Pierwsze pozwolenie na prace Kijów wydał Polsce w marcu br. dla poszukiwań we wsi Puźniki. Teraz z kolei prace zostaną przeprowadzone na terytorium dawnej wsi Zboiska. Poszukiwane będą szczątki obywateli polskich, żołnierzy, którzy w 1939 r. zginęli we Lwowie i zostali pochowani we wspomnianej wsi. Temat ekshumacji szczątków Polaków na Ukrainie przez lata był trudnym dla obu stron. Jak ocenia Pan stan tej współpracy obecnie?
Jako produktywny i ważny. Rzeczywiście, przed końcem 2024 r. mieliśmy prawie dziesięcioletnią przerwę w udzielaniu pozwoleń na prace poszukiwawcze w obu krajach. I dzięki temu, że przywódcy naszych dwóch państw (ze strony polskiej byli to zarówno prezydent, jak i premier kraju) wykazali chęć zakończenia tej przerwy, ministrowie kultury Ukrainy i Polski, Mykoła Toczycki i Hanna Wróblewska, wydali zgodę na rozpoczęcie prac.
Do prowadzenia dialogu została utworzona niewielka ukraińsko-polska grupa - trzech przedstawicieli z każdego kraju. W jej skład weszli przedstawiciele Ministerstw Kultury, instytutów pamięci narodowej i naukowcy. Ja kieruję ukraińską grupą, zaś polską – poseł Sejmu RP Paweł Kowal.
Razem zaczęliśmy porządkować wszystko, co nagromadziło się przez ostatnie lata i zastanawiać się, dlaczego dotychczas nie ruszaliśmy z tymi sprawami. Uzgodniliśmy, że wymienimy się listami miejsc, w których chcielibyśmy pracować, czyli Ukraińcy szukać zmarłych w Polsce, lecz Polacy swoich – w Ukrainie. I proces się rozpoczął. Równolegle studiowaliśmy ramy prawne obu krajów, wymienialiśmy się informacjami na temat tego, jak działa system zezwoleń na Ukrainie i odpowiednio w Polsce.
Po wymianie list Ukraina podjęła pierwszą decyzję o tym, że Polacy mogą przyjechać do byłej wsi Puźniki w obwodzie tarnopolskim i rozpocząć prace poszukiwawcze i ekshumacyjne. To był swego rodzaju przełom. I to nie są moje słowa, tylko tak ten proces nazwali nasi polscy partnerzy. Prace ruszyły 24 kwietnia i potrwały trzy tygodnie. W tym czasie nie odnotowano żadnego incydentu, wszyscy pracowali z dużą precyzją i w sposób skoordynowany.
Wspólna ukraińsko-polska ekspedycja, w skład której weszli historycy, eksperci medycyny sądowej i antropolodzy, do dziś ekshumowała szczątki 42 osób. Zostaną one ponownie pochowane na terenie tegoż starego cmentarza w Puźnikach, kiedy Polacy zakończą procedurę analizy DNA.
Z kolei w środę, 11 czerwca, rozpoczęliśmy nową historię, bowiem wydaliśmy drugie pozwolenie na prace we wsi Zboiska. Kiedyś były to przedmieście Lwowa, teraz – część terytorium miasta Lwowa. Z kolei Polacy przychylili się do naszej prośby i dali nam pozwolenie na przeprowadzenie prac wykopaliskowych we wsi Jureczkowa, niedaleko Przemyśla.
Co wpłynęło na wydanie pierwszej a potem kolejnej decyzji ukraińskiej strony?
Wpłynęło uświadomienie sobie, że dwaj sąsiedzi, którzy dzielą wspólny „płot”, nie mogą nie rozmawiać na wrażliwe tematy. Zauważę, że dla naszych polskich sąsiadów ten temat jest teraz bardziej wrażliwy. Słyszeliśmy wypowiedzi polskich polityków, że bez rozwiązania kwestii naszej wspólnej historii z czasów II wojny światowej trudno będzie nam realizować politykę integracji europejskiej.
Te czynniki sprawiły, że zaczęliśmy szukać wspólnych rozwiązań i próbować zrozumieć, dlaczego nie zrobiliśmy tego w poprzednich latach. Teraz mamy wolę polityczną na poziomie przywódców państw, na poziomie ministerstw spraw zagranicznych i ministerstw kultury, aby w końcu rozwiązać ten problem.
Nasze działania sprawiły, że stopień napięcia w polskim społeczeństwie w tej sprawie gwałtownie spadł. Niestety, ten proces nie zostanie całkowicie odpolityczniony. Ale takie kroki, jak udzielanie pozwoleń, dokończenie trwających prac i rozpoczęcie nowych, wskazują, że jesteśmy dojrzali i rozumiemy nasze wzajemne potrzeby. Musimy godnie pochować szczątki osób z czasów II wojny światowej.
Czy są plany, aby w przyszłości rozszerzyć tereny poszukiwań zarówno w Ukrainie, jak i Polsce?
Oczywiście, że są takie plany. W sumie już wymieniliśmy się listami, na których jest 22 miejsca, w których chcielibyśmy wykonać pracę. Ale ten proces zajmie nam trochę czasu, ponieważ pracujemy w warunkach trwającej wojny. Jak wiadomo w Ukrainie nie ma dziś bezpiecznych terytoriów. Ostatnie bezprecedensowe masowe ataki rakietowe na takie ukraińskie miasta jak Równe i Tarnopol [miasta w zachodniej części Ukrainy] sprawiają, że zastanawiamy się trzy razy i bardzo starannie przygotowujemy się do takiej pracy.
Byliśmy bardzo odważni, gdy w warunkach trwającej wojny zaczęliśmy robić to, czego nie robiliśmy w czasie pokoju. Obiektywnie ten proces jest zależny od czynników bezpieczeństwa, które musimy zapewnić. I chociaż chcielibyśmy rozszerzyć geografię prac, nadal uważamy, że zrealizowanie wykopalisk w Puźnikach – od rozpoczęcia do dokończenia – w ciągu sześciu miesięcy jest prawdziwym przełomem.
To przykład udanej współpracy między naszymi dwoma krajami, wyjątkowy moment w nowoczesnej historii Polski i Ukrainy, ponieważ ustalono lub ustala się obiektywne okoliczności historyczne tej tragedii. Znajdowane są ciała cywilów, którzy kiedyś zostali pochowani na tym cmentarzu i nie są związane z wydarzeniami z 1945 r. Tudzież znaleziono artefakty, które pozwalają stwierdzić, że w tym miejscu pochowano zarówno żołnierzy Armii Krajowej, jak i ukraińskich bojowników, a także pracowników sowieckiego NKWD. Jest to tak złożona historia, która daje dobry materiał historykom. Zaś my będziemy działać tak szybko, jak pozwoli sytuacja bezpieczeństwa.
Jak wygląda proces prac na miejscu?
Przed rozpoczęciem prac ziemnych formowane są wspólne delegacje. Zatwierdzamy je. Jak wspominałem, wspólne delegacje zazwyczaj obejmują historyków, antropologów i ekspertów medycyny sądowej. Zgodnie z tym jedna strona formuje delegację i informuje drugą o jej składzie.
Następnie zapewniamy różne środki bezpieczeństwa na poziomie regionalnych administracji wojskowych. To jest bardzo ważne. I dopiero po tym ustalamy dzień, kiedy takie prace się rozpoczną. Na miejsce dociera sprzęt. Jeśli są drzewa, które przeszkadzają w pracy, lokalne władze wydają pozwolenie na ich wycinkę. Odbywa się etap przygotowawczy, czyli oczyszczenie terenu.
Następnie rozstawiane jest „miasteczko namiotowe”. Szczegóły pracy takiego „miasteczka” są kwestią bezpieczeństwa, więc ich nie ujawniamy. Nie daj Boże, może tam polecieć dron lub rakieta. Kiedy wszystko jest przygotowane, dwie ekspedycje zaczynają prace. Kopią, rejestrują to, co wykopali, kompilują to, co wykopali. A następnie sporządzają protokoły prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych.
Czy lokalni mieszkańcy są zaangażowani w prace? Czy ich to ciekawi, czy są obojętni?
Nie są zaangażowani. Tym bardziej, że Puźniki to wieś, którą NKWD całkowicie zniszczyło w latach 50. XX w. Ani ukraińska armia powstańcza, ani polska armia, tylko NKWD. Najpierw sprowokowali konflikt, II wojnę światową, a potem wymordowali całą ludność i wysiedlili Polaków w głąb Polski. Dlatego to miejsce jest opuszczone. Byłem tam na początku prac. Tam nie jest łatwo dotrzeć jakieś lokalnej staruszce.
A jeżeli wrócimy do formalności – czy strona ukraińska stawia jakieś wymagania polskim partnerom?
No nie, jakie wymagania mielibyśmy mieć? Aby rozpocząć pracę, należy jeszcze przeprowadzić prace poszukiwawcze, ustalić miejsce, że faktycznie jest tam pochówek. Wzajemnie ustalamy listy delegacji i miejsca poszukiwań i zaczynamy prace.
Podsumowując, jak widzi Pan dalszą współpracę w tej dziedzinie, a może także w innych obszarach relacji ukraińsko-polskich?
Widzimy w tej dziedzinie same pozytywne rzeczy, bo rozumiemy, że ludzie, którzy zmarli 80 lat temu, mają prawo do godnego pochówku według chrześcijańskich tradycji. Każdy, kto czyta prasę, mieszka w Polsce, komunikuje się z Polakami, powie, że ta sprawa jest bardzo ważna. Mówimy o wydarzeniach tragicznych [z 1939 r.], w których bardzo aktywny udział brała strona trzecia. Mam na myśli Związek Sowiecki i jego służbę karną, NKWD [Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych].
Dlatego ważne jest, aby ustalać prawdę o historii. Ważne jest, aby wykonywać te prace, dostarczać materiały dla historyków. Niech dyskutują na poziomie historycznym, organizują konferencje, okrągłe stoły, kłócą się, a potem piją razem „100 gramów”, ale niech to będzie profesjonalna dyskusja historyczna. Musimy to z poziomu politycznego przełożyć na płaszczyznę profesjonalnego dialogu historyków. A historykom dostarczamy materiały my, czyli Ministerstwa Kultury, które koordynują pracę obu instytutów pamięci narodowej Ukrainy i Polski.
Chciałbym też bardzo podziękować Niezalezna.pl za zainteresowanie tematem. To bardzo ważne, żebyśmy teraz dużo o tym mówili. Nie powinniśmy się kłócić, by nie dając agresorowi możliwość nas dzielić. Teraz naprawdę tworzymy historię razem z Polakami. Im więcej będziemy o tym mówić, pisać o mostach pojednania, tym lepiej dla obu narodów.