"Żółte kamizelki”, jak nazywa się protestujących przeciw podwyżce podatków od paliwa, zablokowały - częściowo lub całkowicie - setki przejazdów na autostradach, ulicach i placach Francji. Doszło do kilku wypadków, jednego śmiertelnego, gdy w Sabaudii otoczona żółtymi kamizelkami kobieta za kierownicą w panice nacisnęła na gaz i przejechała manifestantkę. Policjanci użyli też gazu łzawiącego, by powstrzymać napierający tłum.
W Paryżu, jeszcze przed wschodem słońca kilkudziesięciu manifestantów spowolniło ruch na placu rogatki Maillot, kilkaset metrów za Łukiem Triumfalnym i Polami Elizejskimi. Następnie zablokowano drogi przez pobliski Lasek Buloński i sąsiednie wyjazdy z Bulwaru Peryferyjnego - wewnętrznej obwodnicy okalającej miasto.
„Żółte kamizelki”, do których dołączyło wielu paryżan nie noszących tego znaku rozpoznawczego, przeszły Polami Elizejskimi, tamując ruch na „najpiękniejszej arterii miejskiej świata”.
Po południu około 1000 uczestników protestu blokujących paryski Plac Zgody, skręciło w uliczki prowadzącej do Rue du Faubourg Saint-Honore - ulicy Przedmieścia Saint Honore, gdzie mieści się Pałac Elizejski, czyli siedziba prezydenta. Rue du Faubourg Saint-Honore w 8. dzielnicy Paryża, będąca przedłużeniem ulicy Rue Saint-Honore w 1. dzielnicy, słynie z ekskluzywnych sklepów z modą i biżuterią, ale w sobotę nikt nie wybijał tam szyb.
Manifestanci wznosili okrzyki „Macron dymisja!”, „Macron przestań nas drenować”. Na kamizelkach widać było napisy „auto to moje narzędzie pracy” czy „wściekły Gal”, w nawiązaniu do słów prezydenta, który w sierpniu nazwał Francuzów „opornymi na wszelkie zmiany Galami”. „Za dużo podatków, za dużo bezdomnych, za dużo samobójstw. Oburzajcie się!” – głosił transparent. Wiele było trójkolorowych flag francuskich. Kilkakrotnie śpiewano francuski hymn Marsyliankę.
Około godz. 16.30 cofające się przed tłumem siły porządkowe użyły gazu łzawiącego na Przedmieściu Saint Honore, zmuszając liczne osoby do wycofania się. Ci, którzy napływali innymi ulicami, doszli na kilkadziesiąt metrów od Pałacu Elizejskiego.
DIRECT #17Novembre - Gaz lacrymogène et projectiles entre CSI et #GiletsJaunes sur la Place de l’Etoile. Situation très tendue. pic.twitter.com/Qr1OLPPB8c
— Clément Lanot (@ClementLanot) 17 listopada 2018
Bez szarżowania i starć policjantom udało się odepchnąć tłum, który powrócił na Pola Elizejskie. Jak donosili reporterzy telewizyjni, kilkadziesiąt osób pozostało jednak w okolicach Pałacu Elizejskiego, próbując dostać się pod samą siedzibę prezydenta.
Direct #GiletsJaunes #ChampsElysees #paris vidéo #actu #17novembre pic.twitter.com/qn32RvSWYS
— Com Back Team (@combackteam) 17 listopada 2018
W przeciwieństwie do większości manifestacji francuskich, obok tłumu nie widać było zamaskowanych chuliganów z „czarnego bloku”. „To nie żadne łobuzy, to Francja wyszła na ulicę – powiedział wcześniej około 30-letni Julien, informatyk z podparyskiego departamentu Sekwany i Marny. - Nie mam innego wyjścia, do pracy muszę jeździć samochodem” – tłumaczył.
Los policías?♂️?♂️?♂️ en Francia empiezan a lanzar gases lacrimógenos a los manifestantes contra #Macron
— Poncho Muñoz (@PonchoMunoz) 17 listopada 2018
...así ahora los #ChampsElysées ??? #GiletsJaunespic.twitter.com/44tWDjpTtB
Według francuskiego MSW w całej Francji manifestowały 282 tys. "żółtych kamizelek", a według uczestników blokad - „co najmniej cztery razy tyle”. Liczby się różnią, ale nikt nie mówi o milionach, jakie przewidywano jeszcze w piątek wieczorem.
Doszło do kilku wypadków, jednego śmiertelnego, gdy w Sabaudii otoczona żółtymi kamizelkami kobieta za kierownicą w panice nacisnęła na gaz i przejechała manifestantkę.
Jak podało wieczorem MSW, w całym kraju rannych zostało 227 ludzi, w tym sześciu poważnie, zatrzymano 117, z czego 73 trafiło do aresztu.