Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Polska

„To był show, czuję się wykorzystany”! Rolnik od „węgla, który się nie pali”, narzeka na media

"Czuję się wykorzystany w sprawie australijskiego węgla, który się nie pali. Nie mam żadnych pretensji do rządu, bo z jakiej racji. A tak to wszystko wyszło" – powiedział mediom Bogdan Królik, ogrodnik z Chrzypska Wielkiego. Królik, ogrodnik i prezes stowarzyszenia producentów ozdobnych roślin cebulowych, kupił węgiel z Australii od firmy z Rypina. Kiedy zatrudnieni u niego pracownicy chcieli ogrzać swoje mieszkania okazało się, że węgiel się nie pali – dymi, strzela i gaśnie. Rolnik podzielił się wiadomością ze znajomym dziennikarzem i zrobiła się afera. Jak się okazało - niesłuszna.

mt

Tą informacją podzieliłem się z dziennikarzem poznańskiego radia przy okazji wywiadu na temat lilii. Zapytał o węgiel, więc powiedziałem, że na placu leży 25 ton opału z Indonezji, 20 ton peletu i węgiel z Australii, który się nie pali. No i zrobiła się afera

Reklama

 - mówi Królik.

Do gospodarstwa zjechali się dziennikarze. Jak przyznał ogrodnik, "przyjechano ograć tylko ten australijski węgiel". Ekipa telewizyjna poprosiła, żeby zademonstrować przed kamerami, że węgiel się nie pali. I tak do sieci wpadł film, na którym pracownicy Bogdana Królika próbują palnikiem gazowym rozpalić trochę węgla znajdującego się na szufli.

Chciał oszczędzić, wyszedł show

"Ułożyliśmy węgiel na sipie i próbowaliśmy rozpalić przy pomocy palnika, co okazało się bezskuteczne. Dziennikarze to nagrali" – opowiada ogrodnik. Film szybko stał się popularny w sieci i zaroiło się od komentarzy. Pojawiła się krytyka, szukanie winnych. Nie zabrakło też prześmiewców, którzy nie zostawili suchej nitki na węglowym "eksperymencie".

Okoliczni ogrodnicy, z którymi rozmawiali dziennikarze przyznali, że takiego testu "nie ma nawet co komentować. Bo nie trzeba nawet być ogrodnikiem, żeby wiedzieć, że węgiel należy wrzucić do pieca, żeby się rozpalił. Musi być cug i nawiew" – tłumaczy jeden z rozmówców.

Bogdan Królik też to teraz potwierdza. Ale wyjaśnił, dlaczego użył palnika.

Jednorazowo do pieca przemysłowego musiałbym załadować tonę węgla. Później musielibyśmy to wszystko wyciągać. Nie chciałem generować kosztów na zorganizowanie show z podpalaniem węgla, bo nie tędy droga. Nie o to mi chodziło i nie taka była moja intencja. Chciałem tylko uczulić innych ogrodników na problem

 – powiedział.

Nie jest politykiem, ani "człowiekiem PO"

Zdaniem biznesmena afera z niepalącym się węglem doprowadziła też do sugestii, że winę za zaistniałą sytuację ponosi rząd. "A ja przecież nie mam pretensji do rządu w sprawie australijskiego węgla" – powiedział. Przyznał, że pod kątem jakości węgla zawsze były, są i będą uwagi pozytywne bądź negatywne, niezależnie od tego, skąd węgiel pochodzi.

W Australii, podobnie jak w Polsce, są różne kopalnie i różne jakości węgla. Pewnie z Australii z jakiejś partii przyszła gorsza jakość i akurat trafiła do mnie

 - powiedział.

Ogrodnik oświadczył, że czuje się w tym wszystkim wykorzystany.

Przyklejono mi łatkę, że jestem człowiekiem wynajętym przez PO, bo wyciągnięto zdjęcie, na którym jestem na targach z panem Komorowskim. A ja z nim mam tyle wspólnego, że raz go widziałem u mnie na targach. Do mnie na targi przyjeżdża 40 tys. ludzi; byli p. Komorowscy, p. Kwaśniewscy, a ostatnio prezydent Andrzej Duda. Mam szacunek dla wszystkich, nie bawię się w politykę i nie zamierzam nigdzie kandydować

 - dodał.

Przedstawicielka firmy z Rypina, która sprzedała ogrodnikowi towar powiedziała, że reklamację w sprawie węgla przyjęto i ogrodnik dostanie zwrot pieniędzy. Odmówiła natomiast przekazania konkretów dotyczących producenta węgla

mt

Reklama