Nieudolna w ofensywie i fatalna w defensywie - Legia zawiodła w Poznaniu na całej linii. Romero Jozak zapewniał, że Wojskowi będą chcieli dominować na boisku, ale to na razie tylko pobożne życzenia. Po najsłabszym od dawna meczu legioniści przegrali z Lechem 0:3. To prawdziwy nokaut.
Po meczu w Białymstoku z poprzedniego tygodnia kibice Legii mogli mieć nadzieję, że w drużynie coś drgnęło. - Przegraliśmy, ale prowadziliśmy grę i rozegraliśmy jedno z lepszych spotkań w ostatnim czasie. To dobry prognostyk na przyszłość - mówił Michał Kucharczyk. Legia jechała więc do Poznania w optymistycznych nastrojach, zwłaszcza że i Kolejorz ma swoje problemy - kolejkę wcześniej łatwo przegrał we Wrocławiu ze Śląskiem.
Dobre nastroje prysły jednak już po pierwszych minutach spotkania w Poznaniu. Stołeczni grali bardzo zachowawczo, całkowicie oddając inicjatywę gospodarzom. Zespół Jozaka był właściwie nieobecny na połowie Lecha, który z kolei wyglądał dobrze, strasząc dokładnymi prostopadłymi podaniami i wygrywając walkę o górne piłki. Poznaniacy od początku testowali ofensywę Legii, która zagrała w zmienionym składzie - kontuzjowanego Artura Jędrzejczyka zastąpił Maciej Dąbrowski.
To jednak nie „Dąbek” a Michał Pazdan jako pierwszy został przechytrzony przez rywali. W 14. minucie lewą stroną popędził Darko Jevtić i chociaż jego dośrodkowanie zdołał jeszcze przeciąć Michał Kopczyński, to piłka trafiła na drugą stronę boiska do Roberta Gumnego, a młody obrońca świetnie wrzucił ją w pole karne. Tam Maciej Gajos wyskoczył wyżej niż Pazdan i pokonał Arkadiusza Malarza. Legia nie potrafiła w żaden sposób zareagować na ten cios. Zagubiona na murawie stadionu przy Bułgarskiej popełniała najprostsze błędy i nie umiała skutecznie przejść z obrony do ataku. W grze stołecznych trudno się było doszukać pomysłu czy myśli przewodniej. A Lech robił swoje, czyli wyprowadzał groźne kontry. W jednej z nich Jevtić ośmieszył obrońców Legii, prezentując rajd, jakiego nie powstydziliby się piłkarze w La Lidze, ale piłka poleciała nad poprzeczką. Chwilę później Jevtić swoje już jednak zrobił - dośrodkował na głowę Łukasza Trałki, a ten strzelił na 2:0.
Gwóźdź do trumny wbił Legii w drugiej połowie Maciej Makuszewski, który - będąc na pograniczu spalonego - uciekł obrońcom i wślizgiem pokonał Malarza. Pod koniec spotkania Szymon Marciniak podyktował dla Legii rzut karny, po czym zmienił decyzję i słusznie - powtórki VAR pokazały, że „jedenastki” nie było…