- Dziennikarze "Wiadomości" dotarli do zeznań świadków, którzy obciążyli sędzię Beatę Morawiec. Śledczy zainteresowali się między innymi wyrokiem, który Morawiec wydała w sprawie konfliktu małżeńskiego Marka B. - poinformowało TVP Info.
Cytowany przez TVP Marek B. powiedział, że Beata Morawiec po wysłuchaniu całej opowieści odnośnie jego sprawy karnej powiedziała mu, "żebym się już niczym nie martwił", że sąd w jego sprawie "na pewno wyda sprawiedliwy wyrok".
- "Jakiś czas później byłem na rozprawie odwoławczej, gdzie w mojej sprawie orzekała Beata Morawiec. Wydała wobec mnie sprawiedliwy wyrok, taki jakiego oczekiwałem" – zeznawał B.
Prokuratura zarzuca Morawiec, że w związku z wyrokiem przyjęła od Marka B. korzyść majątkową w postaci telefonu komórkowego.
- "Ten telefon wręczyłem pani sędzi w sądzie, u niej w sekretariacie (...), mówiąc, że jest to prezent dla niej za sprawiedliwy wyrok w mojej sprawie, z którego jestem bardzo zadowolony"
– zaznaczył. Zeznania mężczyzny potwierdzili inni świadkowie – w przeszłości wysokiej rangi urzędnicy krakowskiej apelacji.
"Wiadomości" podały, że prokuratura bada także sprawę analizy, jaką sędzia Morawiec miała przygotować na zlecenie krakowskiego Sądu Apelacyjnego. "Zainkasowała za to 5 tys. złotych, ale z ustaleń śledczych wynika, że dokument nigdy nie powstał" - wskazuje dziennik.
"Dzieła wskazanego w umowie to jest na temat >>Windykacja należności sadowych w aspekcie wydziału karnego<< nie otrzymałem" - zeznał jeden ze świadków.
"Umowa z Beatą Morawiec była umową fikcyjną, dzieło nigdy nie zostało zrealizowane, a ja go nigdy nie otrzymałem, a jedynym celem było wypłacenie środków finansowych Beacie Morawiec, aby ją wynagrodzić"
- dodał.
"Choć sędzia Morawiec twierdzi, że napisała analizę, a jej powstanie potwierdził badający komputer informatyk, w toku śledztwa ustalono, że zamówienie dokumentu było sposobem na wypłacenie Morawiec pieniędzy za wykonanie zupełnie innej pracy – organizację zawodów sportowych środowiska prawniczego. Jak dodają, zdaniem świadka, z uwagi na to, że była to funkcja społeczna, nie przysługiwało za nią wynagrodzenie" - podają "Wiadomości", dodając, że Morawiec jednoznacznie odpiera te zarzuty.