Wypowiedź dla Portalu Spożywczego jest dosyć jasna.
Nie może być tak, że gdy wchodzimy na pocztę, widzimy bazarek, gdzie pasta do butów leży między garnkami a portfelami. To na pewno będziemy stopniowo zmieniać
– powiedział Sebastian Mikosz.
Dodał jednak, że... ów bazarek przynosi poczcie niemałe dochody, zatem nie można z niego rezygnować.
"Szczególnie poza dużymi miastami, gdzie alternatywa dostępu do sprzedaży detalicznej różnych rzeczy, które czasami zaskakują, nie istnieje tak, jak w przypadku dużych aglomeracji" - ocenił.
Cel opiłowania katolików został jednak już dawno wyznaczony, zresztą przez obecnego ministra Sławomira Nitrasa.
Z rozmowy dowiadujemy się zatem, że coś musi zniknąć, by nie było bazarku i padło na dewocjonalia.
Mikosz uznał, że lokale pocztowe to nie są "sklepiki z dewocjonaliami", oraz że takie produkty powinny być proponowane wiernym przez parafie. Poza nimi usunięte mają o dziwo zostać książki i karty sim do telefonów.