowi zagrożenie zimą. Bo nieruchome wówczas trwanie na pozycjach to opóźniona porażka, ponieważ „terytorium traci swoją wartość strategiczną”. Jego zdaniem nagradzana jest ta strona, która przyjmuje model działań elastycznych, zarówno w obronie, jak i w ataku. Zauważa jednak, iż pełnowymiarowa ofensywa zimowa jest możliwa przy pięcio-, sześciokrotnej przewadze na kierunku ataku nad przeciwnikiem. Jeśli nie ma takiej przewagi w układzie sił na dużym obszarze, to musi ona być kreowana lokalnie. Wielu zachodnich analityków ocenia, że Ukraina zdecyduje się na ofensywę. Mick Ryan, wybitny australijski analityk, na łamach „Foreign Affairs” w artykule „Nowa teoria zwycięstwa Rosji. Jak Moskwa próbuje uczyć się na swoich błędach” podkreśla, iż ukraińska armia osiągnęła przewagę i to ona narzuca ogólny charakter toczących się obecnie kampanii. Ale ostrzega, iż ta sytuacja może się odwrócić, bo Rosja próbuje odzyskać inicjatywę na froncie. Ryan podkreśla: „Aby utrzymać się na szczycie, Ukraińcy muszą zrozumieć, a następnie podważyć plany Putina i Surowikina (głównodowodzący rosyjską inwazją – przyp. aut.)”. Australijski analityk wskazuje, iż w strategicznym wymiarze „oznacza to, że Kijów musi nadal przeciwdziałać rosyjskiej wojnie informacyjnej. Moskwa stara się przekonać Europejczyków, że ich rosnące rachunki za ogrzewanie są spowodowane wsparciem ich krajów dla Ukrainy, mając nadzieję, iż może przekonać te państwa, że koszt nie jest tego wart. Próbuje również osłabić poparcie Waszyngtonu, podsycając podziały w Stanach Zjednoczonych. Jeśli Kremlowi uda się odepchnąć państwa NATO od wspierania Kijowa, może to okazać się druzgocące: dla Ukrainy wsparcie militarne i gospodarcze ze strony Stanów Zjednoczonych i Europy jest niezbędne do odniesienia sukcesu na polu bitwy”. Jest przekonany, iż wyjątkowo kompetentna ekipa prezydenta Zełenskiego aktywnie odczytuje zagrożenia w toczącej się wojnie informacyjnej i wie, w jaki sposób utrzymać w dalszym ciągu sympatię społeczności międzynarodowej do narodu ukraińskiego. Podkreśla, iż kluczowe ze strony Kijowa jest to, aby „utrzymać wojnę na pierwszych stronach zachodnich gazet i jako główny temat zachodniego myślenia. A najlepszym sposobem, aby to osiągnąć, jest zrobienie tego, co Ukraina robiła przez ostatnie sześć miesięcy: dalej wygrywać. Im więcej zwycięstw może wskazać Kijów, tym więcej funduszy i broni może otrzymać z Zachodu (zamiast wezwań do negocjacji)”.

Putin znów zaatakuje Kijów?

Takim medialnym, potężnym uderzeniem był obszerny wywiad dla prestiżowego „The Economist”, którego 15 grudnia udzielił prezydent Zełenski i jego główni dowódcy – 49-letni gen. Wałerij Załużny, głównodowodzący armią dowódca wojsk lądowych, 57-letni gen. Ołeksandr Syrski, a także Andrij Jermak, najbliższy współpracownik prezydenta. Załużny otwarcie przyznał, że kluczowe było w tej wojnie, w której czynnie uczestniczy od lipca 2014 roku, przełamanie mentalne, bo „najważniejsze jest, aby nie bać się tego wroga”. Ma oczywiście rację. Putin liczył, że strach sparaliżuje Ukrainę i już samo wtargniecie formacji 12 armii, wszystkich, jakimi dysponowała Rosja, spowoduje, że państwo i wojsko rozpadną się jak domek z kart. Załużny podkreśla: „Można z nimi walczyć, trzeba walczyć dziś, tu i teraz. I w żadnym wypadku nie należy tego odkładać na jutro, bo będą problemy. Aby to osiągnąć, potrzebujesz zasobów. Tak jak Rosjanie, kiedy coś planujemy, musimy mieć do tego środki, jeśli twoje stanowisko jest prawidłowe i podejmujesz właściwe decyzje, możesz spodziewać się właściwego wyniku”. Załużny ocenił, że Rosjanie gromadzili na tę wojnę zasoby od czterech lat. Zauważył: „Myślę, że mieli środki na trzy miesiące, aby osiągnąć swoje cele. Fakt, że wyczerpali te zasoby i zmarnowali swój potencjał, nie osiągając praktycznie żadnego rezultatu, świadczy o tym, że ich pozycja została wybrana niewłaściwie. Muszą teraz ponownie zastanowić się, jak wyjść z tej sytuacji”. Gen. Załużny, oceniając plan zdobycia przez Rosję Kijowa, stwierdził, że „pod względem militarnym była to właściwa decyzja — najłatwiejsza droga do osiągnięcia celu. Zrobiłbym to samo”. Uważa, że dobrze poznał sposób myślenia swego przeciwnika, gen. Walerija Gierasimowa. Musi on zdawać sobie sprawę, że mimo obecnych zażartych walk o Bachmut, „strategicznie jest to sytuacja bez wyjścia dla armii rosyjskiej”. Jego zdaniem Rosja nie zrezygnuje z prób zdobycia Ukrainy, ale w tej chwili potrzebuje czasu, aby zebrać i przygotować nowe siły i środki. „Dlatego, tak jak podczas drugiej wojny światowej, co do tego nie mam wątpliwości, najprawdopodobniej gdzieś za Uralem szykują nowe zasoby. Są w stu procentach przygotowane”. Rzeczywiście coraz więcej informacji na rosyjskich mediach społecznościowych pokazuje, jak na Syberii trwa szkolenie nowych formacji. Sam gen. Załużny uważa, że „rosyjska mobilizacja zadziałała. To nieprawda, że ich problemy są tak straszne, że ci ludzie nie będą walczyć (…). Car każe im iść na wojnę, to oni idą na wojnę. Rosjanie przygotowują około 200 000 nowych żołnierzy”. Nie ma wątpliwości, że znów spróbują zaatakować Kijów. W tej chwili, poprzez aktywność na niemal całej, liczącej 1500 km linii frontu, Rosjanie chcą związać siły ukraińskie i nie dopuścić do ich przegrupowania, aby dokonały przełamania na jednym z kierunków. Jego zdaniem armia, którą Rosjanie przygotują, będzie miała bardzo niski potencjał bojowy, ale znów zaatakują. Zrobią to – według Załużnego – albo już w styczniu, albo najdalej w marcu.

Strategiczne wyzwania Ukrainy

Generał Załużny określa, że przed Ukrainą stoją teraz trzy wyzwania strategiczne. Po pierwsze, utrzymanie obecnej linii frontu. „To kluczowe. Ponieważ wiem, że od 10 do 15 razy trudniej jest wyzwolić utracone ziemie, niż ich nie poddać”. Po drugie, muszą się przygotować do nowej wojny, do której zbiera siły Rosja. Jak podkreśla: „Dokonaliśmy wszystkich obliczeń — ile potrzebujemy czołgów, artylerii i tak dalej. Na tym wszyscy muszą się teraz skoncentrować. Niech mi wybaczą żołnierze w okopach, ważniejsze jest skupienie się teraz na gromadzeniu zasobów na dłuższe i cięższe bitwy, które mogą rozpocząć się w przyszłym roku”. Według gen. Załużnego wszystko spina trzecie zadanie strategiczne. Jak stwierdza, wiąże się ono „z pierwszym (utrzymanie linii i pozycji) i drugim (gromadzenie surowców). To jest obrona przeciwrakietowa i obrona powietrzna. Osobiście nie jestem ekspertem od energii, ale wydaje mi się, że jesteśmy na krawędzi. Balansujemy na cienkiej linii. Jeśli [sieć energetyczna] zostanie zniszczona… wtedy żony i dzieci żołnierzy zaczną zamarzać. I taki scenariusz jest możliwy (…). W jakim nastroju będą żołnierze? Czy bez wody, światła i ciepła można mówić o przygotowaniu rezerw do dalszej walki?”. Dlatego Ukraina potrzebuje szybkich i większych dostaw systemów obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej. Jak zauważa, obecnie Ukraina ma skuteczność zestrzeleń wynoszącą 76 proc. Podkreśla: „Rosjanie używają tego współczynnika skuteczności 0,76, kiedy planują swoje ataki. Oznacza to, że zamiast 76 pocisków wystrzeliwują 100. A 24 przebijają się i docierają do celu. A co dwie rakiety robią z elektrownią? Nie będzie działać przez dwa lata”. Dlatego muszą mieć szybko więcej systemów obrony. „Specjaliści NATO wiedzą wszystko (…) aż po najdrobniejsze szczegóły. Obliczenia są wykonane i dzięki Bogu wszystko ruszyło do przodu. Mamy już kilka NASAMS [norwesko-amerykańskich systemów obrony powietrznej – przyp. aut.]. Nie wystarczy, ale jest już też IRIS-Z [niemiecki system przeciwlotniczy] w użyciu. Trzeba (…) przyspieszyć. Potrzebujemy ich dziesiątki”. Załużny otwarcie przyznaje, że przy tych zasobach, którymi dysponuje, nie jest w stanie przeprowadzić dużych operacji, choć w tej chwili szykują dla Rosji dużą niespodziankę. Załużny daje w świat jasny przekaz: „Wiem, że mogę pokonać tego wroga. Ale potrzebuję środków. Potrzebuję 300 czołgów, 600-700 bwp, 500 haubic. Wtedy myślę, że dotarcie do linii z 23 lutego jest całkowicie realne. Ale nie mogę tego zrobić dwoma brygadami. Dostaję (…) mniej, niż potrzebuję”. 

Pogromca Rosjan kontra bandyta Surowikin

Cichym bohaterem tej wojny jest ukraiński gen. Ołeksandr Syrski, dowódca wojsk lądowych. To on w polu rozstrzygnął bitwę kijowską, bijąc „drugą armię świata”, a potem we wrześniu zaszokował świat ofensywą charkowską. Teraz broni Bachmutu. Urodził się w 1965 roku, w sowieckiej Rosji, we wsi Nowinki pod Włodzimierzem, 200 km od Moskwy. W 1982 roku ukończył Moskiewską Wojskową Wyższą Szkołę Dowodzenia. Wkrótce potem przeniósł się na Ukrainę. Po upadku Związku Sowieckiego stał się żołnierzem ukraińskiej armii i w 1996 roku ukończył kijowską Akademię Sił Zbrojnych, a w 2005 roku Akademię Obrony Narodowej. Podobnie jak gen. Załużny, już od 2014 roku uczestniczył w walkach z Rosją. Ma szczególną umiejętność wykorzystywania słabości przeciwnika, choć podkreśla, że każdy, kto nie docenia Rosjan, zmierza ku porażce. Po tym, jak Surowikin przejął dowodzenie, Rosjanie zmienili taktykę. Według oceny gen. Syrskiego, przeciwnik atakuje teraz mniejszymi, dobrze skoordynowanymi oddziałami pieszych. Powoduje to ogromne straty agresora, ale – jak zauważa – to „nigdy nie było najwyższym priorytetem Rosji”. Dostrzega też konsekwencje ogłoszonej przez Putina mobilizacji. Jak zauważa: „Na całym wschodnim froncie masowo pojawiają się w miarę dobrze przygotowani żołnierze, niektórzy przybywają z głębi Rosji, w tym (…) ze wschodnich obwodów i Uralu”. Stanowi to nowe wyzwanie, ale najbardziej palącym dla niego problemem jest płynne utrzymanie dostaw broni dla Ukrainy. Podkreśla, iż: „Amunicja jest zużywana w tempie porównywalnym do tego z czasów drugiej wojny światowej. Bitwy wygrywa ta strona, która wystarczająco szybko dostarczy pociski do dział”. Unika strategicznych prognoz. „Powiem tylko, że uważnie przyglądamy się wrogowi. A każda trucizna ma antidotum”. 

Zamiast zakończenia

Surowikin, który 10 października objął dowództwo nad całym zgrupowaniem inwazyjnym, tego samego dnia odpalił 84 rakiety Ch-101, Ch-555, Kalibr, Tornado i S-300 i 24 irańskie drony. Uderzyły w Kijów, Lwów, Tarnopol, Równe, Iwano-Frankowsk, Chmielnicki, Krzywy Róg, Zaporoże, Dniepr, Charków, starając się zniszczyć energetyczne systemy, od których zależy przetrwanie ludzi. 16 grudnia nastąpiła 9. fala uderzenia rakietowego. Surowikin wdraża projekt największego ludobójstwa dokonanego w XXI wieku. Wspomniany wcześniej australijski analityk Mick Ryan ocenia, że „Surowikin jest chyba bardziej brutalny (…) niż jego poprzednicy”. Podkreśla, iż: „wydaje się on być pierwszym dowódcą, którego Putin wyraźnie popiera (…), dając mu większą autonomię”. Według ocen szefowej amerykańskiego wywiadu narodowego Avril Haines, rosyjski prezydent jest teraz lepiej poinformowany o codziennych operacjach sił zbrojnych. Zaakceptował też ludobójczy plan Surowikina. Zresztą o tym człowieku panuje w rosyjskiej armii zgodna opinia, że jest klasycznym typem bandyty. Putinowi zaimponowało, że Surowikin podczas puczu Janajewa w 1991 roku, który miał uratować Związek Sowiecki, był jedynym sowieckim dowódcą, który rozkazał swoim żołnierzom otwarcie ognia do cywili przeciwnych puczowi. Zabił dwóch ludzi, trzeci zginął zmiażdżony gąsienicami jego pojazdu. Podczas wojny w Czeczenii kazał brutalnie pobić swego zastępcę, ppłk. Wiktora Cibizowa. Drugi z jego ówczesnych podwładnych, płk. Andriej Sztakal, rzekomo popełnił samobójstwo. Został zabity z broni adiutanta Surowikina. Śledztwo umorzono. 

 



Źródło: Gazeta Polska

#Rosja #inwazja na Ukrainę #kontrofensywa

Piotr Grochmalski