Wojciech Czuchnowski jednak napisał, a "Gazeta Wyborcza" opublikowała, tekst o mieszkaniu, które Tomasz Sakiewicz kupił - o zgrozo! - na kredyt. Miała być sensacja, wyszła plątanina mało istotnych faktów z domysłami i plotkami. - Pomylili mieszkanie, pomylili cenę, pomylili gazetę - skomentował portalowi niezalezna.pl Tomasz Sakiewicz. Dobitnie artykuł Czuchnowskiego ocenił prof. Sławomir Cenckiewicz, który na twitterze napisał: "ale cienizna!".
Wczoraj zapowiadaliśmy, że „Gazeta Wyborcza” szykuje, a konkretnie redaktor Wojciech Czuchnowski, tekst o mieszkaniu Tomasza Sakiewicza. I rzeczywiście - dzisiaj na łamach pisma kierowanego przez Adama Michnika ukazał się artykuł opisujący pewne mieszkanie w Krakowie. Miało być jednak o lokalu należącym do Sakiewicza.
Nie warto wdawać się w analizę poszczególnych zdań publikacji Czuchnowskiego. Zbyt wiele tam domysłów czy plotek. Wprawdzie autor powołuje się na wpis do księgi wieczystej, ale...
- Tekst w "Gazecie Wyborczej" to klasyczny Monty Python. Pomylili mieszkania, sądząc, że opisują moje, opisali moich sąsiadów, mieszkanie należące do Kościoła
- podkreśla w rozmowie z niezalezna.pl Tomasz Sakiewicz.
- A wpis do księgi wieczystej, który nie wiadomo czy dotyczy mnie, czy kogoś innego, na pewno nie dotyczy ceny, bo tam może być tylko wysokość zabezpieczenia, które zazwyczaj jest dwa razy większe niż wartość mieszkania
- dodaje.
Spokojnie czekałem na tekst Wyborczej domyślając się że red. specjalnej troski GW Czuchnowski coś odwali i nie zawiodłem się. Zamiast mojego opisał mieszkanie sąsiada. Moje kupiłem od osoby prywatnej i oczywiście nie za takie pieniądze. Panowie z GW zmieńcie leki
— Tomasz Sakiewicz (@TomaszSakiewicz) 29 września 2018
- Pomylili też gazetę. Ponieważ tekst "Wyborczej" o sytuacji "Gazety Polskiej Codziennie" dotyczył spółki, w której nie jestem w zarządzie i nie mam żadnego wpływu na wypłacanie pensji
- tłumaczy redaktor naczelny "Gazety Polskiej".
Oczywiście, niektóre media podchwyciły sensację wyssaną z "Wyborczej". Ale bez zaskoczenia - kolportowania przez "Newsweeka" podobnych rewelacji można było się spodziewać.
Jest jeszcze jedna ciekawostka. W tekście Czuchnowski pisał o mieszkaniu, a w tytule na portalu wyborcza.pl nagle okazało się, ze Sakiewicz jest właścicielem "zabytkowej willi". Takie cuda!
Całą "aferę" najtrafniej chyba podsumował prof. Sławomir Cenckiewicz.
Ale cienizna! Myślałem, że Tomek coś ukradł :) a tu kredyt na mieszkanie, księgi wieczyste, hipoteki... Po Bożemu pic.twitter.com/jOv0rADIn6
— Sławomir Cenckiewicz (@Cenckiewicz) 29 września 2018
A przy okazji warto przypomnieć tekst Anity Gargas, która siedem lat temu opisywała pewną tajemniczą sprawę. Związaną z... mieszkaniami Adama Michnika!
To początek artykułu:
Centralne Biuro Antykorupcyjne od początku swojego istnienia było na celowniku „Gazety Wyborczej”. Ale – jak podała „Gazeta Polska Codziennie” – wściekłe ataki na CBA za prześwietlanie oświadczeń majątkowych Michała Borowskiego, byłego Naczelnego Architekta Warszawy i byłego szefa Narodowego Centrum Sportu, poza ideologiczną nienawiścią do tej instytucji miały swoje drugie dno. Nastąpiły wtedy, gdy CBA odkryło, że Borowski ma dwa mieszkania, które zataił w oświadczeniach. Oba nabył na swoje nazwisko dla redaktora naczelnego „Wyborczej” Adama Michnika.
Adam Michnik i Michał Borowski to przyjaciele od wielu lat. Jak pisała „GW”, matka przyszłego naczelnego architekta Warszawy, mieszkająca w Szwecji Maria (Miriam) Borowska, pomagała KOR-owi, w którym działał Michnik.
Obecnie panowie mieszkają obok siebie w centrum Warszawy, w jednej z najbardziej luksusowych części miasta (al. Przyjaciół, al. Róż).
Dlaczego ukrył mieszkania Michnika
Jak powiedział nam Michał Borowski, dziesięć, dwanaście lat temu redaktor naczelny „Wyborczej” poprosił go o kupno dwóch mieszkań. Dał mu na nie pieniądze.
Borowski nabył je na swoje nazwisko. Transakcja odbyła się bowiem w ramach tzw. umowy powiernictwa. Oznacza ona, że Borowski jest formalnym właścicielem obu lokali. Pierwszego – w Poznaniu w oficynie odnowionej starej kamienicy, drugiego – w centrum Warszawy, niedaleko pl. Na Rozdrożu.
Dlaczego szef „Wyborczej” zwrócił się z taką prośbą do przyjaciela? Borowski nie chce o tym mówić. – Nie ma to w ogóle żadnego znaczenia dla sprawy – uważa.
Tutaj archiwalny tekst można przeczytać w całości