W kolejnych polskich miastach pojawiają się oznaki bezrefleksyjnego "odtwarzania" przedwojennej rzeczywistości, gdy znajdowały się one na terytorium Niemiec, lub były w orbicie wpływów państwa niemieckiego. Często dochodzi przez to do historycznych przekłamań. Tutaj można wymienić chociażby Gdańsk, Wrocław, Szczytno czy Gliwice.
Bąkiewicz o "mentalnych volksdeutschach"
W związku z tym, w Gdańsku odbyła się dzisiaj konferencja Ruchu Obrony Granic.
- Jesteśmy w Gdańsku, by zaprotestować przeciwko regermanizacji kulturowej ziem odzyskanych, a w szczególności - Gdańska. Tego typu napisy, wspomnienia, które wtłaczane są w przestrzeń Gdańska zaczynają być czymś powszechnym, ale też czymś, na co państwo polskie nie powinno wyrażać zgody
- mówił szef ROG, Robert Bąkiewicz.
- Uważamy, że mentalni volksdeutsche, którzy stoją za tego typu działaniami powinni ponieść konsekwencje, dlatego że nie tylko osłabiają w ten sposób państwo polskie, ale stwarzają warunki do relatywizacji przynależności państwowej mieszkańców Gdańska. Ta szeroka inicjatywa podejmowana przez środowiska, nie tylko niemieckie, ale również przez różne NGOsy finansowane m.in. z Niemiec powoduje, że dzisiaj coraz częściej w przestrzeni publicznej pojawiają się różne skandaliczne wypowiedzi, napisy, chociażby jak wystawa "Nasi chłopcy", relatywizująca postawę Wehrmachtu w czasie II wojny światowej i dzieląca odpowiedzialność za zbrodniczą postawę Wehrmachtu właśnie w czasie wojny na Niemców i Polaków. Nie ma to naszej zgody, nie ma zgody, by w ten sposób władze zależne od Donalda Tuska, będą jego sprzymierzeńcami na poziomie samorządowym, prowadziły politykę wynaradawiania tych obszarów z polszczyzny i z Polski. Będziemy podejmowali na terenie Gdańska i ziem odzyskanych konkretne działanie, które będą pokazywały ten proces regermanizacji i będziemy silnie uderzali w te osoby i grupy, które tego typu działania prowadzą. Nie możemy być tak, że zaczynami afirmować Fryderyka II, odpowiedzialnego za I rozbiór Polski, pozycjonować kanclerza Bismarcka, który dla Niemców jest bohaterem, ale dla nas jest krwiożerczym anty-Polakiem - dodał.
Zapowiedział konsekwencje "publiczne, a potem polityczne i prawne" w stosunku do osób stojących za tego typu działaniami w polskich miastach.
Potrzeba nowego prawa
Dr Oskar Kida stwierdził, że "jako ROG szanują dziedzictwo kulturowe zarówno polskie, jak i innych krajów, innych narodów".
- Ale są pewne granice, których będziemy bronić i taką granicą, granicą przyzwoitości w tym temacie jest upamiętnianie reżimu III Rzeszy, tradycji, które były zbrodnicze, reżimu, który doprowadził do śmierci milionów ludzi w Polsce i na świecie. Tego typu wystawy, o których mówił pan prezes, są przekroczeniem tych granic. Są pluciem w twarz Polakom. Żyją jeszcze Polacy, którzy pamiętają gehennę i hekatombę II wojny i nie godzą się na to, by tę "tradycję historyczną" traktować na równi z pozostałymi, bo na to nie zasłużyła. Tak jak kilka lat temu udało się przeprowadzić ustawę, która aktywnie zwalczała relikty komunistyczne, pomniki Armii Czerwonej, nawiązujące do ZSRS. tak samo powinno się na poziomie państwowym, na poziomie prawnym wprowadzić rozwiązania, że zerwiemy raz na zawsze i zabronimy promować tradycję III Rzeczy i hitlerowskich Niemiec. Nie ma na to naszej zgody i nie możemy sobie pozwolić na to w polskiej przestrzeni publicznej
- podkreślił dr Kida.
- Jeden z włodarzy tego miasta powiedział, że wojna zaczęła się "od złego słowa Polaka przeciwko Niemcom i złego słowa Niemca przeciwko Polakom". Jakby nie znał historii II wojny światowej, jej przyczyn, Adolfa Hitlera i jego polityki wobec Polski. Tak się relatywizuje przyczyny wybuchu wojny. Jeśli polska minister mówi, że obozy koncentracyjne budowali Polacy, to mamy już teraz pełen obraz - musimy się wobec tej narracji sprzeciwić, bardzo silnie, bo młode pokolenie nie pamięta tamtych czasów, nie ma przekazów, co nas Polaków spotkało ze strony Niemiec, dlatego nie możemy pozwolić, by takie treści były przekazywane młodemu pokoleniu - dodał szef warszawskiego Klubu "Gazety Polskiej", Adam Borowski.