Futbolowe mistrzostwa Europy tuż tuż, ale przed pierwszym meczem Zbigniewa Bońka czeka inne starcie. W najbliższy poniedziałek spotka się w sądzie z dziennikarzem śledczym "Gazety Polskiej" Piotrem Nisztorem. Sprawa dotyczy artykułów, jakie ukazywały się w mediach Strefy Wolnego Słowa. Nisztor w rozmowie z Niezalezna.pl wskazuje, że idzie do sądu z długą listą pytań do prezesa PZPN. Czas pokaże, czy uzyska na nie odpowiedź. I czy Boniek pojawi się w sądzie.
W sierpniu i wrześniu 2020 r. Piotr Nisztor, dziennikarz śledczy „Gazety Polskiej”, opublikował serię artykułów dotyczących Polskiego Związku Piłki Nożnej i jego prezesa Zbigniewa Bońka. Materiały (ukazały się na łamach „Gazety Polskiej” i „Gazety Polskiej Codziennie”) dotyczyły m.in. działalności zarabiającej miliony na współpracy z piłkarską federacją spółki SportFive kierowanej przez Andrzeja Placzyńskiego, byłego kapitana SB.
Oprócz tego Nisztor ujawnił relacje PZPN ze spółką Mikrotel, należącą do brata i bratanka szefa związku.
Za te publikacje Boniek pozwał gazety i dziennikarza do sądu. Artykuły Nisztora zabolały prezesa PZPN na tyle mocno, że zażądał on, by więcej o nim nie pisać. W związku z tym 27 sierpnia 2020 r. sędzia Rafał Wagner z I Wydziału Cywilnego Sądu Okręgowego w Warszawie podjął decyzję o nałożeniu na dziennikarza... rocznego zakazu publikowania treści dotyczących Bońka. Nakazał mu również usunięcie tych już opublikowanych na portalu YouTube oraz Twitter.
Sprawa cenzurowania dziennikarza odbiła się szerokim echem i ostatecznie ten wniosek został wycofany, a zakaz zdjęty. Pozostała kwestia sądowego procesu.
O sprawę zapytaliśmy Piotra Nisztora. Dziennikarz śledczy „Gazety Polskiej ujawnił, że ma do prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej wiele pytań.
- Zbigniew Boniek przez lata kierowania PZPN czuł się jak święta krowa. Żaden z dziennikarzy nie śmiał nawet spojrzeć na prowadzoną przez niego politykę finansową, a przecież związek posiada budżet liczony w setkach milionów złotych, na który składają się także środki z budżetu państwa. Dlatego jego przesłuchanie transmitowane na żywo w Telewizji Republika może być porażające dla fanów polskiej piłki. Padną wreszcie publicznie pytania o to jak przez lata były wydatkowane pieniądze związku, do czyjej kieszeni trafiały i w czym tkwi tajemnica sukcesu firmy Mikrotel, należącej do brata i bratanka prezesa PZPN. Emocji więc pewnie nie zabraknie. Wraz z prawnikami mamy obszerną listę pytań do Bońka. Na światło dzienne mogą więc wyjść sprawy, o których ten były znakomity piłkarz nie chce nawet pamiętać. W sytuacji objęcia przez niego stanowiska wiceszefa UEFA może to być dla niego wielce kłopotliwe, nawet kompromitujące
- mówi w rozmowie z Niezalezna.pl pozwany dziennikarz. Dodaje przy tym:
W swoich artykułach napisałem prawdę, dochowując rzetelności dziennikarskiej. Dlatego pełnomocnik Bońka kwestionuje nie tyle treść artykułów, co ich wydźwięk. Reprezentujący mnie prawnicy złożyli bardzo obszerną dokumentację potwierdzającą to co napisałem. Potwierdziły to również przesłuchania świadków, część z nich została upubliczniona. Prawda powinna się więc obronić, a to, że Boniek jest legendą polskiej piłki, jest bardzo znany i ceniony w niektórych środowiskach, nie ma tu nic do rzeczy. Obowiązkiem dziennikarza jest patrzeć na ręce tym, którzy zarządzają dobrem narodowym, a takim niewątpliwie jest polska reprezentacja piłkarska.
Nisztor mówi też wprost o tym, jakie kwestie - w jego opinii - budzą wątpliwości, jeżeli chodzi o działalność prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej.
- Podkreślę tylko, że część opisanych przeze mnie spraw, które tak zabolały Bońka, że złożył pozew przeciwko mnie, jak m.in. współpraca Polskiego Związku Piłki Nożnej właśnie z firmą Mikrotel jest badana przez prokuraturę i CBA. Już po moich publikacjach agenci Biura zabezpieczyli przecież związaną z tym dokumentacje zarówno w spółce rodziny prezesa PZPN, jak i w samym związku. Faktem jest, że przychody Mikrotelu zaczęły wzrastać po objęciu fotela szefa piłkarskiej federacji przez Bońka. Gdyby nie było w tym zakresie wątpliwości śledczy nie zajmowaliby się tą sprawą. Z jakiegoś powodu jednak badają ten wątek
- stwierdza w rozmowie z Niezalezna.pl.
- Przesłuchanie w sprawie wytoczonej mi przez prezesa PZPN właścicieli Mikrotelu - Romualda Bońka i Marcina Bońka jednoznacznie wskazuje, że coś tu mocno śmierdzi. Ci panowie nie byli w stanie odpowiedzieć na najprostsze pytania związane z działalnością firmy. Przypomnę tylko, że PZPN kierowany przez Bońka miał bezpośrednio zawartą umowę z firmą jego brata i bratanka w okresie 23 sierpnia 2017 do 30 września 2018 roku. Mam nadzieję, że pan prezes opowie szczegółowo o realizacji tej umowy, o jego roli w jej zawarciu oraz o tym, czy nie łamie ona ustawy o sporcie. Podobnie jak wyjaśni okoliczności w jakich Mikrotel świadczył usługi na rzecz PZPN i wcześniej i później, robiąc to za pośrednictwem od lat współpracującej ze związkiem firmy Sport Five, kierowanej przez Andrzeja Placzyńskiego. To były esbek, który - jak wynika z dokumentów z archiwum IPN - miał brać udział w rozpracowywaniu papieża Jana Pawła II. To są fakty, których upublicznienie bardzo zabolało Bońka. Wytoczył więc działa sądowe. Ma do tego prawo. Swoją drogą ciekawe czy płaci za te sprawy ze swoje kieszeni, czy też opłaca je PZPN. Być może tego też się dowiemy
- kończy dziennikarz.