- Dziennikarze chodzą po Żorach i wypytują o mnie. Myślę, że wkrótce nastąpi próba przypomnienia „sprawy” Kałuży, żeby zastraszyć senatorów, którzy chcieliby zawrzeć koalicję z PiS-em - mówi w rozmowie z Niezalezna.pl wicemarszałek województwa śląskiego Wojciech Kałuża.
Jedenaście miesięcy temu podjął pan - politycznie i życiowo - trudną decyzję o wsparciu PiS w śląskim samorządzie. Czy było warto? Czy nie żałuje pan tego?
Ta decyzja była poprzedzona głęboką refleksją i muszę dzisiaj powiedzieć, że było warto. Po prawie roku pracy jestem zbudowany osiągnięciami zarządu województwa śląskiego i ogromną chęcią pracy. Mam tu na myśli szczególnie pana marszałka Jakuba Chełstowskiego. To jest bardzo dynamiczny marszałek. Wspaniale zdiagnozował potrzeby województwa śląskiego i dokonuje swoistej transformacji regionu. Reasumując – tak, było warto. Gdybym miał dzisiaj jeszcze raz podjąć tę decyzję, postąpiłbym tak samo.
Przed rokiem mówił pan, że ma pan nadzieję, iż „wyborcy zrozumieją ten krok i będą z pana dumni”. Rozumiem, że podtrzymuje pan swoje zdanie?
Myślę, że na podsumowanie minionego roku przyjdzie czas i z pewnością o naszych dokonaniach poinformujemy opinię publiczną. Sądzę, że nastąpi to ok. 21 listopada. Natomiast jestem przekonany, że przyjdzie taki czas, kiedy wyborcy, którzy na mnie głosowali i nie zrozumieli tej decyzji, będą mogli powiedzieć, że są dumni z wicemarszałka Kałuży i z jego ówczesnej decyzji.
W związku z nieco patową sytuacją w Senacie pojawiają się głosy, że ewentualne nawiązanie przez któregoś z senatorów współpracy w wyższej izbie parlamentu z klubem PiS wypaczy wynik wyborów. Czy podziela pan taką opinię?
Tu muszę się cofnąć do mojej historii. Kiedy podjąłem decyzję o wsparciu Prawa i Sprawiedliwości, również mówiono, że wypaczyłem w ten sposób wynik wyborów. Przypomnę, że w województwie śląskim wybory samorządowe wygrało PiS. W wyniku zgniłego kompromisu, próbowano zawrzeć bardzo szeroką koalicję, gdzie na dwóch nowo wybranych radnych SLD - obaj mieliby być w zarządzie województwa i na jednego wybranego radnego PSL – jeden miałby być także w zarządzie. Ponadto jeszcze dwóch radnych z Koalicji Obywatelskiej. Tak naprawdę Koalicja Obywatelska, mimo, że mogłaby próbować iluzorycznie rządzić województwem, to nie sprawowałaby faktycznej władzy. Władzę de facto sprawowałoby dwóch przedstawicieli SLD i jeden z PSL-u.
Przedstawiciele partii które wymieniłem często prezentują dość jadowitą opinię, że ludzie PiS-u są takim ludem pierwotnym, z klapkami na oczach. Mówi się, że są troglodytami, których celem jest zawłaszczenie całego państwa. Dzisiaj mogę powiedzieć panu z perspektywy czasu, że większej bzdury w życiu nie słyszałem. Po tym prawie roku czasu widzę kompetencje i oddanie radnych z klubu PiS-u i gdyby przełożyć sprawy regionalne na sprawy krajowe, to podejrzewam, że jest tak samo.
Patrząc na to, co dzieje się w polskiej polityce i także na to jak te wydarzenia są komentowane w niektórych mediach, można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z jakąś wojną plemienną. Fakty, merytoryczne kompetencje i rzeczywiste działania na rzecz dobra wspólnego – bo tym chyba powinni się zajmować politycy – są tylko tłem dla emocji, które są często podsycane różnymi wrzutkami, czy wręcz kłamstwami. Dokąd pana zdaniem to nas zaprowadzi?
Są dwie teorie o polityce. Jedna, według której polityka to dążność do władzy i chęć jej utrzymania. Według innej teorii polityka powinna być roztropną służbą dla dobra ogółu. Ja mogę powiedzieć z perspektywy czasu, że wyznawcami tej pierwszej teorii są pan Borys Budka, pan Schetyna i wielu przedstawicieli Koalicji Obywatelskiej. Oni wyznają zasadę, że mamy zdobyć władzę i musimy ją utrzymać i to jest ich priorytet. Traktowanie polityki, jako służby dla dobra ogółu jest bliższe Prawu i Sprawiedliwości.
Jak pan w tym kontekście ocenia skandaliczną wypowiedź senatora PO Jerzego Fedorowicza, który kilka dni temu zagroził, że kogoś, kto zdecyduje się wejść w koalicję z Prawem i Sprawiedliwością dotknie „anatema do trzech pokoleń”. Czy pana i pana rodzinę dopadła klątwa, o której wspomniał polityk Platformy?
To jest skandaliczna wypowiedź, ale to co spotkało mnie i moich bliskich, czyli wylewanie „wiader hejtu” dzieje się naprawdę. Pan Fedorowicz pewnie wie o czym mówi. Myślę jednak, że swoją pracą udowadniam, że ta teoria jest głęboko niesprawiedliwa.
Nie chciałbym, żeby to zabrzmiało zbyt patetycznie, ale nawiąże do Pisma Świętego - „(…) jestem nieczuły na obelgi (…) i wiem, że wstydu nie doznam”. Nie doznam, bo wiem jakim jestem człowiekiem, jaką wartość przedstawiam i wiem co potrafię robić. Jeżeli do tego jest drużyna zdeterminowana na cel dla dobra wspólnego, to żadna klątwa nie jest mi straszna.
Na Śląsku jest takie powiedzenie: Siedź w koncie bamoncie, a znajdom Cię. Można to przetłumaczyć następująco: siedź w kącie człowieku miły, chociaż masz kompetencje, umiejętności i wiesz, że potrafisz, ale siedź w tym kącie, bo w końcu cię znajdą. Otóż nikt nigdy pana w tym kącie nie znajdzie, a już na pewno nie znajdzie pana nikt z Koalicji Obywatelskiej. Będzie pan tam siedział, aż pan zarośnie, spleśnieje i zgnije. Według pana Fedorowicza, ludzie, którzy chcą pracować dla dobra wspólnego, mający chęć i kompetencje maja właśnie czekać w tym kącie, bo w przeciwnym razie „wygumują” ich na trzy pokolenia. Spokojnie, nikt ich z niczego nie „wygumuje”, a z pewnością nie ci ludzie.
W związku z niejasną sytuacją po wyborach do Senatu, media spekulują na temat możliwych koalicji. W tym kontekście przypominają pana zeszłoroczną - nie ma co ukrywać – dość zaskakującą decyzję o wsparciu Prawa i Sprawiedliwości. W niektórych komentarzach polityków Koalicji Obywatelskiej i sprzyjających im mediów, przywołuje się pana nazwisko, jako godny potępienia przykład nielojalności. Czy dotarły do pana te głosy oburzenia?
Dzisiaj mamy do czynienia, z normalną w polityce sytuacją, że PiS próbuje sformować większość w Senacie. Cechą polityki jest budowanie koalicji i frontów dla realizacji określonych celów.
Mimo wszystko, nie obawiam się ponownej nagonki, bo chodzę spokojnie po moim mieście. Spaceruję z dziećmi i proszę mi wierzyć – spotykam się z wieloma wyrazami sympatii.