Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Przez siedem lat miała znęcać się nad córką. Ruszył proces

Przez siedem lat miała oszpecać dziewięcioletnią córkę toksyczną substancją, a wmawiając innym, że zmiany na ciele dziewczynki to wynik choroby gromadziła pieniądze ze zbiórek. W czwartek przed Sądem Okręgowym w Siedlcach rozpoczął się proces oskarżonej o to Moniki B. W trakcie śledztwa kobieta nie przyznała się do zarzucanych jej czynów.

Prezes Sądu Okręgowego w Siedlcach Mirosław Leszczyński przekazał PAP, że proces w tej sprawie ruszył w czwartek. „Sprawa rozpoznawana jest z wyłączeniem jawności z uwagi na dobro osoby pokrzywdzonej” – zaznaczył. Kolejny termin rozprawy wyznaczono na 29 lipca.

Według Prokuratury Okręgowej w Lublinie Monika B., od lutego 2017 r. do stycznia 2024 r. w Sięciaszce Drugiej (Lubelskie) znęcała się fizycznie i psychicznie ze szczególnym okrucieństwem nad swoją małoletnią córką. Śledczy ustalili, że kobieta miała w twarz i kark dziecka aplikować toksyczną, bliżej nieustaloną substancję płynną, powodując oszpecenie dziewczynki. Wywoływało to m.in rumień, stany zapalne, blizny, a także nieodwracalne ubytki tkanek w wyniku martwicy. Dziewczynka straciła m.in. część prawego ucha.

Rany córki kobieta wielokrotnie przedstawiała służbie zdrowia i sądowi opiekuńczemu jako zmiany chorobowe, co – według prokuratury – „stanowi dodatkowo szczególne okrucieństwo”. Na leczenie dziewczynki prowadzone były zbiórki pieniędzy.

Śledztwo w tej sprawie prokuratura wszczęła po zawiadomieniu od lekarzy Szpitala Klinicznego nr 1 w Lublinie, którzy nabrali wątpliwości co do choroby córki Moniki B. Według nich „obraz kliniczny oraz przebieg choroby małoletniej nie odpowiadał żadnej znanej naukowo i empirycznie jednostce chorobowej”, a kształt i ewolucja zmian na skórze twarzy dziecka wskazywała, że „nie miały charakteru naturalnego”.

Biegli z różnych gałęzi medycyny ustalili, że zmiany te miały charakter urazowy, były spowodowane zachowaniem człowieka. Wskazywali m.in. że masywne zmiany występowały praktycznie tylko w jednej okolicy ciała dziecka. Wykluczyli również chorobę skóry. Badania dziewczynki wykazały, że nie ma u niej żadnych cech niepełnosprawności intelektualnej, przejawów autyzmu czy też padaczki, co latami sugerowała Monika B.

Kiedy kobieta trafiła do aresztu i sąd zawiesił jej władzę rodzicielską, a dziecko trafiło pod opiekę rodziny – stan zdrowia dziewczynki znacznie się polepszył i lekarze nie stwierdzili nowych zmian skórnych. Jak podała prokuratura, dziecko prawidłowo rozwija się poznawczo, wróciło do nauki w systemie stacjonarnym.

Podczas śledztwa Monika B. nie przyznała się do zarzucanych jej czynów. Wyjaśniała m.in. że zajmowała się czynnościami higienicznymi dotyczącymi ciała dziecka.

Biegli psychiatrzy ocenili, że kobieta miała w pełni zachowaną zdolność do rozpoznania znaczenia swoich czynów i pokierowania swoim zachowaniem.

„Monika B., w ocenie biegłych psychiatrów, wykazuje natomiast zaburzenia osobowości w postaci (…) zespołu Münchhausena z przeniesienia, które polegają na celowym wprowadzaniu przez opiekuna objawów choroby u dziecka lub innej osoby pod jej opieką, aby wzbudzić współczucie i uwagę ze strony otoczenia, a także uzyskać z tego tytułu korzyści, m.in. finansowe

– podawała prokuratura w komunikacie.

Oskarżona Monika B. przebywa w areszcie. Za znęcanie się nad córką grozi jej do 20 lat więzienia.

Źródło: niezalezna.pl, PAP