Zastrzelony słowacki dziennikarz stał się jednym z kilkudziesięciu przedstawicieli swojego zawodu, którzy co roku ponoszą śmierć za dociekanie prawdy. - Jak niebezpieczny jest to zawód pokazuje chociażby przykład amerykańskiego portalu Breitbart, który rekrutując dziennikarzy do pisania o mafii narkotykowej w Meksyku uprzedza ich, że wiąże się to z gotowością osoby na utratę życia – mówi portalowi niezalezna.pl założyciel i redaktor portalu reporters.pl Marek Bućko.
Jak informował portal niezalezna.pl, w poniedziałek na Słowacji został zastrzelony dziennikarz śledczy portalu Aktuality Jan Kuciak i jego dziewczyna. Dziennikarz został trafiony w klatkę piersiową, a jego partnerka w głowę. Policja prowadzi w tej sprawie śledztwo.
CZYTAJ WIĘCEJ: Głośne zabójstwo słowackiego dziennikarza. Trop prowadzi do włoskiej mafii
W rozmowie z portalem niezalezna.pl Marek Bućko wymienia inne najgłośniejsze zabójstwa dziennikarzy w ostatnich latach, do których dochodziło m.in. w Rosji, na Białorusi i Ukrainie.
Najgłośniejszym zabójstwem dziennikarza na Wschodzie był z pewnością mord dokonany na 48-letniej Annie Politkowskiej w 2006 r. Rosyjskiej dziennikarce, która pisała o korupcji w otoczeniu Władimira Putina, pisała o wojnie w Czeczenii i nacisnęła na odcisk rosyjskim służbom wojskowym. Została zastrzelona w windzie. Po paru latach w tej sprawie został skazany były rosyjski policjant. Tymczasem nadal nie ujawniono zleceniodawcy
- mówi Bućko, zauważając, że prawdy w tej sprawie możemy nie poznać nigdy.
Dziennikarz przypomina, że najwięcej rosyjskich dziennikarzy zginęło w latach 90. XX wieku, jednak i w ubiegłym roku w Rosji zabito dwóch przedstawicieli tego zawodu.
41-letni Dmitrij Popkow, redaktor naczelny regionalnej gazety „Ton-M” dostał w ub.r. pięć kul na własnym podwórku. Założyciel i redaktor gazety „Nowyj Pietierburg” 73-letni Nikołaj Andruszczenko został pobity na śmierć przez nieznanych sprawców
- zauważa Bućko.
Również na Ukrainie w 2016 r. mieliśmy bardzo głośną sprawę zabójstwa 44-letniego dziennikarza Pawła Szeremeta. To był dziennikarz pochodzenia białoruskiego, który pracował najpierw na Białorusi, potem w Rosji, potem na Ukrainie. Szeremet popierał Majdan i stronę ukraińską w wojnie w Donbasie, jak również był bardzo niewygodny dla białoruskich władz. W lipcu 2016 r., jadąc swoim samochodem do pracy, dziennikarz wyleciał w powietrze. W jego samochodzie odpalono zdalnie sterowaną bombę. Główna wersja ukraińskiego śledztwa jest taka, że zrobiły to rosyjskie służby specjalne. Rzeczywiście, i rosyjskie, i białoruskie służby na pewno miały powody, żeby Szeremeta usunąć, bo naraził im się wielokrotnie. Ale była i druga wersja, niezależnego śledztwa, przeprowadzonego przez ukraińską telewizję Hromadzke. Dziennikarze odkryli, że na dzień przez zabójstwem Szeremeta jego dom obserwował funkcjonariusz Ukraińskiej Służby Bezpieczeństwa (SBU) Ihor Ustymenko. Co więcej, widział nawet jak podkładana jest bomba w samochodzie Szeremeta, bo zostało to nagrane przez monitoring, który był tam zamontowany. SBU twierdzi, że ten funkcjonariusz został zwolniony już w 2014 r., a więc na dwa lata przed tym zamachem. Ale wątek tego funkcjonariusza jest bardzo niejasny. I do dziś tu również nie ustalono winnych. Mimo, że władze ukraińskie deklarowały, że wszystkie siły rzucą do tego śledztwa
- podkreśla redaktor.
Swoje haniebne przykłady śmierci dziennikarzy ma również Białoruś.
Tam ofiarą padł 36-letni Aleh Biabienin, założyciel i redaktor naczelny największego opozycyjnego portalu białoruskiego Karta’97 [który obecnie działa z terenu Polski]. Do tragedii doszło we wrześniu 2010 r., na trzy miesiące przed wyborami prezydenckimi na Białorusi, ostatnimi wyborami, w których Aleksander Łukaszenka bał się jeszcze przegrać. Wówczas portal Karta’97 był głównym wrogiem Łukaszenki. I oto nagle na działce żona znalazła powieszonego Biabienina. Obok ciała milicja znalazła dwie butelki po wódce. Nie było śladów przemocy, walki, więc przyjęto wersję, że popełnił samobójstwo. Problem w tym, że rozmawiałem z bliskimi kolegami Biabienina i wszyscy oni twierdzą, że w przeddzień tej tragedii spotykał się z nimi. Nie wykazywał żadnych objawów depresji. Przeciwnie. Mówił o różnych planach zawodowych na przyszłość, był pełen entuzjazmu. I jeszcze w dniu śmierci umawiał się sms-ami do kina. W związku z czym nie wyglądał absolutnie na człowieka w depresji, który zamierza popełnić samobójstwo. Jednak właśnie taką bardzo wątpliwą wersję przyjęło śledztwo, odrzucając wersję zabójstwa
- wspomina Marek Bućko.
CZYTAJ WIĘCEJ: Perfidne uderzenie Łukaszenki. Zablokował najpopularniejszy portal nadający z Polski
Jednak nie każdy przypadek prześladowania dziennikarzy w tym kraju skończył się tak tragicznie. „Poszczęściło” się m.in. Polakowi z Białorusi, dziennikarzowi polskich mediów Andrzejowi Poczobutowi, który w latach 2011-2012 dwukrotnie trafiał do aresztu za rzekome zniesławienie Alaksandra Łukaszenki.
Dostał wyrok 3 lat więzienia w zawieszeniu. Miał zakaz opuszczania Grodna. Ale pod presją opinii publicznej, dzięki temu, że była jednak solidarność z nim i w Polsce, i w Europie, w końcu został wypuszczony na wolność. I to pokazuje jak bardzo ważna jest presja opinii publicznej, jak ważne jest pisanie o tym. Dlatego, że dziennikarze, pozostawieni sami sobie, mimo że są dziennikarzami, to nie mają po prostu szans w starciu z władzami. I również w przypadku zabójstw, jest bardzo ważne, aby je nagłaśniać, mówić o tym. Bo inaczej śledztwa po prostu nie posuwają się do przodu
- mówi dziennikarz.
Marek Bućko dodaje, że mimo iż Rosja, Ukraina i Białoruś są krajami groźnymi dla dziennikarzy, gorzej sytuacja przedstawicieli tego zawodu wygląda w Syrii, gdzie toczy się wojna, czy w Meksyku, gdzie dziennikarze giną z rąk mafii narkotykowych.
Według organizacji Reporterzy bez Granic w ub.r. na świecie zamordowanych zostało 65 dziennikarzy. Według innych organizacji - nawet 80. Wszystko oczywiście zależy jak liczyć. Bo w naszych czasach są niezależni blogerzy, dziennikarstwo obywatelskie. To są płynne granice dziś, kto jest dziennikarzem a kto nie. Pewnie gdyby tak szeroko to potraktować, okazałoby się, że tych ofiar było znacznie więcej
- stwierdza.
Jak niebezpieczny jest to zawód pokazuje chociażby przykład prawicowego amerykańskiego portalu Breitbart, który rekrutując dziennikarzy do pisania o mafii narkotykowej w Meksyku uprzedza ich, że wiąże się to z gotowością osoby na utratę życia. I to jest właśnie prawdziwe dziennikarstwo, to jest prawdziwa odwaga ludzi, którzy rzeczywiście gotowi są zginąć za to co robią. I miejmy nadzieję, że śledztwo ws. zabójstwa, które miało miejsce obecnie na Słowacji, 27-letniego dziennikarza Jana Kuciaka, który pisał o powiązaniach włoskiej mafii z wysokimi rangą słowackimi politykami, nie podzieli los śledztw ws. zabójstw Politkowskiej, czy Biabienina. I że jednak uda się w tym przypadku znaleźć winnych
- podsumowuje redaktor.