Sąd utrzymał w mocy wcześniejszy wyrok Sądu Okręgowego w Słupsku, ale zwolnił Sebastiana Z. z kosztów sądowych. W pierwszej instancji sąd uznał 42-latka za winnego zabójstwa byłej żony i w styczniu 2025 r. skazał go na 25 lat więzienia. Orzekł też 100 tys. zł tytułem zadośćuczynienia za doznaną krzywdę na rzecz kilkuletniej córki byłego małżeństwa. Osieroconym, niepełnosprawnym dzieckiem zajmuje się rodzina.
Do tragedii doszło 14 stycznia 2024 r. w mieszkaniu w Główczycach. Mężczyzna został oskarżony o to, że działając w zamiarze bezpośrednim pozbawienia życia Kamili Z., zadał jej nożem liczne rany kłute w okolicach nóg i ranę kłutą klatki piersiowej po lewej stronie. Pokrzywdzona kobieta zmarła w następstwie krwotoku zewnętrznego i zatrzymania krążenia. Mężczyzna w chwili czynu był pijany – miał 3,3 promila alkoholu.
Śledczy również na ciele Sebastiana Z. ujawnili obrażenia – 14 ran. Trafił do szpitala. Biegli orzekli, że sam się okaleczył.
Apelację od wyroku wniósł obrońca oskarżonego. Twierdził, że Sebastian Z. działał w obronie koniecznej. Taką linię obrony przyjął podsądny od początku procesu. Sąd Apelacyjny w Gdańsku nie podzielił zarzutów przedstawionych w apelacji obrońcy.
Upadła wersja oskarżonego
Sędzia Sławomir Steinborn mówił w uzasadnieniu, że zarzuty apelacji opierały się na dosyć wybiórczym traktowaniu dowodów przeciwko Sebastianowi Z. Na samouszkodzenie oskarżonego wskazywała nie tylko opinia biegłej, ale również inne okoliczności – w tym zeznania świadków i to, że podsądny już wcześniej dokonywał samookaleczeń.
Sąd w uzasadnieniu podkreślił, że pokrzywdzona kobieta nie miała powodu, by zaatakować oskarżonego.
Pokrzywdzona przed tym zdarzeniem wykonała telefon i zgłosiła, że oskarżony jest pod wpływem alkoholu. Wskazywała służbom, że oskarżony ma nałożone orzeczenie sądowe, które zakazuje mu przebywania pod wpływem alkoholu w ich wspólnym mieszkaniu
– mówił sędzia.
Podkreślił, że pokrzywdzona wiedziała o tym, że za moment przyjadą służby i nie miała powodu do tego, żeby atakować oskarżonego. Dodał też, że wbrew słowom podsądnego pokrzywdzona kobieta nie była pod wpływem alkoholu ani żadnych leków.
Sąd nie znalazł argumentów, że działania oskarżonego mogły być obroną konieczną. Zdaniem sądu wyjaśnienia oskarżonego i wersja, którą próbował przedstawić, są niewiarygodne i nieprzekonujące, więc nie ma mowy o obronie koniecznej. Według sądu nie doszło do przekroczenia obrony koniecznej, więc zarzut co do wysokości kary – 25 lat więzienia – nie mógł być uznany przez sąd.
"Potrzebuje dużo czasu"
W uzasadnieniu sąd podkreślił też, że przez cały proces oskarżony nie wykazał żadnej skruchy i nie podjął w ogóle próby ratowania pokrzywdzonej. Sąd, biorąc pod uwagę postawę oskarżonego, nie znalazł okoliczności łagodzących – miał negatywną opinię środowiskową, nadużywał alkoholu, był agresywny i utrzymywał się z dorywczych prac.
– Oskarżony potrzebuje dużo czasu, aby zrozumieć błędy swojego życia. Również to, czego dokonał – uzasadniał sędzia Steinborn.
Dodał, że kara 25 lat pozbawienia wolności ma szansę uczynić zadość społecznemu poczuciu sprawiedliwości, ale również jest konieczna, by oskarżony, odbywając ją w zakładzie karnym, zrozumiał, że wyrządził wielkie zło, pozbawiając życia drugą niewinną osobę – matkę niepełnosprawnej córki.