W Tunezji wciąż gorąco. Trwają protesty przeciwko tymczasowemu rządowi Mohammeda Ghannusziego.
W piątek w całym kraju rozpoczęła się trzydniowa żałoba narodowa. To decyzja władz, by upamiętnić kilkadziesiąt ofiar śmiertelnych zamieszek. W Tunezji sytuacja wciąż jest napięta.
Protestujący domagają się ustąpienia tymczasowego rządu, zarzucając mu, że jego liczni członkowie byli częścią obozu władzy przed obaleniem prezydenta Zina el-Abidina Ben Alego. Chodzi m.in. o ministrów obrony narodowej, finansów i spraw zagranicznych. Pełniący obowiązki prezydenta premier przekonuje, że zgromadzeni wokół niego ludzie mają "czyste ręce". Mimo zapewnień, główny związek zawodowy Tunezji rozpoczął marsz na stolicę. "Karawana wyzwolenia", bo tak nazywa się ich marsz, ma dotrzeć ze środkowej Tunezji do Tunisu. To początek fali strajków. Kolejny zapowiadają nauczyciele. Na ten tydzień zapowiedziano stopniowe otwieranie uczelni. Wszystkie zajęcia będą rozpoczynane minutą ciszy, by uczcić pamięć ofiar protestów, które zmusiły do ucieczki do Arabii Saudyjskiej prezydenta Ben Alego.
Zdaniem przywódcy opozycyjnej partii CPR Moncefa Marzoukiego, Ghannuszi przez 10 lat służył dyktaturze i dlatego nie jest zdolny, by stworzyć demokrację.
Źródło: