Koniec marzeń o występach w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Piłkarze Legii Warszawa przegrali po dogrywce 0:2 z Omonią Nikozja i już w drugiej rundzie eliminacji pożegnali się z Champions League. Triumfować może były trener drużyny z Łazienkowskiej Henning Berg, który aktualnie prowadzi Omonię. Norweg udowodnił, że szefowie warszawskiego klubu popełnili błąd wyrzucając go z Legii w 2015 roku.
Po pięciu latach na Łazienkowską powrócił Henning Berg. Norweg prowadził Legię w latach 2013-2015 i zdobył z klubem z Warszawy mistrzostwo i Puchar Polski. Jednak im bliżej końca jego kadencji, tym drużyna ze stolicy grała gorzej i 4 października 2015 roku został zdymisjonowany. - To duży błąd Legii – nie krył wówczas rozgoryczenia Berg.
Teraz wrócił na Legię jako trener Omoni Nikozja, z którą po dziesięciu latach odzyskał mistrzostwo Cypru.
Pracę w Legii zawsze będę wspominał z sentymentem. To był wspaniały czas. To mistrzowie Polski są faworytem, my cieszymy się, że po dekadzie możemy znów grać w pucharach
– kurtuazyjnie mówił przed meczem trener ze Skadynawii. Był miły, ale z pewnością w środku ta zadra po zwolnieniu z Łazienkowskiej pozostała.
Niestety po pierwszej części dogrywki Omonia prowadzi po rzucie karnym... fot. @MarcinSzymczyk1 pic.twitter.com/tZwaLKRpmQ
— Legia.Net (@LegiaNet) August 26, 2020
Berg, który jest znany z tego, że znakomicie potrafi rozpracować rywali, przeczytał w Legii, jak w otwartej książce. Wystarczyło odciąć od dośrodkowań wysokiego Tomasa Pekharta, a mistrzowie Polski zostali bez ataku. Wspomagający Czecha Valerian Gvilia grał bowiem beznadziejnie i nie stanowił żadnego zagrożenia dla defensywy Omonii. Mimo to legioniści od początku ruszyli do przodu. Ich akcje napędzał grający na prawej stronie Michał Karbownik. Ale ze starań gospodarzy nic nie wynikało. Pierwszą naprawdę groźną sytuację Polacy stworzyli dopiero w 25.minucie. Po dośrodkowaniu Filipa Mladenovicia groźnie główkował Maciej Rosołek, ale piłkę sprzed linii bramkowej wybił jeden z obrońców gości. W rewanżu groźnie, choć minimalnie niecelnie, ze środka pola karnego uderzył w 40. minucie Francuz Eric Bautheac. Minutę później świetnie interweniował Artur Boruc, który sparował trudny strzał najlepszego w Nikozji Hiszpana Jordi Gomeza.
W drugiej połowie wszystko układało się po myśli Legii do 56. minuty. Wtedy wszystko się posypało, bo czerwoną kartkę, w konsekwencji dwóch żółtych, otrzymał Igor Lewczuk i Legia grała w osłabieniu. Kiedy fatalnie spisujący się sędzia Nathan Verboomen z Belgii wyrzucił Lewczuka, gracze Omoni poczuli krew i ruszyli do ataku. Tylko dwóm fenomenalnym paradom Boruca mistrzowie Polski zawdzięczali, że w 65. minucie nie przegrywali 0:2. Ostatecznie w regulaminowym czasie gry było 0:0.
Dogrywka nie mogła zacząć się gorzej dla legionistów. W 92. minucie piłkę stracił Mladenović, ta trafiła do Michala Durisa, którego w polu karnym wyciął Artur Jędrzejczyk. Karny! Skutecznym egzekutorem okazał się Jordi Gomez i Omonia prowadziła 1:0. Kilka minut później ewidentnie faulowany w "szesnastce" Omonii był wprowadzony w 61. minucie za Pekharta Jose Kante. Arbiter nie dostrzegł przewinienia.
Druga połowa dogrywki przyniosła drugiego gola dla Cypryjczyków. Tym razem strzałem głową z najbliższej odległości Artura Boruca pokonał Thiago. I było po zawodach...
Legia musi zapomnieć o grze w Lidze Mistrzów. Teraz podopieczni Aleksandara Vukovicia muszą skoncentrować się na pucharze pocieszenia - III rundzie eliminacji Ligi Europy.