Bardzo wiele dzieje się w piłkarskim życiu Arkadiusza Milika. Po tym, jak odmówił przedłużenia wygasającego w czerwcu kontraktu, napastnik został odsunięty od gry w Napoli. Każdego dnia w mediach pojawiają się nazwy klubów, które chcą u siebie wychowanka Rozwoju Katowice. W wyścigu o Milika na pierwsze miejsce wysunął się ostatnio francuski Olympique Marsylia. - To dla Arka optymalne rozwiązanie. W Marsylii czułby się jak w Neapolu, a Olympique jest lepszym zespołem od Napoli – uważa Piotr Świerczewski, był gwiazdor ekipy z Lazurowego Wybrzeża.
Niezalezna.pl: - Co we Francji pisze się na temat ewentualnego transferu Arka Milika do Marsylii?
Piotr Świerczewski: - Z tego co widziałem, niewiele. Póki co, wszystko pozostaje w sferze spekulacji. Ale co by nie mówić, nazwisko Milik jest jednym z najbardziej gorących w trakcie zimowego okienka transferowego. Co chwilę w kontekście Polaka pojawią się nowe kluby. A to Olympique, a to Atletico Madryt, Juventus, a ostatnio nawet Bayern. Śmieję się, że Arek ma bardzo operatywnego menedżera...
Ale tylko trener Olympique Andre Villas-Boas oficjalnie potwierdził zainteresowanie reprezentantem Polski.
Jeśli tak, to super. Marsylia to dla Arka idealny kierunek. Wiadomo, że w Napoli doszło do konfliktu, obie strony, i władze klubu i piłkarz, popaliły za sobą mosty. Raczej nie ma już szans na zgodę. A w takiej sytuacji najlepiej jest zmienić otoczenie.
Olympique to silniejszy zespół niż Napoli. Francja to kraj mistrzów świata, gdzie - oprócz Niemiec - jest najlepsze szkolenie młodzieży. A Marsylia to piękne ponad milionowe miasto. To największy port na Morzu Śródziemnym. Jest położone na Lazurowym Wybrzeżu. To metropolia, która nigdy nie śpi, a piłkarze Olympique są traktowani jak największe gwiazdy showbiznesu. Dopiero tam Arek przekonałby się, co to znaczy popularność. Wystarczyłoby, żeby zdobyłby kilka goli, a zwykła przejażdżka po mieście za każdym razem przeradzałaby się w kilkugodzinne spotkanie z kibicami. Wspólne zdjęcia, setki rozdanych autografów, zaczepianie na ulicy, rozmowy... To w Marsylii dla piłkarza codzienność.
Pamiętam, jak za czasów gdy tam grałem, byłem zaczepiany nie tylko, gdy szedłem ulicą. Nie można było nawet spokojnie przejechać samochodem. Miałem wtedy cabrio i gdy tylko stanąłem na światłach, od razu inni kierowcy na mnie trąbili, a przechodnie wołali, machali rękami, pozdrawiali... Istne szaleństwo.
Marsylia ma opinię najbardziej niebezpiecznego miasta we Francji...
A Neapol podobną cieszy się w Italii. Dlatego Arek w Marsylii czułby się, jak w Kampanii (śmiech). Włosi mówią, że każde miasto położone poniżej Rzymu, to już Afryka. Marsylia to też taka trochę Afryka. Miasto jest pełne Marokańczyków i Algierczyków. Jeśli przyjezdny pomyli dzielnice i wejdzie tam, gdzie nie powinien, może go spotkać nieprzyjemna przygoda. Ale, czy w polskich miastach też nie ma takich miejsc?! Byłem raz świadkiem kradzieży. Na włamaniu do domu sąsiadów złapano dwóch dzieciaków. Bywa. Nie zmienia to jednak faktu, że to piękne miejsce do życia i do gry w piłkę.
W drużynie Villasa-Boasa jest trzech napastników - Germain, Ake i Benedetto. Milik byłby w stanie wygrać z nimi rywalizację o miejsce w podstawowym składzie?
Myślę, że tak. Poza tym Marsylia gra trójką z przodu. W tej konfiguracji Arek mógłby być najbardziej wysuniętym napastnikiem. Jest szybki. Ma niezły strzał. Dobrze gra głową. Wierzę, że by sobie poradził. Poza tym występując na Stade Velodrome przeżyłby coś niesamowitego. To stadion – kolos. Na 75 tysięcy widzów. Na meczach z PSG, Monaco czy Lyonem jest komplet. Najzagorzalsi kibice siedzą za bramkami. Jest ich około dwudziestu tysięcy. Robią tak niesamowity tumult, że człowiek nie słyszy własnych myśli. Już samo wyjście na murawę działa na wyobraźnię. Z tunelu na boisko droga wiedzie pod ziemią. W pewnym momencie otwiera się klapa i zawodnicy są na płycie. A w tle muzyka, śpiewy... Coś nieprawdopodobnego. Wrażeń nie da się opowiedzieć. Trzeba je przeżyć...
Milik miałby szanse stać się w Marsylii taką gwiazdą, jaką w latach osiemdziesiątych był dla Auxerre inny polski napastnik - Andrzej Szarmach?
Ale wysoko postawił pan poprzeczkę... Szarmach do dziś we Francji jest traktowany jak piłkarz – instytucja. Kiedyś miałem przyjemność rozmawiać z legendarnym trenerem Auxerre – Guyem Roux. Nestor francuskich szkoleniowców powiedział wtedy, że Andrzej Szarmach jest jednym z najlepszych atakujących, jacy kiedykolwiek grali w lidze francuskiej. Nie wiem, czy Arek w Marsylii osiągnąłby jego status, ale wystarczy, że dobrze by wszedł w zespół, zdobył kilka bramek, a kibice od razu by go pokochali. Byłby dla nich królem.
Choć co chwila pojawiają się informacje o klubach, które chcą zatrudnić Milka, to nie można wykluczyć opcji, że czas do końca kontraktu spędzi na trybunach w Napoli. Czy wówczas powinien znaleźć się w kadrze Polski na Euro?
Nie można mówić, że skoro piłkarz nie gra, to jest wypalony i bez formy i należy go skreślić. Wszystko zależy od tego w jakiej dyspozycji będzie w czerwcu Arek. Może sam szlifuje formę z myślą o nowym klubie i mistrzostwach Europy? Ostateczną decyzję co do Milika i tak podejmie trener Jerzy Brzęczek. On najlepiej będzie wiedział, czy Arek będzie przydatny kadrze. Selekcjoner to mądry człowiek i z pewnością ma świadomość, Robert Lewandowski najlepiej funkcjonuje w reprezentacji, kiedy za partnera w ataku ma właśnie Milika.
Rozmawiał Piotr Dobrowolski