Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

„Słyszeliśmy huki, detonacje”. Pilot jaka-40, który lądował w Smoleńsku, o wydarzeniach z 10.04.10

- Przez wiele lat próbuję sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego na samym początku obarczono winą pilotów, a z drugiej strony pomimo dowodów, które wskazywały zupełnie inny przebieg zdarzenia, cały czas mówiono, że piloci za wszelką cenę chcieli wylądować, co jest wierutną bzdurą - powiedział w programie "Po 9" Artur Wosztyl, pilot Jaka, który 10 kwietnia 2010 roku lądował w Smoleńsku przed prezydenckim TU-154 M.

Artur Wosztyl
Artur Wosztyl
screen - Telewizja Republika

10 kwietnia w 2010 r., w katastrofie samolotu Tu-154M pod Smoleńskiem zginęło 96 osób, wśród nich: prezydent Lech Kaczyński z małżonką Marią, ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski oraz inne osobistości, w tym najważniejsi dowódcy Wojska Polskiego. Polska delegacja udawała się na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej.

W programie "Po 9" Adriana Klarenbacha na antenie TV Republika gościł Artur Wosztyl, pilot Jaka, który 10 kwietnia 2010 roku lądował w Smoleńsku przed prezydenckim TU-154 M. Został on zapytany, co obecnie wiemy na temat przyczyn wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku. 

"Na pewno jeszcze wszystkiego nie wiemy. Wiemy, że są dwie narracje. Jedna, którą potwierdza MAK, Millera, który jest jedyne obowiązującym, który pokazuje, że od samego początku winą obarczono polskich pilotów. To jest jedna rzecz. Druga rzecz – mamy ogromną wiedzę na temat tego, czego dokonała komisja pod przewodnictwem pana Macierewicza. Tutaj dowiadujemy się o wielu kwestiach, które były pominięte i których nie dotykano w ogóle, a jedynie próbowano wmówić w bardzo prozaiczny sposób, że jak samolot spadł, to musiał się roztrzaskać. I nieważne, że spadł i roztrzaskał się na 60 tys. kawałków albo więcej, gdzie wszyscy zginęli"

– powiedział.

Podkreślił, że "samolot, który był potężnym samolotem, który podchodził z prędkością podejścia do lądowania i nagle to jest szokujące moim zdaniem, że pomimo informacji, które docierają, pomimo zeznań świadków, które nie były ujęte w żadnym raporcie ani MAK-u ani Millera".

"Tak samo nawet dowody, chociażby z dnia katastrofy, kiedy dokonano oględzin przez służby rosyjskie razem ze świadkami. Nic z tych rzeczy nie zostało dołączone do raportów"

– przypomniał.

Wskazał także, że "przez wiele lat próbuje sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego na samym początku obarczono winą pilotów, a z drugiej strony pomimo dowodów, które wskazywały zupełnie inny przebieg zdarzenia, cały czas mówiono, że piloci za wszelką cenę chcieli wylądować, co jest wierutną bzdurą"

"Wielokrotnie o tym powtarzałem. Regulamin lotów obowiązujący w 2010 roku jak przepisy, które obowiązywały lotnictwo cywilne i wojskowe w lotach międzynarodowych jednoznacznie mówiły, że pilot ma prawo wykonać podejście końcowe. To jest istotne, bo niektórzy ludzie nie interesujący się mówią: „Podchodzili do lądowania, czyli chcieli lądować”. Nie – podejście do lądowania kończy się na wysokości decyzji. Na wysokości decyzji pilot miał podjąć decyzję. Tutaj te dwie rzeczy nie są rozgraniczone. Cały czas z uporem maniaka powtarzana jest narracja, że oni za wszelką cenę chcieli wylądować. To nawet mówił śp. Pan generał Petelicki odnośnie słynnego SMS-a"

– przypomniał.

Dokonania komisji Antoniego Macierewicza 

Artur Wosztyl odniósł się też do badań komisji pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza. 

"Mając na uwadze dokonania podkomisji pana Macierewicza, tutaj te wszystkie badania, które zostały ujęte, m.in. prof. Biniendy czy Nowaczyka, one pokazują, że ten obraz jest zupełnie inny i pokazuje na zupełnie inny mechanizm niszczenia konstrukcji tego samolotu"

– podkreślił.

Wątpliwości odnośnie czasu zdarzenia 

"Mówiono o godzinie 8:56 czasu lokalnego, później zmieniono na 8:41. Co więcej, rozmawiałem z dyżurnym kierownikiem lotów, do którego dzwoniłem po tym, jak słyszeliśmy niepokojące dźwięki: trzaski, huki, detonacje, dźwięk milknącego silnika. Wziąłem telefon służbowy i zadzwoniliśmy, powiedzieliśmy że coś złego stało się z samolotem podczas podejścia. Potem rozmawiałem w poniedziałek i ten kierownik lotów powiedział, że to była godzina 8:38"

– powiedział Wosztyl.

 



Źródło: Telewizja Republika, niezalezna.pl

#Artur Wosztyl #Smoleńsk

mm