To dzięki świetnemu skokowi w drugiej serii konkursu indywidualnego w Wiśle-Malince Kamil Stoch wskoczył na podium. Na półmetku Polak był dopiero ósmy. - To był taki skok od serca. Chciałem, żeby był na luzie, najlepszy jaki w tym momencie mogę oddać i właśnie taki był - podsumował uradowany skoczek.
Dla Polaków była to wyjątkowa inauguracja sezonu - po raz pierwszy w historii Puchar Świata rozpoczynał się od konkursu w naszym kraju. Władze Polskiego Związku Narciarskiego apelowały, by nie nakładać na biało-czerwonych dodatkowej presji, ale ta wydaje się być czymś naturalnym. Polscy skoczkowie nie startują już w Pucharze Świata jako szare myszki - wyniki jakie odniosła w ubiegłym sezonie kadra prowadzona przez Stefana Horngachera sprawiają, że przed każdym z konkursów Stoch i spółka postrzegani są jako faworyci. Z tym trzeba będzie sobie poradzić.
Inauguracja w Wiśle pokazała, że Polacy zdają sobie z tego sprawę i, co więcej, doskonale sobie ze wspomnianą presją radzą. Za biało-czerwonymi jedno z najlepszych otwarć sezonu - w Wiśle, w konkursie indywidualnym, zdobyli 190 punktów, w czołowej dziesiątce konkursu znalazło się ich aż czterech. Na drugim miejscu zawody ukończył Stoch, siódme miejsce zajęli wspólnie Piotr Żyła i Stefan Hula, a na 10. pozycji uplasował się Dawid Kubacki. Jedynie Maciej Kot nie utrzymał miejsca w czołówce, w drugiej serii spadając na 19. miejsce. Polacy byli w Wiśle lepsi od Niemców, których w pierwszej dziesiątce zameldowało się trzech. Do tego dwóch Austriaków, zwycięzca konkursu, Japończyk Junshiro Kobayashi i Norweg Daniel-Andre Tande.
- To był dla nas trudny weekend. Poziom sportowy zawodów był wysoki, nie da się też ukryć, że musieliśmy poradzić sobie z tą presją, która się wokół nas wytworzyła. Początki nigdy nie należą do łatwych. To były nasze pierwsze skoki na śniegu, trzeba było wyczuć lodowy rozbieg i sztuczny śnieg przy lądowaniu. Cieszę się z tego, co udało mi się w Wiśle przez trzy dni zrobić. W niedzielnym konkursie indywidualnym było już nieco łatwiej, bo po kolejnym dniu zwiększonej mobilizacji organizm i głowa przyzwyczajają się do tego i szybciej można złapać odpowiedni rytm - tłumaczył Stoch, dla którego to najlepszy początek w historii. Do tej pory najwyższe miejsce, jakie zajął na inaugurację, to czwarte, w 2011 roku. - Lepszej inauguracji chyba nie mogłem sobie wymarzyć, ale brawa dla całej drużyny i sztabu szkoleniowego, który tak nas przygotował do startu sezonu - dodał Stoch.
Horngacher przygotowuje biało-czerwonych tak, by szczyt ich formy przypadł na zimowe igrzyska olimpijskie w południowokoreańskim Pjongczangu. - Dlatego mam nadzieję, że do optymalnego poziomu jeszcze mi brakuje - śmiał się Stoch, którego drugi niedzielny skok był niemal perfekcyjny, dlatego dostał za niego trzy noty po 19,5 pkt. - Zdaję sobie sprawę, że teraz oczekiwania wobec mnie będą jeszcze większe, ale nie chcę niczego deklarować. Mój cel to stały rozwój i coraz lepsze skoki. Brawa za postawę należą się zresztą całej drużynie. Czy zaskoczyło mnie zwycięstwo Junshiro? Może się tego nie spodziewaliśmy, ale Japończyk nie jest anonimowym zawodnikiem i już w ubiegłym sezonie zdarzało mu się pokazywać z dobrej strony - ocenił.
Także Horngacher chwalił swoich podopiecznych.
- To był dla nas perfekcyjny weekend, choć są oczywiście elementy, które należy poprawić. Czterech zawodników w Top10 - trudno nie być zadowolonym. To więcej niż dobry początek - nie ma wątpliwości austriacki szkoleniowiec.
Kolejne zawody PŚ odbędą się już w najbliższy weekend w fińskim Kuusamo.