Jeżeli ktoś sądził, że rosyjska napaść na Ukrainę otrzeźwi najbardziej rusofilską część niemieckich elit, musi się czuć rozczarowany. Po dwutygodniowej przerwie na bicie się w pierś, demonstracyjne odsyłanie orderów, rzucanie intratnych posad i zarzekanie się, że z Rosją już nigdy więcej żadnych interesów nie będzie, do głosu wrócili ci, którzy już po aneksji Krymu apelowali o „większą wrażliwość na interesy Moskwy”. Przekaz tych środowisk staje się coraz bardziej medialny, a w wersji rozwodnionej dociera do coraz szerszych kręgów społeczeństwa niemieckiego, przygotowując je na scenariusz powojenny, w którym Rosja będzie musiała na nowo zostać wciągnięta w porządek cywilizowanego świata.
Proszę sobie przypomnieć, jakie żądania stawiała Rosja przed 24 lutego 2022 r.: chcieli Ukrainy neutralnej militarnie, tego, by przy reintegracji Donbasu strona ukraińska zrezygnowała z działań militarnych, by obywatele Ukrainy rosyjskiego pochodzenia lub rosyjskojęzyczna mniejszość cieszyli się takimi samymi prawami jak obywatele Ukrainy. (…) Przecież zasada równorzędności jest też fundamentalnym dobrem wspólnym w UE. Co tu jest niezrozumiałe? Dlaczego termin „Russlandversteher” jest nie do przyjęcia? Co sprawia, że Polsce i Niemcom jako postronnym tak trudno jest to zrozumieć?
- odpowiada na zapytanie przesłane przez „Codzienną” Ekkehard Lentz, współorganizator kongresu „Żyć bez NATO – pomysły na pokój”, który 21 maja odbył się w głównym budynku berlińskiego Uniwersytetu Humboldtów.
Lentz na co dzień jest rzecznikiem stowarzyszenia Bremer Friedensforum (BR), powołanego w 1983 r. w proteście przeciwko stacjonowaniu w Niemczech amerykańskiej broni atomowej. Członkowie stowarzyszenia w latach 80. XX w. wychodzili na ulice w marszach antyreaganowskich, w latach 90. protestowali przeciw wojnie w Zatoce Perskiej, do dziś sprzeciwiają się wzmacnianiu Bundeswehry, od kilku miesięcy zaś aktywnie lobbują na rzecz „zakończenia wojny na Ukrainie”. Tyle że nie na ukraińskich warunkach.
Na stronie internetowej Bremer Friedensforum nie zamieszcza się informacji o rosyjskich zbrodniach na Ukrainie, ale za to jest relacja z obchodów Dnia Wyzwolenia z 8 maja. W okolicznościowym liście BR czytamy, że towarzystwo nadal będzie pracować nad dalszymi kontaktami z Rosją i że zalecenie Uniwersytetu w Bremie, by zawiesić wszelką kooperację z uczelniami w Rosji, uznaje za błędne. W temacie rosyjskiej napaści na Ukrainę BR stwierdza, że to Rosja jest agresorem łamiącym prawo międzynarodowe, ale zaznacza, że „zanim doszło do wojny, rosyjskie interesy, zwłaszcza w sferze bezpieczeństwa, były ignorowane”.
BR ubolewa, że Niemcy nie mediują między Rosją a Ukrainą, chwalą list tzw. niemieckich intelektualistów zainicjowany przez nestorkę niemieckiego feminizmu Alice Schwarzer, w którym domagano się m.in. zaprzestania dostarczania Ukrainie broni ciężkiej, i postulują, by „panująca logika wojenna ustąpiła przed logiką pokoju, a Rosja i Chiny zostały wciągnięte w nową, europejską architekturę bezpieczeństwa”.
Ten głos nie jest odosobniony. Wspomniany kongres na Uniwersytecie Humboldtów przyciągnął tzw. pacyfistyczne, a w gruncie rzeczy prokremlowskie organizacje z całych Niemiec. Imprezę rozpoczęto od odczytania listu Gabriele Krone-Schmalz, byłej korespondentki ARD w Moskwie, autorki wielu książek gloryfikujących Władimira Putina i politykę Rosji. Następnie słowo wygłosił Oskar Lafontaine, polityk opcji postkomunistycznej, który po odejściu z SPD współtworzył zasiadającą w Bundestagu partię Linke. Wśród prelegentów znaleźli się pisarze, aktywiści, naukowcy, których nazwiska w kwietniu pojawiły się pod dwoma listami z apelem do kanclerza Olafa Scholza, by Niemcy nie wysyłały Ukrainie broni.
I to towarzystwo w systemie hybrydowym rozmawiało w samym sercu uniwersyteckiego Berlina o tym, jak dalece NATO szkodzi porządkowi i pokojowi na świecie i co należałoby uczynić, by życie bez NATO stało się rzeczywistością.
Na pytanie, czy gdyby to Niemcy, a nie Ukraina były ofiarą rosyjskiej napaści, to czy niemieccy intelektualiści z równym spokojem debatowaliby nad potrzebą likwidacji Sojuszu Północnoatlantyckiego, Ekkehard Lentz odpowiada:
– Za pozwoleniem, ta hipoteza jest absurdalna! To jakaś chimera! Przypomina mi pytanie, jakie w 1973 r. zadano mi podczas przesłuchania po proteście antywojennym. Zapytali mnie wtedy: „Jesteś w parku z przyjaciółką, ktoś ją napada. Masz w ręku pistolet maszynowy. Co robisz?”. Przecież konflikt, który widzimy między Ukrainą a Rosją, nie istnieje między Rosją a Niemcami nawet w promilu. Spójrzmy na sprawę przytomnie, Niemcy stanowią dla Rosji ogromną wartość jako inwestor, partner handlowy, gospodarczy, dostawca technologii. Zniszczone lub wrogie Niemcy byłyby dla Moskwy bezwartościowe, a jako państwo okupowane – nawet ciężarem. Założenie, że – abstrahując od wschodu i południa Ukrainy – Rosja mogłaby skorzystać strategicznie, gospodarczo, w jakikolwiek inny sposób na podporządkowywaniu dalszych regionów swojej polityce, jest groteskowe. Rosja jest tak ogromna i bogata w zasoby naturalne, że te kilka hektarów Niemiec nie stanowiłoby dla niej żadnej wartości dodanej. Przeciwnie, utrata Niemiec jako dobrze prosperującego partnera byłaby dla Moskwy stratą.
- twierdzi Lentz, który tak barwnie kreśląc nić między swoim państwem a Rosją i jednocześnie oburzając się „absurdalną i groteskową wizją” konfliktu niemiecko-rosyjskiego, wystawia swojemu środowisku najszczersze świadectwo.
– Jesteśmy za kreatywnym i pokojowym rozwiązaniem i uważamy, że europejska architektura bezpieczeństwa jest możliwa wyłącznie z Rosją – dodaje.
W doniesieniu do kongresu w Berlinie jego współorganizator ubolewa, że „przez ostatnie 20 lat termin »Putinversteher« został semantycznie negatywnie obciążony, co miało rzekomo zapobiec zrozumieniu interesów Federacji Rosyjskiej”.
– Kto nie chce zrozumieć, nie będzie mądry. A mądrość w stosunkach międzypaństwowych, w czasach konfliktu w sposób szczególny, jest bardzo potrzebna. Ruch pokojowy stara się zrozumieć interesy wszystkich stron, dlatego też nie mamy problemu z tym, by nas też postrzegano jako „Deutschlandversteher” czy „Ukraineversteher”.
- tłumaczy Lentz.
Wracamy na stronę internetową BR. Dwa lata temu, zimą, Lentz i jego koledzy promowali wystawę fotografii zatytułowaną „Myślisz, że Rosjanie chcą wojny?”. Wniosek z wystawy był taki, że Rosjanie chcą się bawić, żyć, zarabiać i grać na harmonii.
Jak na ironię, w ramach imprezy, 24 lutego, odbył się jeszcze wykład na temat „Dlaczego potrzebujemy pokoju i dobrego sąsiedztwa z Rosją”. Wykład wygłosiła Claudia Haydt, polityk Linke. Ta sama pani miesiąc temu zorganizowała w Stuttgarcie marsz protestacyjny pod hasłem „Zamiast 100 miliardów na Bundeswehrę – rozbrojenie! Zlikwidować broń atomową! Uratować klimat!”.
Idąc tropem wspomnianych przez Ekkeharda Lentza „Ukraineversteher”, poszukaliśmy wśród uczestników imprezy Ukraińców, którzy mogliby potwierdzić deklarowany przez organizatora pluralistyczny charakter konferencji. I wśród panelistów był faktycznie przedstawiciel Ukrainy. Jurij Scheljaschenko, bloger, dziennikarz, aktywista, sekretarz i członek zarządu Ukraińskiego Ruchu Pacyfistycznego, związany z organizacją World Beyond War.
Scheljaschenko od początku wojny gani Zachód za przesyłanie broni Ukrainie, nakładanie sankcji na Rosję i wydalanie rosyjskich dyplomatów. Jest też przeciwny zakazowi opuszczania Ukrainy przez mężczyzn w wieku od 18. do 60. roku życia. Słowem, reprezentant Ukrainy podziela od A do Z poglądy niemieckich organizatorów oraz tzw. intelektualistów stojących za prokremlowskimi apelami do Olafa Scholza. Z takim „reprezentantem Ukrainy” nawet Gabriele Krone-Schmalz może się poczuć jak „Ukraineversteher”.
Jakże inaczej brzmią w zestawieniu z „pacyfizmem Jurija” słowa Kateryny Miszczenko, ukraińskiej pisarki, której gorzki felieton opublikowano 28 maja na portalu dziennika „Tagesspiegel”. Miszczenko pisze: „Wielu pilotów, którzy lecieli do Mariupola z pomocą, zginęło. Dlaczego, pytam. I wiem dlaczego. Ponieważ ukraińskie życie jest mniej cenne. To nie jest żadna oczywistość, tylko wybór etyczny. Zewsząd słyszę o cenie, jaką płacą Ukraińcy: za swoją przynależność europejską, za bezpieczeństwo Zachodu, europejskie wartości, liberalną demokrację, własną wolność i przyszłość. Dość wariantów na napisy nagrobne (o ile ma się szczęście i nie ląduje w zbiorowej mogile). Nawet sam Putin zapewnia sobie władzę w kraju ukraińskimi ofiarami”.
„Nasze życie jest tanie. W Europie, tak jak i dawniej, jesteśmy tanią siłą roboczą, również w czasie wojny. Można miesiącami nie dostarczać nam broni, wszystkie papiery leżą tygodniami w kancelariach. Tylko bez zakazu lotów! Tylko bez dostaw ciężkiej broni, godzących w pacyfistyczne uczucia niemieckich intelektualistów”.
- pisze Miszczenko.
Wróćmy do samego kongresu. Zapytaliśmy rzecznika prasowego Uniwersytetu Humboldtów, czy uczelnia nie miała dylematu, zgadzając się na wynajęcie głównego budynku organizatorom konferencji, która podważa rolę NATO i sprzeciwia się dostarczaniu broni na Wschód, zwłaszcza że sam uniwersytet w licznych akcjach okazuje solidarność z Ukrainą. Zapytaliśmy też, czy uczelnia wynajęłaby swoje sale członkom AfD, których pogląd na NATO jest tożsamy ze stanowiskiem organizatorów kongresu, z tą różnicą, że AfD często się wynajmu sal odmawia, a Linke i organizacjom powiązanym z tą partią – nie.
W odpowiedzi udzielonej przez rzecznika prasowego uczelni Hansa-Christopha Kellera czytamy:
„Uniwersytet Humboldtów potępia atak Rosji na Ukrainę i stoi zdecydowanie po stronie wszystkich Ukraińców. W ostatnich tygodniach pierwsi studenci i naukowcy, którzy uciekli z Ukrainy, znaleźli już nowy dom akademicki na naszej uczelni. Inni pójdą w ich ślady i będą mieli dostęp do kompleksowych ofert pomocy i wsparcia oraz programów studiów organizowanych wspólnie z innymi instytucjami naukowymi. Uniwersytet Humboldtów postrzega siebie jako miejsce dyskursu społecznego i zgodnie z tą zasadą wynajmuje przestrzenie również podmiotom pozauniwersyteckim, które działają w oparciu o ustawę zasadniczą i są zaangażowane w zasady demokracji i wolności. Kongres »Życie bez NATO – pomysły dla pokoju« jest realizowany przez stowarzyszenie »Aktiv für den Frieden – Stopp Ramstein e.V.«, które wynajęło w tym celu salę wykładową. Stowarzyszenie jest znane Uniwersytetowi. Do tej pory nie było powodów do odmowy wynajmu sali stowarzyszeniu, a informacje o bieżącym wydarzeniu dostępne dla Uniwersytetu Humboldtów nie dają ku temu żadnych podstaw. Uniwersytet Humboldtów wyraźnie zaznacza, że wydarzenie nie jest organizowane w ramach współpracy z uczelnią. Organizatorzy i prelegenci kongresu w żaden sposób nie reprezentują stanowiska Uniwersytetu w sprawie rosyjskiej agresji na Ukrainę. Ze względu na neutralność polityczną Uniwersytet Humboldtów nie zapewnia pomieszczeń dla imprez partyjno-politycznych, stowarzyszeń studenckich, wydarzeń kościołów i wspólnot religijnych, a także dla organizacji monitorowanych przez Federalny Trybunał Konstytucyjny”.
Tyle na temat kongresu ma do powiedzenia Hans-Christoph Keller.
Mniej wyrozumiały wobec imprezy okazał się Michael Roth (SPD), przewodniczący komisji spraw zagranicznych w Bundestagu, który poproszony o komentarz przez portal Redaktions-Netzwerk Deutschland skwitował: „Listę uczestników kongresu czyta się jak who is who Putinversteherów i ludzi przekręcających fakty. (…) To przerażające, jak propaganda Putina dociera do części społeczeństwa niemieckiego i rozchodzi się dalej”.
Pamiętają Państwo list „intelektualistów” zainicjowany przez Alice Schwarzer? Redaktor naczelna „Emmy” wraz z 27 przedstawicielami niemieckiego życia publicznego zaapelowała do Olafa Scholza o wstrzymanie dostaw broni Ukrainie, argumentując swój postulat koniecznością „jak najszybszego zakończenia tej wojny”. Od 29 kwietnia pod apelem podpisało się 286 tys. osób, zaś Alice Schwarzer i inni inicjatorzy listu udzielają licznych wywiadów prasie niemieckojęzycznej, opowiadając o pacyfizmie i koszmarze wojny. Wojny, którą chcą zatrzymać, odbierając napadniętym prawo do obrony.
W wywiadzie dla dziennika „Kölner Stadt Anzeiger” z 21 maja Schwarzer zapytana, czy kanclerz Scholz odniósł się osobiście do jej apelu, odpowiedziała: „Pośrednio tak. To, o czym rzecznik rządu poinformował niedawno, nawiązując do rozmowy kanclerza z Putinem, było pierwotnie naszymi żądaniami. Nie mówię, że poddaliśmy kanclerzowi nasz pomysł. Ale napisaliśmy list, by wzmocnić Scholza w jego postawie troski i odpowiedzialności”.
Inny prominentny sygnatariusz listu, aktor Edgar Selge, w rozmowie z dziennikiem „Tagesspiegel” stwierdził, że jego „solidarność ze społeczeństwem ukraińskim jest nieustająca i jeszcze urosła za sprawą wystosowanego apelu”. Jak to uzasadnił?
„Tu chodzi o ich ochronę [Ukraińców – red.], a nie o wspieranie w walce, z której ostatecznie nikt nie wyjdzie żywy. Jak to niby ma się skończyć? Totalnie zniszczonym krajobrazem Ukrainy, gdzie już nie będzie można żyć?”
- pyta Selge.
No tak, brakuje w sumie już tylko argumentu, że broń wysyłana Ukrainie niszczy klimat. A nie… Zarówno w liście Schwarzer, jak i na ulotkach promujących kongres anty-NATO-wski wybrzmiewa też kwestia obrony klimatu. Czytając tego typu apele i wywiady, trudno nie przyznać racji Katarynie Miszczenko. „Tylko bez dostaw ciężkiej broni, godzących w pacyfistyczne uczucia niemieckich intelektualistów…”.
* * *
PS W początkowej fazie wojny część środowiska pisarzy w Niemczech zaapelowała do wydawnictwa, w którym publikuje Gabriele Krone-Schmalz, o niewznawianie jej książek o „przyjaźni z Rosją”. To był chwilowy zryw. Krone-Schmalz jeździ z wykładami o Rosji po niemieckich landach. Jej gościnne występy cieszą się dużą popularnością.