Kandydat Lewicy na prezydenta RP Robert Biedroń cieszy się nikłym poparciem. Tymczasem głosowanie na niego zapowiada Leszek Miller, przyznając jednocześnie, że powinno się "zerwać z tą fikcją". Miller chciałby, by prezydenta nie wybierali obywatele, a... Zgromadzenie Narodowe.
Były premier, a obecnie europoseł Leszek Miller przyznał dziś w Radiu Plus, że w wyborach prezydenckich zagłosuje na Roberta Biedronia.
- Już wcześniej mówiłem, że będę głosował na Roberta Biedronia, chociażby dlatego że jest jedynym kandydatem wśród pozostałych, który ma jasno lewicowy program. To dlaczego mam na niego nie głosować?
- pytał na antenie.
Platforma Obywatelska zdecydowała się na kandydata-dublera, zmieniając Małgorzatę Kidawę-Błońską na Rafała Trzaskowskiego. Czy podobnym torem może pójść Lewica?
- Ludzie, którzy organizują tę kampanię i przywódcy formacji uznali, że nie ma potrzeby zmieniać kandydata i sprawa jest zamknięta. Ja nie słyszałem żadnych dyskusji wśród moich koleżanek i kolegów, która szłaby w kierunku zastanawia się, czy Roberta Biedronia trzeba skłaniać do rezygnacji
- stwierdził Miller.
Niedługo później były premier wygłosił zaskakującą tezę:
- Powinno się zerwać z tą fikcją i ponieważ w każdych kampaniach prezydenckich kandydaci na prezydentów mówią o kompetencjach, których nie mają i tego się prawdopodobnie nie da wyplenić, to najlepiej byłoby, żeby w Polsce prezydenci byli wybierani przez Zgromadzenie Narodowe
– powiedział.
Tymczasem najnowszy sondaż prezydencki wskazuje, że Robert Biedroń ma znikome szanse nawet na wejście do drugiej tury wyborów. Jego notowania w badaniu dla "Super Expressu" oscylują wokół poziomu ok. 5,5 procent.