Premier Włoch Giuseppe Conte zapewnił dzisiaj, że jego kraj i Francję łączą "prastare" więzy, które nie podlegają dyskusji. O przyjaźni przypomniał zaś szef MSZ Enzo Moavero Milanesi. Tak skomentowali wezwanie na konsultacje ambasadora Francji w Rzymie. Włoska opozycja pisze w liście do Macrona o "nikczemnym rządzie i niekompetentnych ministrach" we Włoszech.
Do wezwania ambasadora, pierwszego takiego incydentu w historii relacji między obu krajami od 1940 roku, doszło na tle polemik i sporów oraz zarzutów stawianych władzom Francji przez włoską koalicję.
Premier Conte odnosząc się do tego wydarzenia oświadczył w Bejrucie:
"Relacje między Francją a Włochami mają prastare korzenie kulturowe oraz ekonomiczne i nie mogą być kwestionowane".
Minister spraw zagranicznych Enzo Moavero Milanesi stwierdził, że po powrocie szefa rządu do Rzymu zostanie "z najwyższą uwagą" przeanalizowana decyzja władz w Paryżu.
- Francja i Włochy są krajami-sojusznikami, a przyjaźń między obu narodami jest głęboka. Obrona i dyskusja dotycząca własnych interesów i punktów widzenia, podobnie jak debata polityczna przed wyborami do Parlamentu Europejskiego nie mogą wpłynąć i nie wpłyną na mocne relacje, które łączą nas od stuleci
- oznajmił szef MSZ.
Media informują o zaniepokojeniu panującym w Pałacu Prezydenckim w Rzymie w związku z rozwojem wydarzeń. Według cytowanych źródeł kancelaria prezydenta Sergio Mattarelli apeluje o natychmiastowe przywrócenie klimatu zaufania między obu krajami oraz zachowanie więzów przyjaźni i współpracy.
W związku z napięciami na linii Paryż-Rzym list do prezydenta Francji Emmanuela Macrona napisał lider centrolewicowej opozycyjnej włoskiej Partii Demokratycznej Maurizio Martina. Podkreślając, że wypowiada się w imieniu wielu Włochów, wyraził opinię, że ataki kierowane pod adresem prezydenta Francji ze strony przywódców włoskiej koalicji są "nieusprawiedliwione".
"Nikczemny rząd i niekompetentni ministrowie grają losem naszych krajów w stałej, niebezpiecznej kampanii wyborczej, rezygnując każdego dnia z zadania reprezentowania wspólnych interesów, na korzyść polemik i prowokacji mających na celu tylko podsycanie urazy i podziałów"
- ocenił Martina w liście do Macrona.
"Niech Pan wie - dodał - że nasz kraj nie jest taki. Włochy i Francja są i będą państwami-braćmi".
Politykę koalicji Ligi i Ruchu Pięciu Gwiazd nazwał "cyniczną" i kierującą się "logiką starcia, wroga, prowokacji".
"Włosi to nie rząd, który nakazał i umożliwił te ataki"
zapewnił lider centrolewicy.
Wcześniej szef MSW Włoch, wicepremier Matteo Salvini oświadczył, że rząd nie chce kłótni z Francją, i wyraził gotowość rozmów z prezydentem Emmanuelem Macronem.
Następnie lider prawicowej Ligi przedstawił postulaty Rzymu wobec Paryża: zaprzestanie odsyłania migrantów do Włoch, a także udzielania gościny byłym włoskim terrorystom, którzy znaleźli schronienie we Francji, oraz koniec z "gnębieniem" włoskich pracowników dojeżdżających do tego kraju i poddawanych długim kontrolom na granicy.
Czwartkową burzę wywołała informacja, że ambasador Francji we Włoszech Christian Masset został wezwany na konsultacje, co w języku dyplomacji oznacza wyrażenie niezadowolenia ze stanu stosunków dwustronnych.
- Francja jest od kilku miesięcy obiektem powtarzających się oskarżeń, bezpodstawnych ataków i oburzających stwierdzeń. Taka sytuacja jest bezprecedensowa od zakończenia wojny. (...) Najnowsza ingerencja stanowi dodatkową, nieakceptowalną prowokację
- oświadczyła rzeczniczka francuskiego ministerstwa spraw zagranicznych Agnes von der Muehll.
Za tę najnowszą ingerencję strona włoska uznała wtorkowe spotkanie wicepremiera Włoch i lidera antysystemowego Ruchu Pięciu Gwiazd Luigiego Di Maio z przedstawicielami oddolnego ruchu "żółtych kamizelek". Po spotkaniu Di Maio napisał na Twitterze, że "wiatr przemian przekroczył Alpy". Oświadczył też, że to Francja jako byłe mocarstwo kolonialne jest współodpowiedzialna za ubóstwo w Afryce.
Francuskie MSZ nazwało to spotkanie "prowokacją nie do przyjęcia" i wezwało włoskiego wicepremiera, by "nie podkopywał" relacji między obydwoma państwami.
Także Matteo Salvini wielokrotnie krytykował politykę prezydenta Macrona.
"Różnice zdań to jedna sprawa, ale manipulowanie relacjami do celów wyborczych to zupełnie inna rzecz. Kampania przed wyborami europejskimi nie może usprawiedliwiać braku szacunku dla każdego narodu czy jego demokracji - dodała rzeczniczka. - Wszystkie te akty tworzą poważną sytuację, która kwestionuje intencje włoskiego rządu wobec jego relacji z Francją".
Kilka godzin przed tą deklaracją, dzisiaj rano wicepremier Di Maio powiedział w wywiadzie telewizyjnym, że Francja wykorzystuje zasoby krajów afrykańskich i "blokuje ich gospodarkę". Zastrzegł zarazem: "To nie jest atak pod adresem Francji, ale Macrona i jego hipokryzji".
Następnie oświadczył, że jego spotkanie z przedstawicielami ruchu "żółtych kamizelek" było "legalne".
Kolejnym powodem napięć francusko-włoskich jest poważny spór o przyszłość gigantycznej, wielomiliardowej inwestycji, jaką jest budowa kolei dużych prędkości Turyn-Lyon przez Alpy. Podczas gdy Francja prowadzi tam prace, włoska koalicja podzielona jest w kwestii tych robót. Liga Salviniego opowiada się za kontynuowaniem budowy, ale stanowczo przeciwny jest temu Ruch Pięciu Gwiazd, zapewniając, że tak długo, jak jest u władzy, nie dopuści do realizacji tej linii kolejowej.