Andrzej Saramonowicz pokazał już nie jeden raz, że potrafi zakpić ze wszystkiego. Tak było np. przed Świętem Niepodległości, gdy wyśmiewał śpiewanie Mazurka Dąbrowskiego.
Atakował wówczas również prezydenta:
Pan Andrzej Duda ma pomysł, by w ramach budowania wspólnoty Polacy se odśpiewali Mazurka Dąbrowskiego. Każdy oddzielnie, ale o tej samej godzinie, czyli niby razem. I to już wszystko, co ma do zaproponowania człowiek zwany - z powodu porywczości emocjonalnej rodactwa - prezydentem kraju
- stwierdził.
Żona Cezarego Pazury wymieniła Saramonowicza jako jedną z osób publicznych, które napędzały hejt na jej męża przy okazji akcji "Różaniec do granic". Do tej sytuacji również odniósł się w specyficzny sposób.
Podobnie, jak do samej idei Świąt Bożego Narodzenia, gdy groził, że jeżeli ktokolwiek wyśle mu coś związanego ze świętami, to usunie go ze znajomych na Facebooku i zablokuje.
Saramonowicz nawoływał też do bojkotu Podkarpacia, kiedy to radni Prawa i Sprawiedliwości przygotowywali uchwałę, w której chcieli podkreślić przywiązanie regionu do wartości chrześcijańskich.
My – strefa wielkomiejskiego bezeceństwa i rozpusty – powinniśmy tam przestać jeździć na wakacje letnie i zimowe. Zostawiajmy kupę naszego szmalu poza strefą życia po prostu. I powinniśmy też przestać kupować produkty pochodzące z Podkarpacia. Zrobimy sobie listę firm stamtąd i zaczniemy je – jedna po drugiej – konsekwentnie bojkotować. I zobaczymy, komu pierwszemu rura zmięknie
- napisał na Facebooku.
Wybryków reżysera jest dużo, ale to co zrobił teraz, trudno zbyć ironią, bo to był popis koszmarnej podłości.
Znalazł bowiem na Powązkach kwaterę z nazwiskiem "Andrzej Duda" - zrobił jej zdjęcie i umieścił w mediach społecznościowych. Choć wpis szybko zniknął, internauci od razu wychwycili, o co autorowi chodziło. Wpis na Instagramie zatytułował: "Cmentarne spacery".