10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Ciało mogło leżeć nawet 2 tygodnie. Okropny fetor po gnijących zwłokach nie daje żyć lokatorom

Mieszkańcy bloku przy ul. Pielęgniarskiej w Bydgoszczy przeżywają dramat. Jego powodem jest okropny fetor, który uniemożliwia im normalne funkcjonowanie. Wszystko z powodu zwłok, które zostały ujawnione 8 sierpnia w mieszkaniu na parterze. Ciało mogło tam leżeć nawet dwa tygodnie, a po siłowym wejściu, którego musiały dokonać służby, drzwi do lokalu pozostają nieszczelne. Jak mówi nam jedna z mieszkanek budynku, spółdzielnia nie reaguje na ich prośby o pomoc.

Drzwi mieszkania, z którego wydobywa się fetor
Drzwi mieszkania, z którego wydobywa się fetor
Franz P. Sauerteig | mieszkanka bloku - pixabay.com

Podejrzany zapach mieszkańcy zaczęli odczuwać na przełomie lipca i sierpnia. Wówczas lokatorzy bloku przy ul. Pielęgniarskiej zaczęli szukać jego źródła w piwnicy. - Myśleliśmy, że to może jakiś szczur zdechł - opowiada w rozmowie z portalem Niezalezna.pl, jedna z mieszkanek wielorodzinnego budynku.

Fakty okazały się o wiele bardziej przerażające. Wyszły jednak na jaw dopiero tydzień później.

8 sierpnia do jednego z mieszkań na parterze w towarzystwie policji wszedł prokurator. Okazało się, że źródłem fetoru było rozkładające się około 14 dni ciało. Jak przekazała nam nasza rozmówczyni, działania śledczego trwały około dwóch godzin. Ciało zostało usunięte z mieszkania jednak po siłowym wejściu między drzwiami a framugą powstała szpara, co uniemożliwia zamknięcie lokalu.

Okropne warunki

Dla mieszkańców było to nie do zniesienia. Z lokalu wydobywał się nie tylko okropny zapach, ale i muchy oraz inne owady. A spółdzielnia nie reagowała. Telefony do prezesa spółdzielni miały zacząć rozbrzmiewać już następnego dnia. Jednak dopiero po trzech dniach - i dodatkowym piśmie od mieszkańców - spotkały się z "reakcją". 

12 sierpnia do rozwiązania problemu oddelegowana została sprzątaczka. Kobieta dokładnie umyła wspólną powierzchnię znajdującą się przy lokalu - ściany, podłogę oraz balustradę. Kilka godzin później drzwi zostały zaklejone czarną folią. Tyle że to nic nie dało. - Już był taki napór społeczny mieszkańców, i nie tylko, żeby coś zrobić. Reagowała również policja. Ale te plastry do przyklejania foli są punktowe, więc szczelina pozostaje dalej - słyszymy.

Dramat trwa

"My wyczuwamy z kratek wentylacyjnych. Mamy wszystkie domestosem skroplone i pozakrywane szmatkami. To się odczuwa. Ten fetor się nadal unosi. Jak się schodzi, to w maseczkach (...) ja mam dwie maseczki, watę, i to nic nie daje"

– opowiada nam mieszkanka.

- To jest nie do opisania, to jest zapach nieporównywalny do niczego. Moja wnuczka nie je mięsa, mamy obrzydzenie, cofa się pokarm. Do tego mamy podwyższone ciśnienie, bo to jest nie tylko obciążenie fizyczne, ale i psychiczne - zaznacza. Podkreśla, że oprócz wysłania sprzątaczki zarządca budynku nie udziela mieszkańcom żadnej pomocy. - My jesteśmy pozostawieni sami sobie, XXI wiek to jest niebywałe - dodaje.

I trwać będzie...

Mieszkańcy nieustanie apelują o zajęcie się śmierdzącym problemem. Satysfakcjonującej odpowiedzi jednak nie słyszą. Przekazano im, że mieszkanie będzie w takim stanie, dopóki nie znajdzie się nowy właściciel. I to na nim będzie spoczywał ten problem.

"Jesteśmy dalej pozostawieni sami sobie. Jeden z lokatorów wywiózł na działkę żonę po operacji. Mój mąż jest tuż przed operacją, ma podniesione ciśnienie. My nie funkcjonujemy tak, jak poprzednio. My nie sypiamy, ja wczoraj lekarza prosiłam o jakieś nasenne tabletki. Nie możemy jeść. Zabrano nam życie, nie da się tak żyć"

– opowiada nasza rozmówczyni.


 



Źródło: niezalezna.pl

#Bydgoszcz