Na początku lipca tygodnik "Focus" podał, że Afgańczycy mogli wjeżdżać do Niemiec bez ważnych dokumentów wjazdowych. Urzędy ignorowały wskazówki niemieckiej policji. Z dalszych ustaleń gazety wynika, że od ponad roku śledztwem objęci są urzędnicy niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, których podejrzewa się o to, że poinstruowali pracowników niemieckiego konsulatu w Islamabadzie w Pakistanie, aby wydali wizę do Niemiec niejakiemu Mohammadowi G., pomimo iż wiedzieli, że paszport mężczyzny został sfałszowany. To miał być niejedyny taki przypadek w ciągu ostatnich pięciu lat, a wobec badanego obecnie przez prokuraturę potencjalnego zamieszania w sprawę większej liczby niemieckich ambasad i konsulatów w Niemczech sprawę nazywa się "aferą" i "skandalem", bowiem większość spośród tysięcy wpuszczonych tak do kraju migrantów w dalszej kolejności wystąpiła w Niemczech o azyl.
Wyszło też na jaw, że żona szefa wydziału wizowego niemieckiego MSZ pracująca jako prawnik reprezentujący przed konsulatem Afgańczyków ubiegających się o niemiecką wizę w Islamabadzie jest tą samą osobą, której MSZ zlecał m. in. przygotowywanie opinii prawnych i prowadzenie kursów online dla pracowników ambasady, którzy podejmują decyzje wizowe – poinformował z kolei portal Business Insider. Co więcej, kobieta miała otrzymywać zlecenia z pominięciem przewidzianego prawem konkursu ofert, a wypłaty prowizji prawniczce nie skończyły się nawet w chwili, gdy MSZ wszczęło w jej sprawie wewnętrzne dochodzenie w sprawie nieprawidłowości, zgłaszanych przez samych pracowników instytucji.
Mimo to, jak pisze Business Insider, szefowa resortu spraw zagranicznych, Annalena Baerbock idzie w zaparte i odmawia wszczęcia wewnętrznego dochodzenia w tej sprawie w podległej sobie instytucji.
Afera wizowa w Niemczech może mieć daleko idące konsekwencje. Choćby z powodu tego, że niemieckie wizy były rozdawane Afgańczykom, Pakistańczykom czy Irakijczykom bez ich żadnego sprawdzenia pod kątem bezpieczeństwa – mówi portalowi Niezależna.pl Cezary Gmyz, ekspert ds. Niemiec, komentator Republiki.
Islamiści mają na terenie Niemiec bardzo silną i rozbudowaną siatkę powiązań, opartą głównie o meczety i różnego rodzaju stowarzyszenia muzułmańskie. Tam jest im znacznie łatwiej działać i np. przygotowywać ataki terrorystyczne czy angażować się w przestępczość zorganizowaną. Jak wiemy, spora część z tych imigrantów zasila szeregi czy to grup handlarzy narkotykami czy mafii popełniających najcięższe przestępstwa.
– dodaje nasz rozmówca.
Konsekwencje afery wizowej w Niemczech, w odróżnieniu od polskiej, która była dętą aferą, są znacznie dalej idące. Jednak od dziesiątek lat mamy tam do czynienia z parasolem ochronnym rozpostartym nad politykami, którzy są zaangażowani w co najmniej podejrzane działania – uzupełnia ekspert.
Afer, które wybuchały w Niemczech i były zamiatane pod dywan można wymieniać wiele. Warto wspomnieć choćby o aferze czarnych kont za czasów rządów w CDU Helmuta Kohla, aferę doradczą w resorcie obrony Niemiec, kiedy kierowała nim Ursula von der Leyen, sprawę obecnego kanclerza Olafa Scholza i banku Warburg czy aferę związaną z ludźmi biznesmena Jana Marsaleka, który uciekł do Rosji. Niestety, jeżeli chodzi o ściganie sprawców zatrzymują się one na bardzo niskim poziomie, a przecież żadna z nich nie mogłaby istnieć bez potężnego wsparcia politycznego.
– mówi Gmyz.
Jeżeli ktoś zostanie ukarany w aferze wizowej, będą to ludzie z najniższego szczebla. Konsekwencje nie dotkną tych, którzy z punktu widzenia prawnego czy politycznego powinni najbardziej za nią odpowiadać.
– kończy ekspert.