Jakub Przygoński wczorajszego etapu Rajdu Dakar nie zaliczy do udanych. Dwukrotnie musiał zmieniać koło w swoim Mini i zajął dopiero 13. miejsce. "Straciliśmy trochę czasu, ale postaramy się to nadrobić" - mówi jednak kierowca Orlen Teamu.
Dzień wcześniej Przygoński był trzeci, po drugim etapie spadł na 12. pozycję. Na razie różnice w czołówce nie są jednak duże.
"Za nami 340 kilometrów wydm i kamieni plus 50 kilometrów jazdy po plaży wzdłuż oceanu, gdzie mogliśmy rozwinąć największą prędkość. Praktycznie na starcie etapu przebiliśmy oponę, uderzając w kamień ukryty w piasku. Co więcej, po 20 kilometrach zaliczyliśmy kolejnego kapcia – łącznie kosztowało to nas jakieś cztery minuty. Czterdziesty kilometr, wytracony rytm i niepewność, bo mamy tylko trzy koła zapasowe"
– mówił na mecie polski kierowca, który po raz kolejny startuje z belgijskim pilotem Tomem Colsoulem.
"Straciliśmy trochę czasu, ale postaramy się nadrobić to w środę. Różnice w czołówce są małe, startujemy z tyłu, będziemy mieli lepszą trasę i lepiej widoczny ślad. Najważniejsze, by dbać o koła i się nigdzie nie zakopać"
– dodał piąty kierowca ubiegłorocznego Dakaru.
Wczoraj powody do zadowolenia mieli za to pozostali Polacy jadący samochodami. Tuż za Przygońskim uplasowali się Aron Domżała i Maciej Marton (Toyota), a 16. czas uzyskała litewsko-polska załoga Benediktas Vanagas, Sebastian Rozwadowski (Toyota).
Dziś uczestnicy Dakaru pokonają 3. etap z San Juan de Marcona do Arequipy (799 km, w tym OS 331 km).