- Na dworzec każdy Węgier przyjeżdża z beczką wina i uważa za honor, żeby nas nim poczęstować. To jest niesamowita przyjacielska więź. Dzięki niej jest przepiękny pomnik katyński Budapeszcie, i to z tablicą smoleńską. A przy pomniku Józefa Bema wręczaliśmy medal Czerwca 1956 premierowi Orbanowi. My – klub Gazety Polskiej z Poznania – opowiada Maria Zawadzka, szefowa poznańskiego klubu, który właśnie skończył 10 lat. Tradycje powstań antykomunistycznych z Budapesztu i Poznania stały się zaczątkiem tej przyjaźni. Zobacz, jak nieprzebrane tłumy Węgrów wiwatują cześć Polski! (FILM)
„Pojechałem na Węgry pociągiem Klubów „Gazety Polskiej”. Ostatni raz taką imprezę widziałem na studiach” – tak Kamil Sikora z Wirtualnej Polski zatytułował reportaż z wyjazdu klubów „GP” na Węgry.
Maria Zawadzka, drobna nauczycielka chemii, żona światowej sławy profesora - badacza pisma klinowego, która szefuje poznańskiemu klubowi, chętnie zgadza z tym napastliwym w zamierzeniu tytułem.
To dla nas wielki komplement. Nie brak wśród nas emerytów, a zachowujemy się jak studenci, bo młodość nam przywracają takie spotkania.
- opowiada w programie Piotra Lisiewicza „Wywiad z chuliganem”.
Poznański klub spotyka się z Węgrami częściej niż inne, z uwagi na wspólną historię walki z komunizmem w 1956 r.
Zawadzka przyznaje, że węgierskiego wina wypija się przy tych kontaktach ilości ogromne, bo Węgrzy już na dworcowy peron przynoszą je w beczkach.
Jesteśmy niesamowicie witani. Kiedy Węgrzy zobaczyli, że my stoimy po ich stronie w konflikcie z władzami Unii Europejskiej, to nie tylko ściskali nam ręce, ale wręcz nas po rękach całowali. Nie tylko kobiety, ale wszystkich jak leciało. A kiedy uliczny muzyk zagrał nam na węgierskim instrumencie ludowym hymn Polski, to nam leciały łzy.
- mówi.
Zobacz poniżej wzruszające sceny i rozmowę z kobietą, która rzuciła wyzwanie poznańskiemu establishmentowi: