PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Podwójna gra białoruskiego dyktatora. "Popiera Putina i pomaga Rosji, a z drugiej strony chce być pośrednikiem"

Alaksandr Łukaszenka próbuje prowadzić podwójną grę – z jednej strony popiera Rosję i pomaga jej w wojnie, z drugiej strony chce się promować jako potencjalny pośrednik, lecz żąda przy tym kapitulacji Ukrainy – mówi politolog Waler Karbalewicz. Ta "niby pokojowa retoryka trafia w próżnię" właśnie dlatego, że Łukaszenka jest postrzegany jako współuczestnik agresji.

Wikimedia Commons/Okras

"Alaksandr Łukaszenka próbuje rozgrywać jednocześnie dwie karty. Jedna z nich to poparcie dla Rosji, które odbywa się na poziomie propagandy, polityki zagranicznej, na poziomie wojskowym. Rosja wykorzystuje infrastrukturę wojskową Białorusi do swojej agresji na Ukrainę"

– mówi Karbalewicz, przebywający poza Białorusią.

"Z drugiej strony, Łukaszenka stara się przekonywać, że może odegrać rolę pośrednika, 'siły pokojowej'. Uporczywie powraca do tej koncepcji, proponując Mińsk jako 'platformę' do rozmów. Mówił nawet w czasie wywiadu, że chciałby, aby do Mińska przyjechał Joe Biden, ale amerykański prezydent pojechał do Kijowa"

– ironizuje.

"To dziwny 'plan pokojowy', bo Łukaszenka formułuje żądania tylko wobec jednej strony, opierając je na pełnej kapitulacji Ukrainy i zaakceptowaniu strat terytorialnych"

– mówi Karbalewicz. Według niego sytuacja, w której Łukaszenka stał się współagresorem jest dla białoruskiego polityka "niekomfortowa i on próbuje się z niej wydostać, ale już nie ma jak". Ta "niby pokojowa retoryka trafia w próżnię" właśnie dlatego, że Łukaszenka jest postrzegany jako współuczestnik agresji.

Oficjalny Mińsk w początkowej fazie wojny udostępnił armii rosyjskiej swoje terytorium oraz infrastrukturę do ataku na Ukrainę od strony granicy północnej. Wcześniej Mińsk zapewniał, że do takiej sytuacji nie dojdzie, a na kilka dni przed agresją oficjalnie ogłaszał, że "wszystkie wojska rosyjskie po zakończeniu manewrów wojskowych (przeprowadzonych w lutym ubiegłego roku, tuż przed początkiem inwazji) opuszczą terytorium Białorusi i powrócą do miejsc dyslokacji".

Na dalszym etapie wojny, gdy wiosną ub. roku siły rosyjskie wycofały się z północy Ukrainy, a działania wojenne skupiły się na wschodzie i południu tego kraju, rola Białorusi się zmieniła. Białoruś kontynuowała wsparcie dla Rosji, ale już nie jako miejsce, z którego wychodziły atakujące siły. Przez pewien czas – jak informowała strona ukraińska – z terytorium Białorusi prowadzone były ostrzały przy wykorzystaniu rosyjskiego uzbrojenia.

"Od października ubiegłego roku nie było informacji o takich atakach z terenu Białorusi"

– zaznacza Karbalewicz.

Na Białorusi wciąż pozostaje pewna liczba wojsk rosyjskich (według strony ukraińskiej pod koniec stycznia br. było to ok. 10 tysięcy ludzi) oraz sprzętu, w tym m.in. samoloty (w tym potencjalnie mogące atakować całe terytorium Ukrainy MiG-31K z rakietami Kindżał) czy systemy rakietowe Iskander. Rosjanie używają terytorium Białorusi jako poligonu do szkoleń swych zmobilizowanych żołnierzy i jako bazy remontowej.

"Mińsk stał się praktycznie jedynym sojusznikiem Rosji w tej wojnie i ta sytuacja bardzo mocno wpływa na całą politykę zagraniczną Białorusi, a także na jej politykę wewnętrzną"

– mówi Karbalewicz. Wskazuje, że ta sytuacja z punktu widzenia Łukaszenki, w warunkach sankcji zachodnich, ma wyraźne plusy.

"Białoruś otrzymała i otrzymuje duże wsparcie gospodarcze od Rosji, którego być może nie byłoby, gdyby nie było wojny. To kredyty, odroczenia spłat, dostęp do rynku rosyjskiego, zamówień państwowych, itd. Rosja pomaga Białorusi z eksportem jej produkcji, w tym nawozów potasowych, w sytuacji blokady sankcyjnej ze strony portów bałtyckich"

– wymienia politolog.

Poza tym Mińsk może liczyć na pełne wsparcie dyplomatyczne i psychologiczne, które - zdaniem eksperta - "dla Łukaszenki jest bardzo ważne".

"Z drugiej strony, ta sytuacja dla niego samego jest mocno niekomfortowa, bo zależność od Rosji bardzo się pogłębiła. Na terytorium kraju znajdują się wojska rosyjskie i de facto Mińsk nie sprawuje suwerenności wojskowej na swoim terytorium"

– zaznacza rozmówca PAP.

Jak prognozuje, w krótkiej perspektywie nie należy się spodziewać istotnych zmian, jeśli chodzi o działania Mińska wobec konfliktu, który jego sojusznik prowadzi na terytorium sąsiedniego kraju.

"Nie sądzę, że wojska białoruskie zostaną wciągnięte bezpośrednio do wojny, co wynika z szeregu przyczyn, determinujących tę sytuację od początku konfliktu"

– mówi Karbalewicz.

Chodzi przede wszystkim - jak mówi ekspert - o "szeroki konsensus" społeczny dotyczący ewentualnego udziału białoruskiej armii w wojnie. Bezpośredni udział w wojnie "jest niepopularny i dotyczy to zarówno oponentów, jak i zwolenników Łukaszenki. Podobne stanowisko ma aparat państwowy i struktury siłowe. W tym sensie Białoruś zasadniczo różni się od Rosji, w której społeczeństwo popiera wojnę" – wyjaśnia Karbalewicz.

Kolejną przyczyną jest fakt, że - jak mówi ekspert - przebieg wojny jest dla Rosji "niezbyt udany".

"Udział w zwycięskiej wojnie to jedno, ale dołączanie się do takiej, która nie idzie dobrze, a wręcz coraz gorzej, to już coś zupełnie innego"

– mówi Karbalewicz.

"Po trzecie myślę, że Rosja nie ma dużej potrzeby, by wykorzystywać w konflikcie białoruskie siły zbrojne. Tymczasem spokojnie w dowolnym zakresie korzysta z infrastruktury Białorusi, szkoli na jej terytorium swoich rezerwistów"

– zauważa politolog.

"Myślę, że ważnym argumentem, którego używa Łukaszenka, jest groźba kryzysu wewnętrznego w przypadku aktywnego dołączenia do wojny. Może on przekonywać, że ewentualny ostry kryzys polityczny u głównego sojusznika byłby dla Rosji niekorzystny"

– ocenia Karbalewicz.

Jak zauważa ekspert, obecnie nie widać sygnałów o tworzeniu na terytorium Białorusi zgrupowania uderzeniowego.

 



Źródło: PAP, niezalezna.pl,

#Ukraina #wojna #Rosja #Białoruś #Alaksandr Łukaszenka

bm