Co tu jest grane, można zapytać odnosząc się do niedawnego wystąpienia Olafa Scholza, w którym mówił o rewizji granic z Polską. Jak ustaliła dziennikarka "Gazety Polskiej Codziennie", Olga Doleśniak-Harczuk, ranga wizyty Scholza w Poczdamie została obniżona i nie przemawiał on jako kanclerz, a jako zwykły poseł SPD. Dziennikarka przekazała również w programie Michała Rachonia swoje ustalenia - wbrew dotychczasowej praktyce nie sporządzono pisemnej wersji akurat tego przemówienia, zarówno w Urzędzie Kanclerza Federalnego, jak i w biurze prasowym partii SPD.
Przypomnijmy, w obecności Donalda Tuska Scholz powiedział m.in. że "nie chciałby, żeby jacyś ludzie szperali w książkach historycznych żeby wprowadzić rewizjonistyczne zmiany granic". Wypowiedź można było potraktować jako groźbę wobec Polski lub przynajmniej jakąś aluzję. Wywołała też lawinę komentarzy. W programie "Minęła 20" Michał Rachoń pytał Olgę Doleśniak-Harczuk ("Gazeta Polska Codziennie", "Nowe Państwo") o to, jak obecnie patrzy na to, co zostało powiedziane w Poczdamie.
Chyba chłodniej, chłodniej niż wypada debata publiczna na ten temat w Polsce. Przede wszystkim potraktowałam bardzo poważnie moją powinność dziennikarską - próbowałam się dowiedzieć, czy jest gdzieś dostępna wersja pisemna przemówienia Olafa Scholza. Nie po to, żeby ją studiować, bo mam takie hobby, tylko żeby się dowiedzieć, czy ten komentarz, zwrot dokonany w stronę Donalda Tuska, było czymś z góry zaplanowanym przez Kanzleramt, czy była to jakaś wycieczka, która - powiedzmy - spontanicznie wyniknęła przy okazji tego przemówienia Olafa Scholza.
- powiedziała Doleśniak-Harczuk
Rzecz w tym, że nie ma nigdzie pisemnie tej mowy, którą wygłosił Olaf Scholz. Rozmawiałam pisemnie z przedstawicielami Kanzleramtu, ze służby prasowej i okazało się, że ranga uczestnictwa Olafa Scholza w tym przedsięwzięciu została obniżona. Oznacza to tyle, że Olaf Scholz pojechał do Poczdamu jako poseł SPD, a nie jako kanclerz
- ujawniła dziennikarka.
Na tym jednak nie poprzestała w trakcie badania sprawy.
Poszłam o krok dalej, idąc tą logiką, którą zaprezentowano mi w Kanzleramcie, poprosiłam o wydanie mi tej mowy na piśmie przez centralę SPD. Dziś otrzymałam informację, że nie ma takiej możliwości, ponieważ to przemówienie nie istnieje na piśmie. Podkreślę tylko, że Niemcy są bardzo skrupulatni, jeśli chodzi o archiwizowanie wszelkich przemówień swoich polityków, a kanclerz federalny to polityk wyjątkowy, więc wszystkie przemówienia, które on wygłasza pojawiają się w formie pisemnej
- dodała Olga Doleśniak-Harczuk.
Reasumując - kanclerz powiedział to nie jako kanclerz, a jako poseł, a czy powiedział to, co miał powiedzieć - nie wiadomo, bo wersja pisemna przemówienia nie istnieje.