W czasie swojego wystąpienia Tusk pozornie udzielał wsparcia Trzaskowskiemu i zapewniał o jedności w szeregach Platformy. Nie obyło się jednak bez stawiania prezydenta Warszawy do kąta i pewnych dwuznaczności. Czy słowa lidera PO o skali zainteresowania CBA warszawskim ratuszem były zabiegiem wymierzonym w upokorzenie Rafała Trzaskowskiego na oczach wyborców? - Nie sądzę, żeby Donald Tusk chciał wykonać krok, który by wzmacniał realnie pozycję Rafała Trzaskowskiego - mówił gość programu "W punkt" Katarzyny Gójskiej dr Tomasz Żukowski. Mówił też o podwójnym przekazie, który "jednocześnie ma Trzaskowskiego wzmacniać i i osłabiać".
"Skończył się czas przygotowań. Ruszamy jako Koalicja Obywatelska z naszą kampanią" - ogłosił na spotkaniu w Białej Podlaskiej lider Platformy Obywatelskiej Donald Tusk.
Zaprezentował też szefową sztabu wyborczego, którą została Wioletta Paprocka–Ślusarska i oznajmił, że dał już jej pierwsze zadanie dotyczące przygotowania... "statystyki polowania". Tym samym lider PO kreował siebie samego (a przy okazji Trzaskowskiego) na ofiarę nagonki.
- Dzisiaj poprosiłem szefową sztabu, żeby dokładnie, żeby bez najmniejszej pomyłki przedstawiła mi statystykę polowania na Rafała Trzaskowskiego. W ciągu ostatniego roku i pierwszych trzech miesięcy tego roku do ratusza warszawskiego CBA skierowało 8 tysięcy pytań, żądań na papierze. Prokuratura wszczęła 15 postępowań, średnio raz na miesiąc w ciągu tego roku i 4 miesięcy
– stwierdził Donald Tusk w Białej Podlaskiej.
"To polowanie na liderów opozycji, ono jest wprost proporcjonalne od poziomu strachu, jaki PiS ma przed niektórymi politykami" - powiedział Tusk. Pokusił się nawet o stwierdzenie, że Trzaskowski mógłby nie szefować już stołecznym ratuszem.
- Rafała Trzaskowskiego boją się szczególnie, bo przecież wszyscy to czujemy, że gdyby nie cały cykl machlojek, niedoskonałości, wykorzystywania Pegasusów, TVP, pieniędzy publicznych, to byłby dziś prezydentem Warszawy? Nie, prezydentem RP
– powiedział.
Słowa Donalda Tuska skomentowali goście programu "W punkt" Katarzyny Gójskiej.
- Wiemy, że Donald Tusk sam ma duże problemy wizerunkowe i wiadomym też, że rywalizuje z Rafałem Trzaskowskim w wewnętrznej partyjnej grze. Gdyby wszystko poszło wedle woli tych mediów, które spekulują wymianę lidera jeszcze przez wyrobami, to dla Donalda Tuska byłby to raczej koniec kariery politycznej w sensie sprawczym, kierowniczym. Sam fakt, że bierze ze sobą Trzaskowskiego, ale nie jako ewentualnego kandydata na premiera, ale robią razem kampanię i że pojawiły się pewne prztyczki, wskazuje wydźwięk: jedziemy na jednym wózku. Taka jest tego intencja
– wykazywał profesor Mieczysław Ryba (KUL).
Zdaniem zaś dr. Tomasza Żukowskiego (UW) relacje między panami Tuskiem i Trzaskowskim przypominają to, co znamy z bardzo wielu sztuk, podręczników, monografii historycznych. - To jest relacja między władcą, przywódcą - w tym wypadku obozu politycznego - z delfinem, czyli osobą, która jest traktowana, jako jego potencjalny następca - mówił.
Jeśli do tego dodamy fakt, że popularność, czy notowania, wskaźniki zaufania do Donalda Tuska są niższe niż do Rafała Trzaskowskiego, to w oczywisty sposób tworzy taką zależność, że z jednej strony obozowi i samemu Tuskowi Trzaskowski jest potrzebny, żeby wzmocnić wizerunkowo jego formację, a z drugiej strony - im bardziej będzie się nim posługiwał, tym bardziej będzie podważał swoją własną dominację i pozycję w ramach własnej formacji
– podkreślił, dodając, że "to w konsekwencji uruchamia mechanizm - podwójny przekaz, który jednocześnie ma Trzaskowskiego wzmacniać i i osłabiać".
- Nie sądzę, żeby Donald Tusk chciał wykonać krok, który by wzmacniał realnie pozycję Rafała Trzaskowskiego. Nie sądzę, żeby oddał władzę bez walki - podkreślił dr Żukowski.