Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Jak arabski klan zwrócił gwiazdę Orderu Orła Białego. Po trzech latach od napadu na jedno z najbogatszych muzeów świata

21 obiektów jubilerskich wysadzanych łącznie 4,3 tys. diamentów, wycenianych na 113 mln euro – taki łup pod koniec listopada 2019 r. wynieśli z drezdeńskiego muzeum jubilerstwa Grünes Gewölbe (Zielone Sklepienie) członkowie klanu Remmo, jednego z najsłynniejszych klanów arabskich w Niemczech. Po trzech latach od zuchwałej kradzieży w nocy z 16 na 17 grudnia część łupu odzyskano, prawdopodobnie na skutek porozumienia zawartego między prokuraturą w Dreźnie a obrońcami sześciu oskarżonych o udział w kradzieży członków klanu. Zgodnie z procedurą zabezpieczona biżuteria zostanie sprawdzona przez historyków sztuki, którzy ustalą, czy jest autentyczna i kompletna. Wśród odzyskanych przedmiotów jest gwiazda Orderu Orła Białego.

By image taken by Mathiasrex, Maciej Szczepańczyk - Own work, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=74728191

W Dreźnie od soboty mówi się o „cudzie adwentowym”. Z ulgą wiadomość o odzyskaniu części zrabowanych klejnotów przyjęli premier Saksonii Michael Kretschmann i minister kultury landu Barbara Klepsch. Pogoń za skradzionymi kosztownościami trwała od listopada 2019 r.

Diament za dwie tony złota

Trzy lata temu włamanie do drezdeńskiego skarbca z miejsca okrzyknięto historycznym. Sprawcy podpalili skrzynkę transformatorową, odcinając muzeum od oświetlenia i alarmu, następnie usunęli fragment krat okiennych i przez okno wdarli się do skarbca, roztrzaskali siekierą jedną z witryn, zwinęli trzy komplety królewskiej biżuterii wartej 113 mln euro i uciekli osobowym autem w siną dal. Napad trwał zaledwie kilka minut. Kamery monitoringu nagrały akcję. Zuchwała kradzież postawiła na nogi drezdeńską policję, która powołała w celu prowadzenia śledztwa specjalną komisję pod kryptonimem „Epolet”. Nazwa nieprzypadkowa. Wśród zrabowanych kosztowności był epolet stanowiący część galowego stroju Fryderyka Augusta I Wettyna. Epolet wyjątkowy, bo wzbogacony 50-karatowym diamentem Sächsischer Weisser, który od 1728 r. znajdował się w saskich zbiorach. Diament został nabyty przez Augusta Mocnego od pewnego hamburskiego jubilera za cenę 200 tys. talarów (ówczesna równowartość ok. 2 ton złota), co znacznie uszczupliło królewskie zasoby. Po klęsce w wojnie siedmioletniej dwór saski przekazał diament z epoletu jako kontrybucję na rzecz zwycięskich Prus, ale z czasem udało się go odzyskać i przywrócić mu pierwotną formę. I w takim stanie wraz z innymi kosztownościami trafił do worka złodziei. 

Chronologia śledztwa

W skład specjalnej komisji powołano 40 funkcjonariuszy, śledztwo podlegało wydziałowi ds. przestępczości zorganizowanej drezdeńskiej prokuratury i początkowo sprawą zajmowało się trzech prokuratorów. Szybko wyznaczono też nagrodę za wskazówki mogące doprowadzić do odzyskania kosztowności – 500 tys. euro. Kwotę tę w ostatnich miesiącach nawet potrojono. O pomoc w ustaleniu tożsamości złodziei proszono w telewizji, internecie i prasie. 1 grudnia 2019 r. apel wystosowano w programie „Kripo Live”. Na tamtym etapie policja dostała 516 wskazówek od widzów, trzy tygodnie później było ich już 1,1 tys. Wciąż trafiano na nowe tropy, policja na podstawie dostarczonych zdjęć szukała pasażerów audi A6 z 2006 r. (auto zostało spalone po napadzie na parkingu podziemnym w Dreźnie, na skutek podpalenia spłonęły wtedy jeszcze trzy samochody, a 61 zostało uszkodzonych). Wiadomo było, że na miejscu zdarzenia zabezpieczono ponad 700 śladów, ale trzeba też było wykluczyć fałszywe tropy – chociażby takie jak ten o rzekomej ucieczce złodziei do Berlina na pokładzie autokaru znanej firmy przewozowej. O ile jednak autokar nie wchodził w grę, to już stolica Niemiec – tak. 

Przełom w śledztwie nastąpił we wrześniu 2020 r. Funkcjonariusze z Drezna w asyście berlińskich kolegów przeszukali mieszkanie i pomieszczenia w okolicy Hermannstrasse (w policyjnym slangu ulica ta stanowi część tzw. Arablandu w Berlinie), należące do handlarza kartami SIM rejestrowanymi na „słupy”. Takimi kartami posługiwali się złodzieje klejnotów. Następnie przeszukano warsztat samochodowy, w którym sprawcy zlecili oklejenie audi specjalną folią zmieniającą kolor karoserii. Na miejscu zebrano informacje, które popchnęły śledztwo do przodu. 

17 listopada w godzinach porannych policja przeszukała 18 mieszkań i warsztatów samochodowych w Berlinie. W akcji w dzielnicy Neukölln wzięło udział ponad 1,6 tys. funkcjonariuszy z kilku landów. Zatrzymano trzech podejrzanych obywateli Niemiec. W ich mieszkaniach zabezpieczono telefony komórkowe, komputery, nośniki danych, siekiery, maczety, trochę środków odurzających i ubrania. Klejnotów nie znaleziono. Na początku nie podano do wiadomości personaliów zatrzymanych, ale ujawniono dane dwóch kolejnych podejrzanych, których nie udało się tego dnia zatrzymać, byli to bracia bliźniacy – Abdul Majed Remmo i Mohammed Remmo. Mohammed wpadł 14 grudnia 2020 r., pojmanie Abdula zajęło służbom więcej czasu, schwytano go dopiero w maju 2021 r., a w sierpniu dołączył do nich jako szósty podejrzany Ahmed Remmo. I wtedy zaczął się proces. 

Całej szóstce postawiono zarzuty udziału w rabunku klejnotów z Grünes Gewölbe i podpalenia auta. Abstrahując już od wartości samych klejnotów, straty materialne powstałe w wyniku podpalenia i zniszczenia skrzynki transformatorowej oraz samochodów uszkodzonych przy okazji spalenia trefnego auta sprawców oszacowano na ponad milion euro. Przy czym okazało się, że dwaj oskarżeni, Wissam i Ahmad Remmo, już w marcu 2017 r. zostali skazani w Berlinie za udział w kradzieży 100-kilogramowej złotej monety z berlińskiego Muzeum Bodego. To była druga co do wielkości moneta świata, miała średnicę opony samochodowej i była opatrzona wizerunkiem królowej Elżbiety II. Moneta zwana jako „Big Maple Leaf” wyceniana na 3,75 mln euro przepadła jak kamień w wodę, prawdopodobnie została pocięta na kawałki i sprzedana. Kradzież monety wywołała niemałe poruszenie, zwłaszcza że jej wyniesienie z prestiżowego Muzeum Bodego odbyło się w dość chałupniczy i kompromitujący dla placówki sposób. Złodzieje wdrapali się po drabinie do jednego z okien, monetę spuszczono na linie i wywieziono na taczce. 

20 lutego 2020 r. w Berlinie zapadł wyrok skazujący dwóch sprawców tej kradzieży, w tym nieletniego wówczas Wissama, na karę 4,5 roku więzienia. Strażnik muzealny, który im pomógł, dostał karę 3 lat więzienia. Wissam Remmo, zamiast siedzieć za kratami, bez przeszkód chodził po Berlinie, jak tłumaczono, z uwagi na wdrożone postępowanie rewizyjne i fakt, że wyrok nie był prawomocny. Nawet gdy wyrok się uprawomocnił, Wissam i tak nie trafił do więzienia. Zdążył jeszcze za to w listopadzie 2019 r. zaliczyć sprawę przed sądem rejonowym w Erlangen za kradzież sprzętu służącego w zwykłych okolicznościach do ratowania ofiar wypadków zakleszczonych w samochodach, a przestępcom do forsowania przeszkód dzielących ich od łupów. Mało tego – podczas rutynowej kontroli policyjnej w dzień po napadzie na drezdeński skarbiec w kufrze auta Wissama i Ahmada Remmo, którym bracia jechali na rozprawę Wissama w Erlangen, funkcjonariusze znaleźli sprzęt niczym z podręcznika młodego włamywacza. W Erlangen Wissama skazano na 2,5 roku więzienia i przeniesiono do placówki w Berlinie, a tam już zajęli się nim policjanci z „Epoletu”. 

I tak na ławie oskarżonych zasiedli kolejno: Ahmad, Bashir, Abdul Majed, Mohammed, Rabieh i Wissam – młodzież klanu Remmo (najmłodszy miał 22 lata, najstarszy 28 lat). Proces trwał od 28 stycznia tego roku i był z pewnością popisem sporych umiejętności obrońców członków klanu, znanych z tego, że potrafią w nieskończoność przewlekać sprawy. Tym razem postawiono na proste chwyty. Na przykład obrończyni Mohammeda argumentowała, że jej klient nie mógł brać udziału w napadzie, bo z uwagi na tuszę (jak wskazała pani adwokat, Mohammed ważył wówczas 115 kg) nie byłby w stanie przecisnąć się przez muzealne okno. Koniec końców jednak coś się w linii obrony zmieniło, skoro zdecydowano się zawrzeć deal. Według informacji Spiegel TV do porozumienia między prokuraturą a stroną oskarżonych doszło za sprawą obrońcy Rabieha Remmo, najstarszego ze sprawców. A w ramach ugody część odzyskanych z kradzieży kosztowności przekazano jednej z kancelarii prawnych Berlina. 

Kim są bracia Remmo?

W Berlinie rezyduje 25 klanów arabskich, Remmo należą do absolutnej czołówki tych najbardziej przestępczych – dziś mówi się o „generacji wnuków”, to trzecie pokolenie, uważane przez policję niemiecką za najbardziej aktywne. I są to już obywatele Niemiec mający niemieckie paszporty. Pierwsi członkowie klanu Remmo przybyli do Niemiec w latach 80. z terytorium Libanu, gdzie jako imigranci z tego regionu byli traktowani jako bezpaństwowcy. Udokumentowane początki ich działalności przestępczej przypadają na lata 90. To wtedy w Berlinie doszło do strzelaniny z udziałem dwóch członków klanu, ofiarą był restaurator z byłej Jugosławii. Po tym wydarzeniu policja przeszukała mieszkanie należące do Remmo i znalazła heroinę oraz libańskie akty urodzenia in blanco. Od tego czasu Remmo byli oskarżani o najróżniejsze przestępstwa, od prania brudnych pieniędzy, przez handel narkotykami, po morderstwa, uszkodzenia ciała, napaść z bronią, kradzieże itd. 

W czerwcu 2018 r. policja przeszukała w Berlinie i Brandenburgii 77 nieruchomości należących do klanu i zajęto grunty o wartości 9,3 mln euro. Dwa miesiące później zajęto dalsze działki i nieruchomości oraz kilka luksusowych samochodów. Do grupy należy w Niemczech od 500 do 1000 osób. Tylko w 2017 r. klan berliński dopuścił się ponad tysiąca różnego rodzaju przestępstw i wykroczeń, głównie włamań i kradzieży. Straty z tytułu ich rocznej „działalności” dla państwa tylko w 2017 r. szacowano na 28 mln euro. Odnoga klanu w Bremie też sobie radzi po swojemu. Jeden z głównych członków rodziny ukradł rolexy za 2 mln euro, na miejscu przestępstwa zabezpieczono jego DNA. Uratował go fakt, że ma brata bliźniaka o identycznym DNA. Policja umorzyła śledztwo. W czasie kryzysu migracyjnego część klanów arabskich zajęła się prowadzeniem ośrodków dla uchodźców, niektórzy z nich nawet przedostali się do urzędu dla cudzoziemców, gdzie pracowali w charakterze tłumaczy arabskiego. Remmo też prowadzili ośrodek dla uchodźców. I tak ich pomysłowość i bezczelność stały się legendarne, a gdy doliczyć do tego kradzież monety w Berlinie i klejnotów w Dreźnie, widać, że i upodobania do rodzaju łupów jakby w specyficzny sposób wysubtelniały. 

Pilnujcie lepiej saskich skarbów

Odnaleziona gwiazda Orderu Orła Białego przenosi nas w czasy unii polsko-saskiej i panowania władców z dynastii Wettynów na polsko-litewskim tronie. Epoka ta, uważana przez lata za okres schyłku i upadku Rzeczypospolitej, przez lata nie cieszyła się uznaniem historyków. Dopiero w ostatnich dziesięcioleciach pogłębione badania źródłowe i nowe ujęcia syntetyczne pozwoliły nieco bardziej wielostronnie spojrzeć na czasy królów Sasów, zwłaszcza w kwestiach związanych z historią kultury czy genezą niektórych reformatorskich zamierzeń realizowanych potem w epoce stanisławowskiej. 

Geneza Orderu Orła Białego wynika z ogólnej tendencji epoki. Przełom XVII i XVIII w., czasy absolutyzmu i zanurzonej w baroku kultury dworskiej, sprzyjał sięganiu przez władców po ordery jako narzędzie nagradzania i kupowania zwolenników. Do dawnych odznaczeń, jak habsburski Order Złotego Runa czy angielski Order Podwiązki, dołączały kolejne ustanawiane zarówno przez najpotężniejsze stolice, jak i drobne księstwa niemieckie. Polscy królowie byli tu w specyficznej sytuacji, bo wyróżnianie niektórych spośród elity przez nadawanie orderów stało w sprzeczności z coraz bardziej fikcyjną zasadą równości szlacheckiej. Dlatego pierwsza próba ustanowienia Orderu Niepokalanego Poczęcia za czasów Władysława IV Wazy zakończyła się polityczną katastrofą dworu i sejmowym zakazem podobnych inicjatyw na przyszłość. 

Samo powstanie pierwszego Orderu Orła Białego wiąże się z zawirowaniami początków panowania Augusta II. Oficjalna data powołania odznaczenia w 1705 r. może budzić wątpliwości, skoro wiadomo, że już w 1703 r. miał go otrzymać kozacki hetman Iwan Mazepa. Tradycyjnie uważano, że pierwsze ordery otrzymywali głównie magnaci sprzyjający Wettynowi w jego walce o tron ze Stanisławem Leszczyńskim. Sprawa jest jednak jeszcze bardziej wieloznaczna. Jak pisał w roku 2010 na łamach „Kwartalnika Historycznego” jeden z najwybitniejszych badaczy epoki Jacek Burdowicz-Nowicki, pierwotnie order został przez Augusta II ustanowiony po to, by tym wypróbowanym dworskim sposobem zdobywać przychylność dostojników i wojskowych z otoczenia Piotra I. Później stał się również narzędziem kaptowania zwolenników w kraju. 

Może więc powinniśmy dziś uznać, że niezależnie od skomplikowanej genezy dzisiejsza waga i znaczenie najważniejszego odznaczenia Rzeczypospolitej wiążą się z naszym upartym poszukiwaniem historycznej ciągłości. A niemieckim muzealnikom powinniśmy chyba powiedzieć: pilnujcie na przyszłość lepiej saskich skarbów, bo to również część naszej wspólnej historii.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Olga Doleśniak-Harczuk,Antoni Opaliński (PR24)