Ajax od lat słynie ze szkolenia młodzieży i mimo że w ostatnich latach o holenderskim futbolu zrobiło się nieco ciszej, nadal wychowuje piłkarzy, którzy zasilają zachodnie kluby. Drużyna z Amsterdamu typowana jest jako jeden z głównych kandydatów do zwycięstwa w UEFA Youth League i w Warszawie potwierdziła swoją jakość.
Holendrom było o tyle łatwiej, że Legia przystąpiła do meczu bez swoich filarów - kontuzje wyeliminowały z gry Mateusza Żyro, Aleksandra Wańka i Mateusza Praszelika, a Kamil Orlik po urazie nie był jeszcze w pełni sił, żeby wystąpić w podstawowym składzie. Wojskowi, zasileni co prawda Sebastianem Szymańskim, który dopiero co podpisał nowy kontrakt, nastawili się więc na grę z kontrataku, uważnie broniąc. Ta taktyka początkowo się sprawdzała, co więcej, Legia dość niespodziewanie objęła prowadzenie - w 31. minucie Navajo Bakboord zagrał do własnego bramkarza, a ten... nie trafił w piłkę. W efekcie tego fatalnego błędu futbolówka wtoczyła się do siatki.
Ajax rzucił się do odrabiania strat i jeszcze przed przerwą zdołał wyrównać - Kaj Sierhuis wykorzystał błąd w obronie Mateusza Bondarenki - a w drugiej części spotkania goście nie pozostawili młodym legionistom złudzeń. Najpierw z dystansu trafił Darren Sidoel, na 3:1 podwyższył Sierhuis, a w doliczonym czasie gola strzelił jeszcze Victor Jensen. Przy stanie 1:2 Wojskowi nie wykorzystali z kolei rzutu karnego - kapitan Miłosz Szczepański uderzył w sam środek bramki.
- Niedosyt jest, bo wykorzystanie rzutu karnego na 2:2 diametralnie zmienia obraz gry, ponieważ łapiemy kontakt. Wówczas przenieślibyśmy ciężar gry dalej od naszej bramki. Pragnę zaznaczyć, że nie mam pretensji do Miłosza Szczepańskiego. Sprawdził się w roli kapitana, wziął to na siebie. Takie rzeczy się zdarzają, trudno. Ta bramka dla nas, która otworzyła mecz, wyrównała się z niewykorzystaną "jedenastką". Wyszło jak wyszło - podsumował w rozmowie z legia.net trener Piotr Kobierecki.
- Wierzymy, że uda nam się awansować. Nie spuścimy głów. Gramy w Legii Warszawa, cechuje nas charakter i walka do końca - obiecał z kolei Szymański.