Ukraińska chirurg z ponad dwudziestoletnim stażem pracy poświęciła karierę, by móc opiekować się chorym dzieckiem. Jednak straciła je w regularnym ataku Rosji na Ukrainę. - W pierwszym dniu wojny Rosjanie zabili je – mówi kobieta, która 24 lutego 2022 r. znajdowała się z rodziną w okupowanym przez najeźdźców ukraińskim Iziumie. Lekarka oraz innymi mieszkańcy tego miasta, o którym zrobiło się głośno z powodu bestialstw dokonanych w nim przez Rosja, podzielili się wspomnieniami z portalem Niezalezna.pl.
Wojska rosyjskie wkroczyły do miasta Izium, położonego w obwodzie charkowskim na wschodzie Ukrainy, już w pierwszych dniach regularnej wojny na Ukrainie. Do września 2022 r. miasto znajdowało się pod okupacją rosyjską. Jednak Izium został wyzwolony w wyniku błyskawicznej kontrofensywy Sił Zbrojnych Ukrainy. Najeźdźcy pozostawili po sobie tysiące okaleczonych istnień ludzkich oraz masowy pochówek z ciałami 447 mieszkańców Iziuma.
WERSJA UKRAIŃSKA / Українська версія
Korespondent Niezalezna.pl rozmawiał z mieszkańcami Iziuma, którzy mimo okupacji miasta i zaciętych walk pozostali w swoich domach. Obecnie opiekuje się nimi Norweska Rada ds. Uchodźców na Ukrainie. Część rozmówców portalu Niezalezna.pl prosiła o niepodawanie ich nazwisk.
Julia M. poświęciła medycynie 23 lata swojego życia. Kobieta pracowała jako chirurg. Jednak po urodzeniu dziecka, które często i ciężko chorowało, została zwolniona z pracy, aby mogła zająć się dzieckiem.
- Pierwszego dnia wojny pocisk, który leciał w naszą stronę, zabił moje dziecko... Zostało ono po prostu rozerwane na kawałki. Kiedy odnaleziono głowę, nie było na niej nawet włosa
– płacze kobieta, wspominając ten tragiczny dla niej dzień.
- W centrum Iziuma stoi dom zniszczony w wyniku bombardowania. Spod gruzów wydobyliśmy 48 ciał zabitych osób. Najstraszniejsze było to, kiedy wyciągnęliśmy zabitą kobietę, która w ramionach trzymała i przytulała do siebie martwe dziecko
– dodaje lekarka.
Olha Kryłewśka pracowała jako piekarz w piekarni do 2008 r., po czym otrzymała orzeczenie o niepełnosprawności z powodu choroby nowotworowej. Teraz ma kolejne orzeczenie o niepełnosprawności, już z powodu urazu, jakiego kobieta doznała w czasie okupacji miasta Izium.
- Cała nasza czwórka - ja, moja siostra, przyjaciółka i matka chrzestna mojego dziecka – udała się do autobusu ewakuacyjnego. Gdy schodziłyśmy z górki, zaczęła się wymiana ognia i Rosjanie użyli amunicji kasetowej. Szłyśmy pod drzewami i nawet nie dostrzegłyśmy, skąd lecą pociski. Wtedy właśnie pierwszy raz pocisk przeszedł mnie na wylot, zostałam zraniona. Za chwilę trafiono mnie po drugi raz. Kiedy doszłyśmy do siebie, zobaczyłyśmy, co leciało z terytorium niekontrolowanego przez Ukrainę. W tym momencie pocisk trafił matkę chrzestną mojego dziecka. Zaczęłam do niej pełznąć, bo po prostu nie miałam już siły wstać na nogi. Wówczas mnie trafiono po raz trzeci… Do swojej przyjaciółki nie dopełzłam. Ona zmarła
– wspomina ze smutkiem kobieta. Z jej słów wynika, że w związku z tym, iż Izium na pół przecina rzeka Doniec, ona i jej sąsiedzi z drugiego brzegu nie wiedzieli o ewakuacji.
- Cała nasza ulica po prostu siedziała w piwnicach. Mosty były wysadzone, ale druga część miasta miała połączenie transportowe i tam wysłano autobusy w celu ewakuacji. A do nas dostępu nie było. Rosjanie weszli od strony Kupiańska i byli tu już 5 marca. My prawie nie wychodziliśmy z piwnic, było bardzo strasznie. Oni uderzali w miasto z całej siły. I właściwie przez tę sytuację nie mogliśmy wyjechać, po prostu nas odcięto. Ale gdyby była taka możliwość, oczywiście byśmy się ewakuowali
– mówi Olha.
Wałentyna T. mieszkała w Iziumie przez 56 lat, zanim do miasta wkroczyli rosyjscy najeźdźcy. Tam kobieta ukończyła szkołę zawodową, była optykiem.
Pracowała w sklepie z obiektywami, potem przy produkcji opraw, a po urodzeniu dzieci przez 32 lata w Zakładzie Napraw Lokomotyw.
- To było już po 24 lutego. Nasi sąsiedzi powiedzieli nam, że Rosjanie będą nas bombardować, więc ukryliśmy się w piwnicy dziewięciopiętrowego budynku. I rzeczywiście, nawet zobaczyliśmy samolot. On leciał bardzo nisko. U dołu otworzyły się drzwi i gdzieś w mieście słychać było eksplozje. Wkrótce przyjechał mój syn, zabrał nas i przenieśliśmy się do schronu bombowego w fabryce. Wróciliśmy po trzech tygodniach. A w domu było zimno, grzejniki zamarzły, więc zamieszkaliśmy w letniej kuchni, gotowaliśmy jedzenie na ognisku i przynosiliśmy wodę ze studni. Obecnie nasz dom ma trzy duże dziury w dachu. Dostaliśmy łupek, ale teraz nie możemy go położyć, bo materiał otrzymaliśmy dopiero w październiku. Trzeba więc będzie poczekać do wiosny. Generalnie dobrze, że zostało trochę pieniędzy w zapasie. Udało nam się częściowo dokupić okna i grzejniki. Zaczęliśmy pobierać emeryturę
– mówi kobieta.
Hryhoryj M. wspomina, że wojska rosyjskie wkroczyły do miasta już 25 lutego 2022 r.
- Natychmiast wysadzono most kolejowy w powietrze, po czym rozpoczął się ostrzał, bombardowano z samolotów. Oni bombardowali o północy, wybuchy były tak głośnie, że dom się trząsł. Mój dom ucierpiał, zwłaszcza od amunicji kasetowej. Jeden z takich pocisków wybuchł kilka metrów od werandy. W efekcie zawalił się strop, uszkodzono okna, wyłamano drzwi. Zaraz po wysadzeniu mostu zniknęły prąd, woda i gaz. Z powodu braku prądu przestały działać pompy pompujące wodę ze studni. Musiałem iść do lasu i tam nabrać wody. A to jest półtora kilometra od mojego domu. Ostatnią zimę było nam niełatwo przeżyć, bo zamarzły grzejniki w domach. Jedzenie gotowano na palenisku. Mam nadzieję, że łatwiej przetrwamy tę zimę
– mówi mieszkaniec Iziuma.
Kierowniczka Wschodniego Biura Norweskiej Rady ds. Uchodźców na Ukrainie Cristina Falconi twierdzi, że organizacja dostarczyła już mieszkańcom obwodów donieckiego i charkowskiego ponad 240 pieców na paliwo stałe. Są to zestawy składające się z samego pieca, zestawu rur i blach izolacyjnych. Cały sprzęt został wyprodukowany w jednym z ukraińskich przedsiębiorstw.
- Jeszcze raz podkreślamy, że ludność cywilna nie powinna być celem dla stron konfliktu. Ważne jest, aby ludzie mieli stały i terminowy dostęp do pomocy humanitarnej. Z kolei Norweska Rada ds. Uchodźców kontynuuje pracę na rzecz społeczności dotkniętych wojną. Pracujemy nad tym, aby dotrzeć do jak największej liczby osób potrzebujących naszego wsparcia
- mówi Falconi portalowi Niezalezna.pl.
Wołodymyr Buha - ukraiński dziennikarz, autor tekstów piosenek, były wieloletni korespondent Działu Świat „Gazety Polskiej Codziennie”.
Tłumaczyła - Olga Alehno