Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Polska

Prezydent Nowego Sącza zawieszony przez Prokuraturę Europejską. Tak Tusk ograbia Polskę z suwerenności

Na 15 dni przed Narodowym Świętem Niepodległości, które symbolizuje koniec zaborów i odrodzenie Rzeczypospolitej, 28 października 2025 roku Prokuratura Europejska (EPPO) zawiesiła prezydenta Nowego Sącza, jego zastępcę i jednego z kierowników magistratu. Po raz pierwszy opinia publiczna nagle usłyszała o nowej, potężnej europejskiej instytucji, która jest w stanie głęboko ingerować w funkcjonowanie naszego państwa - pisze Piotr Grochmalski w "Gazecie Polskiej".

Mimo że delegowani prokuratorzy europejscy działają na terytorium naszego państwa, to są nietykalni – hierarchicznie bowiem nie podlegają ani Prokuratorowi Generalnemu, ani Prokuratorowi Krajowemu. Ale równocześnie mogą wszczynać postępowania, kierować akty oskarżenia i występować w polskich sądach jako przedstawiciele Prokuratury Europejskiej. Są więc uderzeniem wprost w serce naszego systemu prawnego i wielkim krokiem w odarcie Polski z kolejnych obszarów naszej suwerenności. Szokujące jest, że kluczowe instytucje dla naszego bezpieczeństwa muszą współpracować z owymi prokuratorami europejskimi delegowanymi do Polski i świadczyć im usługi – dotyczy to Policji, Krajowej Administracji Skarbowej, Centralnego Biura Antykorupcyjnego i Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Równie porażające jest, iż mogą one zlecać tym instytucjom dokonywanie przeszukań, zajęcie mienia, przesłuchiwanie świadków i zatrzymywanie tych, których EPPO uzna za podejrzanych.

Akcja przeprowadzona w Nowym Sączu przez katowickie biuro Prokuratury Europejskiej była spektakularna i spowodowała paraliż pracy urzędu i wstrząs dla całego miasta. Wszystko zaczęło się już 9 października, gdy na wniosek EPPO agenci CBA przeszukali Urząd Miasta w Nowym Sączu i inne placówki. Zostały zabezpieczone dokumenty. A w czwartek 23 października, na żądanie EPPO, polskie służby zatrzymały tuż po godzinie 6 prezydenta Ludomira Handzla i jego pierwszego zastępcę Artura Bochenka w ich mieszkaniach. Rzecz ma dotyczyć nieprawidłowości przetargu unijnego. EPPO domagała się dla nich tymczasowego aresztu, ale Sąd Rejonowy w Katowicach 25 października wypuścił zatrzymanych. Wówczas EPPO zawiesiła podejrzanych. Była to sytuacja absolutnie bez precedensu od czasu, gdy jesteśmy członkiem UE. Ten nieprzemyślany krok Prokuratury Europejskiej wywołał potężne zawirowania. Zgodnie z prawem w przypadku nieobecności prezydenta jego obowiązki przejmuje pierwszy zastępca.

Obaj jednak zostali zawieszeni. Przepisy nie przewidziały takiej sytuacji. Aby wybrnąć z chaosu wywołanego działaniami EPPO, zwrócono się do wojewody małopolskiego, Krzysztofa Klęczara z PSL, o wskazanie rozwiązania.

Rozgniatani na miazgę

Nowosądecki casus pokazuje, jak głęboko i bezceremonialnie ingeruje już dziś Unia Europejska w funkcjonowanie naszego państwa. A przecież to dopiero pierwszy popis katowickiego biura EPPO. Bo zaledwie kilka miesięcy temu, pod koniec marca, weszła w życie ustawa z 24 stycznia 2025 roku o przystąpieniu RP do Prokuratury Europejskiej i narzuconych przez ten fakt zmianach polskiego prawa. Na tej podstawie UE mogła zbudować swoje struktury EPPO w naszym państwie. Już prokurator Anna Adamiak, były rzecznik prasowy byłego ministra sprawiedliwości Adama Bodnara, w specjalnym piśmie z marca 2025 roku dotyczącym owego wydarzenia stwierdziła, że „przystąpienie Polski do Prokuratury Europejskiej to jeden z priorytetów Adama Bodnara od momentu objęcia funkcji Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego. Wniosek inicjujący procedurę został podpisany przez Prokuratora Generalnego w pierwszym dniu sprawowania urzędu”. Pokazuje to, z jaką gorliwością ekipa 13 grudnia stara się od początku drastycznie ograniczać naszą suwerenność prawną wobec Brukseli i Berlina. Niemieccy politycy i dziennikarze mają przemyślaną metodę ukazywania zwykle Polski jako dziwnego, barbarzyńskiego państwa, które tylko dzięki ciężkiej pracy Berlina ma szansę dołączyć do zachodniej cywilizacji.

W tym przekonaniu o owej niemieckiej misji, o potrzebie współczesnej Kulturkampf wobec Polski otwarcie i od dawna utwierdzał Adam Bodnar. Warto przypomnieć tę jego wypowiedź, zanim stał się jednym z głównych instrumentów w rękach Tuska do dewastowania państwa polskiego. W październiku 2021 roku, gdy otrzymał nagrodę Dialogpreis od Federalnego Związku Towarzystw Niemiecko-Polskich, porównał swoich rodaków do dzikich zwierząt, za których Niemcy powinni „wziąć odpowiedzialność”. Stwierdził wówczas, że to na niemieckiej kulturze prawnej opierało się „konstruowanie w Polsce nowoczesnego państwa prawa”. To powoduje – jego zdaniem – „także szczególną odpowiedzialność” za nas, jaka spoczywa na Berlinie. Jak stwierdził: „Jak w przypowieści z »Małego Księcia«. Jeśli oswoi się zwierzątko, to nie można go później porzucić”. Dlatego Bodnar domagał się wówczas, niemal otwarcie, aby Niemcy obaliły ówczesny polski rząd. Człowiek, który został symbolem putinizacji Polski i pozbawiania jej suwerenności prawnej, jęczał wówczas w 2021 roku: „Aktualny kryzys w Polsce już teraz oznacza wiele złego dla Polaków, sędziów, prokuratorów, działaczy społecznych. Ale on może stać się także zarzewiem kryzysu egzystencjalnego dla Unii Europejskiej. Właśnie ze względu na tragiczne doświadczenia historyczne, właśnie na Niemcach i na Republice Federalnej Niemiec spoczywa szczególna odpowiedzialność za przyszłość Unii Europejskiej – całej Europy, w tym państw na wschód od dawnej żelaznej kurtyny”. To jedna z przyczyn, dlaczego Niemcy pokazują nas jak te dzikie zwierzątka, które trzeba oswoić, pozbawiając je wolności.

Kolejny etap zabijania suwerenności Polski

Prokurator Anna Adamiak, była medialna twarz Prokuratury Generalnej, podczas konferencji prasowej w listopadzie 2024 roku na dociekliwe pytania dziennikarza TV Republika nagle odpowiedziała: „Ja widzę, że pan tu z taką dużą torbą. Czyżby był Pan już przygotowany?”. Odebrane zostało to jako groźba. Ta kontrowersyjna prokurator kilka miesięcy po tej skandalicznej wypowiedzi napisała na oficjalnej stronie rządowej, że „w ocenie Prokuratora Generalnego Adama Bodnara przystąpienie do Prokuratury Europejskiej jest najważniejszym wydarzeniem w historii polskiej prokuratury po 1989 r., ale przede wszystkim symbolem pogłębienia integracji Polski z Unią Europejską i jej instytucjami, a także ważnym krokiem na drodze do odbudowy praworządności”. Trudno o bardziej zakłamany przekaz. Ale z szerszej perspektywy zrozumiała jest owa szaleńcza determinacja ekipy 13 grudnia, aby doprowadzić do prawnego chaosu w Polsce, co ułatwi spacyfikowanie przez Berlin i Brukselę kolejnego obszaru naszej suwerenności.

Gdy Prokuratura Europejska została powołana w 2017 roku jako instrument UE mający rzekomo ścigać przestępstwa naruszające budżet Unii – głównie oszustwa finansowe, korupcję przy funduszach UE oraz nadużycia VAT o charakterze transgranicznym – Polska nie przystąpiła do tej nowej instytucji w obawie, że jest to kolejne działanie wymierzone w odbieranie państwom ich suwerenności. Już w pierwszych dniach rządów ekipy 13 grudnia rozpoczęły się gorączkowe prace, aby jak najszybciej wejść w struktury EPPO. Już w styczniu 2024 roku Tusk ogłosił decyzje o rozpoczęciu procedury akcesji. Przekonywał: „Nie mamy nic do ukrycia. Prokuratura Europejska to narzędzie przejrzystości i uczciwości – chcemy, by unijne pieniądze były chronione także w Polsce, tak jak w innych krajach Unii”. Dwa miesiące później Bodnar skierował do Komisji Europejskiej formalne zawiadomienie o zamiarze przystąpienia do EPPO. Kłamliwie głosił, że "przystąpienie do Prokuratury Europejskiej jest nie tylko obowiązkiem wobec wspólnoty europejskiej, ale też sygnałem, że Polska poważnie traktuje walkę z korupcją i nadużyciami finansowymi. To wzmocnienie, a nie ograniczenie naszej suwerenności prawnej”.

Latem 2024 roku Rada UE wydała zgodę na oddanie przez nas istotnej części naszej suwerenności. Rozpoczęła się intensywna praca nad włączeniem nas w machinę EPPO i dokonaniem zmian w naszym systemie prawnym. A 12 grudnia 2024 roku dr Grażyna Stronikowska została wybrana na naszego przedstawiciela w EPPO. W pospiesznym tempie powstała ustawa z 24 stycznia 2025 roku, która wpisała obce ciało, Prokuraturę Europejską, w polski system prawny. Pod jej kątem zmienione zostały: prawo o prokuraturze, kodeks postępowania karnego, ustawa o pracownikach sądowych i prokuratury i ustawa o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych. Pospiesznie, jeszcze przed przyjęciem ustawy, tworzona była w Polsce struktura EPPO. Stronikowska, jako prokurator Prokuratury Europejskiej, przybywała z roboczymi wizytami. Powstała sieć 24, niezależnych od państwa polskiego, delegowanych prokuratorów europejskich mających swe biura w Gdańsku, Warszawie, Katowicach i Lublinie. 27 marca 2025 roku, po podpisaniu przez prezydenta Andrzeja Dudę, polska ustawa o EPPO weszła w życie.

Katastrofa na życzenie Tuska

Raz wpuszczona w prawny krwiobieg EPPO rozrośnie się i zacznie narzucać swoje reguły gry. Tusk oszukańczo przekonywał, że to przecież instytucja do ścigania defraudacji funduszy unijnych, korupcji, nadużyć dotacji, transgranicznych oszustw VAT powyżej 10 mln euro, a przecież już casus Nowego Sącza pokazał, jak potrafi ona demolować przestrzeń publiczną i jak szybko zagarnia i narzuca swoją władzę. A wszystko dzieje się za przyzwoleniem ekipy Tuska i Żurka. Być może to jedna z najważniejszych misji, jaką miał wykonać najbardziej niemiecki z wszystkich polityków polskich od czasu odrodzenia II RP.

Najbardziej przerażające są ogromne kompetencje EPPO w Polsce. Powstająca struktura rozsadza państwo od środka. Jest ponad nim. Przy czym, jak podkreśla prokurator Anna Adamiak, zaufany człowiek Bodnara: „Polskie prokuratury mają obowiązek informowania EPPO o wszystkich postępowaniach dotyczących przestępstw naruszających budżet UE, a jeżeli sprawa należy do jej kompetencji, przekazania materiałów postępowania. Polskie prokuratury i EPPO mogą tworzyć wspólne zespoły śledcze (JIT) w sprawach dotyczących poważnych przestępstw o charakterze transgranicznym. Wprowadzone przepisy przewidują tworzenie biur Delegowanego Prokuratora Europejskiego przy powszechnych jednostkach organizacyjnych prokuratury z zapewnieniem warunków lokalowych i urządzeń niezbędnych do wykonywania obowiązków, jak również obsługi biurowej w zakresie, w jakim obsługa ta nie zostaje zapewniona przez Prokuraturę Europejską”. Najbardziej kuriozalne jest, że polscy delegowani prokuratorzy europejscy w okresie sprawowania urzędu zachowują stanowisko prokuratora powszechnej jednostki organizacyjnej prokuratury, ale świadczą pracę na rzecz EPPO, a równocześnie są absolutnie niezależni od Prokuratora Generalnego. Stanowią państwo w państwie. Tak tworzy się nowa kasta, rodzaj grupy, która będzie kształtowana w służbie Brukseli i Berlinowi, w służbie europejskiemu superpaństwu i w kontrze do interesów RP. Ten koń trojański będzie coraz bardziej od środka zawłaszczał przestrzeń prawną i wypłukiwał naszą państwowość. Zagwarantowaliśmy im już dzisiaj prawnie dostęp nie tylko do dokumentacji procesowej, akt spraw, lecz także do polskich kluczowych zasobów – Krajowego Rejestru Karnego i rejestrów podatkowych. Już niedługo staną się potężną siłą zdolną do wpływanie na naszą politykę. Szybko też okaże się, że ich zakres działania obejmuje praktycznie cały obszar aktywności państwa i społeczeństwa, bo nietrudno będzie wmawiać, że europejskie pieniądze przeniknęły wszystkie obszary RP.

Czy jesteśmy jeszcze suwerennym państwem?

Luuk van Middelaar, były członek gabinetu przewodniczącego Rady Europejskiej, Hermana Van Rompuya, w głośnej pracy „Przejście do Europy” otwarcie przyznaje, że od początku u podstaw UE leżało zniszczenie suwerenności państw. W zależności od sytuacji miało się to dokonywać na dwa sposoby. „Projekt pokojowy: znieść narody, złamać suwerenność państw… Projekt siłowy: stopić narody w większą całość, połączyć władzę państw, aby jako Europa lepiej bronić wspólnych interesów”. Obie drogi prowadziły właściwie do tego samego – zniszczenia narodowych państw. Dziś ten pospieszny proces rozbijania suwerennych państw i zagarniania kolejnych pozatraktatowych obszarów przez UE uzasadniany jest ogromnymi zagrożeniami, przed jakimi stoi Unia. Ale większość z nich wywołana została działaniami Niemiec. Bo to Berlin doprowadził do katastrofy energetycznej UE, zapaści gospodarki unijnej i otworzył drogę Putinowi do wojny. Dziś ten sam Berlin przekonuje, że trzeba pospiesznie budować imperialną Europę kosztem państw, które winny być (poza Niemcami i Francją) skazane na wymarcie.

Tę samą metodę zastosowali Niemcy po kryzysie w 2008 roku. To wtedy Ulrich Beck, zwolennik niemieckiej Europy, zauważał w publikacji z 2012 roku, że w sytuacji zagrożenia „negocjowany jest także stan wyjątkowy, który nie jest już ograniczony do państw narodowych”. Stwierdzał: „A my stoimy przed pytaniem, jak dużo demokracji dopuszcza jeszcze grożąca katastrofa”. Zauważał, iż „Unia Europejska może się rozwijać w dwóch kierunkach. W dobrym przypadku uda się jej ostatecznie przezwyciężyć wojowniczą historię państw narodowych i zwalczyć obecne kryzysy na drodze demokratycznej współpracy. W innym przypadku technokratyczne reakcje na kryzysy przygotują koniec demokracji, ponieważ rzekomo niezbędne środki legitymizowane są wskazaniem na grożącą katastrofę, każda opozycja uznana jest za niedopuszczalną i w tym sensie rządy są absolutystyczne”. Beck twierdził, że „coraz wyraźniejsze ryzyko załamania wzbudziło (…) marzenie o nowej Europie”. Tych, którzy chcą silnej integracji, Beck nazywa „architektami Europy”. Jak stwierdza: „Ich idea przewodnia opiera się na założeniu, że katastrofa zawiera w sobie kosmopolityczny imperatyw: współpracuj, wdrażaj ponadnarodowe regulacje, zmieniaj istniejący porządek rzeczywistości”. Beck mówił o potrzebie silnej unii bankowej i istnieniu „swego rodzaju europejskiego ministerstwa finansów”. Ale wobec takich propozycji stawiają „gwałtowny opór ortodoksi państwa narodowego”. A więc ta rzekomo tak drażliwa na punkcie prawa UE traktuje tych, którzy stoją na straży demokracji, jako tępych „ortodoksów państwa narodowego” – rodzaj skamieliny, którą trzeba spacyfikować. Nie ma na co czekać, przekonywał już w 2012 roku Beck, bo „Ryzyko zagrażające istnieniu Unii Europejskiej wzywa do politycznej inicjatywy”. Jego zdaniem trzeba złamać opór tych, którzy chcą stać na straży prawa UE i państw.

„Przed takimi rewolucyjnymi projektami architektów Europy bronią się ortodoksi państwa narodowego. Obracają wizję »więcej Europy« w jej przeciwieństwo, domagają się więcej państwa narodowego i obstają przy legalności istniejącego systemu. Zajmują w ten sposób jednak niewygodną pozycję blokujących konieczne środki ratunkowe, przez co sami stają się w oczach architektów Europy częścią problemu, który należy rozwiązać”.

Tusk jest takim facetem wysłanym przez owych architektów niemieckiej Europy, którzy mają rozwiązać ów problem z tymi, którzy na gruncie prawa bronią polskiej państwowości. Beck już w 2012 roku ujawnił największe oszustwo, na którym budowany jest projekt centralizacji UE – otóż ci, którzy niszczą demokrację, przedstawiani są jako architekci – w imię nowego człowieka nowej Europy – eurobolszewika. Jak stwierdza: „Byłoby znacznie łatwiej, gdyby ludzie, organizacje interesów i politycy porzucili anachroniczne wyobrażenie narodowej suwerenności i pojęli, że suwerenność może zostać odzyskana tylko na poziomie europejskim…”. To wyjaśnia, dlaczego z taką awersją Tusk i jego środowisko traktują Święto Niepodległości i Marsz Niepodległości.

Ubezwłasnowolnienie Polski

Beck w swoim głośnym i niebezpiecznym eseju „Niemiecka Europa” pisze z pozornym niepokojem: „»Bundestag decyduje dziś o losie Grecji«, usłyszałem w wiadomościach radiowych pod koniec lutego 2012 roku. W tym dniu głosowano drugi pakiet pomocowy, który został powiązany z obowiązkiem oszczędzania i warunkiem zaakceptowania przez Grecję ograniczenia jej suwerenności budżetowej. (...) Co właściwie znaczy, gdy jedna demokracja głosuje nad losem innej demokracji? (…) Irytująca była wówczas jednak nie tylko treść wypowiedzi, lecz również to, że w Niemczech ten stan rzeczy uznawano za oczywisty. Przysłuchajmy się raz jeszcze: niemiecki parlament – nie grecki – decyduje o losie Grecji”. W tej operacji łamania i ubezwłasnowolniania Aten kluczową rolę odegrała Merkel, którą wspierał Tusk. W swojej hagiografii „Szczerze” z dumą opisuje wydarzenie z 2015 roku, jak wspólnie z kanclerz Niemiec zamknęli na klucz ówczesnego premiera Grecji Aleksisa Tsiprasa w pokoju razem z nimi, aby go złamać i zmusić Grecję do oddania kolejnego obszaru jej suwerenności. Ale zaczęło się to w owym 2012 roku, gdy Ulrich Beck zadawał to dramatyczne pytanie: „Właściwie w jakim kraju, w jakim świecie, w jakim kryzysie żyjemy, że takie ubezwłasnowolnienie jednej demokracji przez drugą nie wywołuje poruszenia? Przy czym sformułowanie »Bundestag decyduje dziś o losie Grecji« nie oddaje jeszcze pełni problemu. Od dawna bowiem nie chodzi już tylko o Grecję. »Dziś Niemcy decydują o być albo nie być Europy« – to zdanie oddaje obecną sytuację intelektualną i polityczną”. Beck jednak tłumaczył w 2012 roku, że nie ma innej drogi, jak tylko niemiecka Europa i miażdżenie przez Berlin innych demokracji. Stwierdzał, że „kryzys Europy jednak się zaostrza i Niemcy stoją przed historycznym wyborem: albo ożywienie na nowo wizji Europy politycznej wbrew wszelkiemu oporowi, albo pozostanie przy polityce pozorowania… Niemcy stały się zbyt silne, by pozwolić sobie na luksus niepodejmowania decyzji”. Dziś jesteśmy jak owa Grecja ograbiana ze swojej suwerenności. Prokuratura Europejska pokazała już swoją moc, zawieszając prezydenta polskiego miasta. Ma środki i możliwości, aby nie tylko sparaliżować funkcjonowanie dowolnej instytucji polskiego państwa, lecz także skutecznie zablokować wielkie inwestycje, które godzą w niemieckie interesy. 

Źródło: Gazeta Polska