Awans reprezentacji Polski koszykarzy do mistrzostw świata po wyjazdowym zwycięstwie nad Chorwacją 77:69 niezmiernie ucieszył byłego zawodnika i trenera drużyny narodowej, a obecnie wiceprezesa PZKosz Eugeniusza Kijewskiego.
Polska wygrała wczoraj po raz czwarty z rzędu i siódmy w dobiegających końca kwalifikacjach. Zajmuje trzecie miejsce w tabeli grupy J, ostatnie premiowane awansem, z bilansem 7-4. W mistrzostwach świata biało-czerwoni wystartują po raz drugi. W 1967 roku w Urugwaju drużyna trenera Witolda Zagórskiego wywalczyła piąte miejsce.
"Wyjątkowy, kolosalny sukces. Nieważny jest styl. Takie mecze o punkty, nie najładniejsze, zdarzają się. Pod względem psychicznym to był na pewno najcięższy mecz. Dobrze, że nie muszą w poniedziałek grać meczu o wszystko z Holandią"
- powiedział Kijewski, który jako trener był o włos od awansu do półfinału Mistrzostw Europy w 1997 roku, a ostatecznie zajął z Polską siódmą lokatę w Barcelonie.
Kijewski nie chce wyróżniać żadnego koszykarza drużyny trenera amerykańskiego Mike'a Taylora. Sukces w jego opinii wywalczył zespół.
"Zespołowa walka była kluczowa. Nie było wybitnego zawodnika. A.J. Slaughter wyróżniał się, ale ważne punkty zdobywał też Łukasz Koszarek. Doświadczenie procentuje. Myślę, że w Ergo Arenie przeciw Holandii Polacy zagrają bez obciążeń, by udowodnić, że zasłużyli na awans. Mam nadzieję, że będzie odpowiednia frekwencja"
- dodał 63-letni trener, który wybiera się na spotkanie w Trójmieście.