Co za kuriozum! Ostatnie minuty meczu między Polską a Japonią na mistrzostwach świata przypominały raczej kiepską komedię. Obie drużyny grały tak, by stracić jak najmniej sił. Japończykom porażka 0:1 dawała awans, Polakom - zwycięstwo na pożegnanie z mundialem. Ale czy takie sceny powinniśmy oglądać?
Jest doliczony czas gry drugiej połowy. Piłkarze Japonii podają do siebie piłkę na własnej połowie. Nie próbują nawet udawać tego, że chcą przesunąć się do przodu. Chcą za wszelką cenę utrzymać wynik 0:1. Przy linii bocznej na wejście na boisko czeka Jakub Błaszczykowski. Wszystko wskazuje na to, że się nie doczeka, bo Japończycy leniwie wymieniają podania. Remis ich absolutnie nie interesuje. Spoglądają na sędziego, jakby chcieli zacytować Tomasza Zimocha i powiedzieć "kończ pan ten mecz".
W końcu interweniuje Adam Nawałka, który krzyczy do naszych piłkarzy. Nie wiadomo dokładnie co, ale... po chwili na murawę pada Kamil Grosicki. Ze zmęczenia czy ze śmiechu z powodu "zaangażowania" Japonii? Tego nie wiemy. Jedno jest pewne, dobrze, że ten mecz dobiegł już końca.
Polacy wygrali 1:0 - zasłużenie, bo w drugiej połowie mieli przewagę i mogli wygrać wyżej, ale jednak niedosyt pozostaje. I to nie tylko z powodu dwóch przegranych meczów z Senegalem i Kolumbią.
Końcówka meczu z Samurajami sprawiła, że z meczu "o honor" zrobił się raczej mecz "o humor". Tylko czy polscy kibice mieli jeszcze nastrój do śmiechu?
Zobacz wspomnianą końcówkę meczu:
Nawałka pokazujący Grosikowi, że ma udawać kontuzję i Grosik padający "nagle" na murawę to nasz najlepszy moment na tych mistrzostwach ?? #JPNPOL pic.twitter.com/LpwTbesP0e
— jane ✩ (@aficioonada) 28 czerwca 2018