Niezgoda na dobre wygryzł z podstawowego składu Armando Sadiku, któremu pozostają obecnie występy w Pucharze Polski i łapanie minut przy okazji wejść z ławki. W rywalizacji z niżej notowanymi rywalami pozyskany za grube pieniądze Albańczyk radzi sobie zresztą bardzo dobrze, co pokazał ostatnio w Bytowie. W Ekstraklasie idzie mu jednak dużo gorzej, dlatego nikogo nie dziwi, że Romeo Jozak stawia na młodszego Niezgodę, który nic nie robi sobie z ciążącej na nim presji i po prostu pakuje piłkę do siatki.
Nie inaczej było z Arką. Niezgoda po raz kolejny pokazał, że jest obecnie kluczowym punktem warszawskiej ofensywy, choć po 30 minutach gry nic nie zapowiadało, że Legia strzeli w tym meczu jakiegoś gola. Warszawianie nie kwapili się z atakami, niemrawo wyprowadzając piłkę. Lepiej o dziwo wyglądali goście, którzy - jak zapowiadał trener Leszek Ojrzyński - do stolicy przyjechali z chęcią sprawienia niespodzianki. Gdynianie ostatni raz przegrali w lidze ponad dwa miesiące temu i zamierzali podtrzymać dobrą passę. - Stać nas na wywiezienie z Warszawy korzystnego rezultatu, bo nie ma zespołów nie do ogrania - odważnie deklarował Ojrzyński.
Arkowcy wyszli na boisko z takim właśnie nastawieniem i udało im się w początkowej fazie napsuć krwi gospodarzom. Arkadiusz Malarz w ostatniej chwili wybił na rzut rożny uderzenie Patryka Kuna, gorąco zrobiło się też pod bramką Legii po dośrodkowaniu Mateusza Szwocha z rzutu wolnego - akcję strzałem po ziemi chciał zamknąć Rafał Siemaszko, ale spudłował z lewej nogi.
Legia przebudziła się po 30 minutach. Pavels Steinbors z trudem wybił piłkę po strzale Guilherme, a kilka minut później wyjmował ją już z siatki. Krzysztof Mączyński miękko dośrodkował z wolnego w pole karne, a Niezgoda uciekł rywalom i płaskim strzałem strzelił gola. Rozochoceni legioniści jeszcze przed przerwą chcieli powiększyć przewagę - z kilku metrów przewrotką huknął "Gui", ale tym razem Steinbors obronił.
Wojskowi w końcu dobrze prezentowali się w drugiej połowie. Nastawieni na kontrataki kilka razy byli blisko zdobycia drugiego gola. Udało się to Michałowi Kucharczykowi, który dostał świetne podanie od Sadiku, popędził kilkadziesiąt metrów z piłką i nie pomylił się w sytuacji sam na sam. Legia traci już tylko punkt do Górnika Zabrze.