Wygląda na to, że Ewa Kopacz chwilowo zapomniała o tym, jakie miejsce na liście wyborczej do europarlamentu może przydzielić jej Grzegorz Schetyna. Wczoraj popisała się wypowiedzią o ludziach, którzy mieli rzucać kamieniami w dinozaury, a dziś... chce odbudowywać autorytet. Oj, chyba nie tędy droga!
W szeregach Platformy Obywatelskiej trwa już walka o miejsca na wyborczej liście do europarlamentu. Była premier Ewa Kopacz liczy na "jedynkę" i była mocno rozczarowana planami, zgodnie z którymi o pierwszym miejscu na liście może raczej już tylko pomarzyć.
"Przypomnę, że w ostatnich wyborach startowałam z Warszawy i mój wynik był najlepszy, jeśli chodzi o ludzi, którzy dostali się do parlamentu. Chciałabym… Czekam, jeśli ta wiadomość się potwierdzi, żeby Grzegorz Schetyna odpowiedział na proste pytanie, dlaczego jego premier jest dopiero na drugim miejscu, jeśli jest to prawdą"
- żaliła się w programie Onetu.
Wygląda na to, że była premier z czasów rządów PO-PSL zdołała już nieco ochłonąć, bo znów ma bojowy nastrój. Dziś przekonywała, że należy wystawić w wyborach do Parlamentu Europejskiego bardzo mocną reprezentację. O miejscach na liście nawet się nie zająknęła. Było za to o "odbudowywaniu autorytetu".
"Chcemy odbudować nasz autorytet, który w ostatnich czasach był zdecydowanie osłabiany przez rządzących, chcemy odbudować autorytet i - reprezentacją, która w nadchodzących wyborach zostanie tam skierowana - pokazywać Polskę jako kraj, w którym zagościła demokracja i przestrzeganie praw człowieka, a nie kraj autorytarny, z ciemnymi sprawami na szczytach władzy"
- powiedziała Kopacz.
Być może animuszu Ewie Kopacz dodała wczorajsza wypowiedź o dinozaurach. Co prawda z odbudowywaniem autorytetu nie miało to wiele wspólnego, ale pozwoliło zyskać popularność. Wczoraj mówili o tym naprawdę wszyscy.