Dziś mija dokładnie 12 lat od szalonego spotkania Polski z Norwegią na mistrzostwach świata piłkarzy ręcznych w Chorwacji. Biało-czerwoni w niezwykłych okolicznościach odwrócili losy meczu, który wydawał się już przegrany. Zwycięstwo i awans do półfinału dał podopiecznym trenera Bogdana Wenty słynny rzut Artura Siódmiaka, który po tym horrorze zyskał przydomek "Król Artur".
Polscy piłkarze ręczni w poniedziałek remisem z Niemcami zakończyli udział w mistrzostwach świata w Egipcie. Nasi szczypiorniści za swoją postawę w turnieju są powszechnie chwaleni, ale wciąż muszą sporo pracować by nawiązać do sukcesów z czasów "Orłów Wenty".
Dwanaście lat temu na mundialu w Chorwacji Biało-czerwoni stoczyli pamiętny bój o półfinał z Norwegami. Niecałe półtorej minuty przed zakończeniem spotkania rywale prowadzili 30:28 i byli właściwie pewni wygranej. Bardzo się przeliczyli... Polscy szczypiorniści doprowadzili do wyrównania. Do końca zostało 14 sekund i to Norwegia miała piłkę. Wydawało się, że w tej sytuacji utrzymanie remisu będzie sporym sukcesem.
Przerywać, mamy pustą bramkę. Tylko spokojnie, mamy dużo czasu
- mówił na ostatniej przerwie trener Bogdan Wenta.
Dokładnie 1⃣2⃣ lat temu narodziła się nowa jednostka miary czasu 😉, a Artur Siódmiak oddał najsłynniejszy rzut w historii polskiego szczypiorniaka 💓🇵🇱🤾♂️ #otd #tvpsport pic.twitter.com/TY2Bk8OiV6
— TVP SPORT (@sport_tvppl) January 27, 2021
Słowa te okazały się prorocze. Polacy odebrali piłkę nie tracąc bramki, a Artur Siódmiak nie zastanawiając się długo rzucił przez niemal całe boisko. Biało-czerwoni w szalonych okolicznościach wygrali mecz, którego wygrać - na zdrowy rozum - nie mieli prawa. Później sięgnęli po brązowy medal mistrzostw świata rozbijając w ostatnim spotkaniu turnieju Duńczyków.