Zmagający się z licznymi urazami zespół Miami Heat pokonał Los Angeles Lakers 115:104 w trzecim meczu finału NBA. "Żar" do wygranej poprowadził Jimmy Butler, który zdobył aż 40 punktów. W rywalizacji do czterech zwycięstw drużyna z Miasta Aniołów prowadzi 2:1.
Lakers mogą być pokonani jeżeli będziemy robić to co do nas należy. Jesteśmy tu po to, by rywalizować. Nie odpuścimy i będziemy walczyć do końca
- powiedział Butler, który znakomitą grą zapewnił wygraną Miami. Skrzydłowy Heat nie tylko rzucił 40 oczek przy dobrej skuteczności z gry (70%), ale dołożył również 11 zbiórek i 13 asyst. W drużynie Lakers wyróżnił się LeBron James - zdobył 25 punktów, miał 10 zbiórek i 8 asyst.
Lakers wygrali dwa pierwsze spotkania, a Heat straciło także dwóch podstawowych zawodników. Z powodu kontuzji poza grą są Bam Adebayo i Goran Dragic. Porażka w trzecim meczu praktycznie rozstrzygnęła by losy mistrzostwa. Żadna drużyna w historii NBA nie podniosła się w finale ze stanu 0:3. Dzięki inspirującej grze Butlera Heat wciąż pozostają w grze. Pod olbrzymim wrażeniem występu swojego podopiecznego był trener Erik Spoelstra:
Właśnie tego chciał i tego my chcieliśmy. Naprawdę trudno jest analizować lub opisywać grę Jimmy'ego. Jest niezwykłym, nieprawdopodobnym zawodnikiem i potrzebowaliśmy tego dziś.
Czwarty mecz wielkiego finału pomiędzy Lakers i Heat odbędzie się w środę. Rywalizacja toczy się do czterech wygranych.