Demonstranci wtargnęli w środę do gmachu Kongresu, doprowadzając do wstrzymania posiedzenia amerykańskiego parlamentu. Wieczorem czasu miejscowego demonstranci rozchodzą się. Służby bezpieczeństwa zapewniają, że Kapitol jest już bezpieczny. Media w USA zgodnie piszą o historycznym chaosie, obrazkach jak z wojny i oceniają, że to jeden z najtrudniejszych momentów dla amerykańskiej demokracji. Trwa również dyskusja, w jaki sposób demonstrantom udało się wejść do Kongresu.
Wtargnięcie demonstrantów do Kongresu i ewakuacja parlamentarzystów stanowi bezprecedensowe wydarzenie w historii Stanów Zjednoczonych. Demonstrantom udało się wejść m.in. do sali obrad Izby Reprezentantów oraz biura szefowej tej izby Nancy Pelosi. Zdjęcia przechadzających się po korytarzach Kongresu protestujących z flagami Konfederacji oraz bronią obiegły zszokowany świat.
W gmachu Kongresu, w którym trwało posiedzenie zatwierdzające głosowanie Kolegium Elektorów, wybito w środę część okien oraz zdemolowano drzwi. Stacja NBC podała, że zmarła postrzelona w Kapitolu kobieta. Pojawiają się informacje o rannych policjantach oraz kilkunastu aresztowanych manifestantach.
Wieczorem czasu miejscowego tłum rozchodzi się, przed Kongresem jest kilkaset osób, część w paramilitarnym rynsztunku. Policja od czasu do czasu rozprasza demonstrantów granatami hukowymi.
"Lud przemówił, to będzie w podręcznikach do historii", "USA, USA", "Zatrzymać oszustwo" - słychać wśród idących Pennsylvania Avenue. O północy polskiego czasu w Waszyngtonie rozpoczęła się godzina policyjna; spokój na ulicach miasta egzekwować ma oprócz policji Gwardia Narodowa. Nad miastem lata policyjny śmigłowiec, w centrum słychać ciągły dźwięk syren pojazdów służb porządkowych.
Przy Kapitolu znaleziono materiały wybuchowe, policja je zabezpieczyła. Z powodów bezpieczeństwa ewakuowano także biuro Partii Demokratycznej w Waszyngtonie.
Z obawy przed demonstrantami część dziennikarzy i kongresmenów chowała się w gmachu amerykańskiego parlamentu za szafkami. Niektórzy leżeli na podłodze. Demonstranci robili sobie zdjęcia z posągami oraz obrazami w parlamencie.
Większość parlamentarzystów chce wznowić posiedzenie w środę i dokończyć proces zatwierdzania głosów Kolegium Elektorów w wyborach prezydenckich z 3 listopada 2020 r. - informuje stacja telewizyjna MSNBC.
W tej chwili nasza demokracja jest atakowana w sposób niemający precedensu - oświadczył w telewizyjnym wystąpieniu prezydent elekt. "Nigdy niczego takiego nie widziano we współczesnych czasach" - ocenił. Jak zauważył, sceny chaosu na Kapitolu nie odzwierciedlają Ameryki i tego, kim Amerykanie są. "Pokazują niewielką grupę ekstremistów. (...) Musi się to skończyć. Teraz" - oświadczył. Wezwał przy tym prezydenta Donalda Trumpa, by w telewizji zażądał zakończenia tego oblężenia.
W późniejszym nagraniu na Twitterze Trump wezwał demonstrantów do pokojowego rozejścia się do domów. Oświadczył jednocześnie, że "wybory nam skradziono".
Atak na Kapitol nie będzie tolerowany, osobom w to zaangażowanym będą stawiane zarzuty; przemoc i niszczenie muszą się zakończyć - napisał na Twitterze wiceprezydent USA Mike Pence.
Media w USA zgodnie piszą o historycznym chaosie, obrazkach jak z wojny i oceniają, że to jeden z najtrudniejszych momentów dla amerykańskiej demokracji. Trwa również dyskusja, w jaki sposób demonstrantom udało się wejść do Kongresu.