Pojawiające się w owym liście ostrzeżenie przed przelewem krwi brzmi zaś– zdaniem posła Michała Jacha z PiS – po prostu groźnie. Parlamentarzysta uważa również, że pisząc w taki sposób, autorzy listu pokazują osobom niezrównoważonym pewien sposób działania.
Niedawno ponad 200 wyższych oficerów w stanie spoczynku, w tym wielu generałów i admirałów, opublikowało list otwarty, w którym wzywają do zmiany „nieakceptowanych społecznie przepisów”. Chodzi oczywiście o ostatni wyrok Trybunału Konstytucyjnego biorący w obronę chorych nienarodzonych. Po co – Pana zdaniem – ten list? Co chcą osiągnąć jego autorzy?
Trudno powiedzieć, co chcą osiągnąć! Na pewno, jest to akcja nie pomagająca Polsce. A wprost przeciwnie: szkodząca. Rozumiem to, jak generalicja w stanie spoczynku zabiera głos w kwestii bezpieczeństwa militarnego. Ale co innego, jeżeli byli oficerowie włączają się w normalną walkę polityczną. A widzimy po wystąpieniach „Strajku kobiet”, że jego przywódcy wyraźnie stawiają żądania polityczne. W związku z tym: nie wiem, czy generalicja domaga się ustąpienia rządu, tak jak sobie życzy „Strajk kobiet”, czy chodzi o jeszcze coś innego. W każdym bądź razie, to wystąpienie generałów jest rzeczą dla mnie nieakceptowalną.
W liście znajdujemy ostrzeżenie przed możliwym rozlewem krwi. Jakby Pan zinterpretował to ostrzeżenie, biorąc pod uwagę fakt, że wśród jego autorów są szefowie niesławnych Wojskowych Służb Informacyjnych: Kazimierz Głowacki i Marek Dukaczewski?
To brzmi groźnie! Takie zdanie, to publicznie chyba po raz pierwszy padło. Jak można mówić o czymś takim w sytuacji, kiedy jest niezwykle trudna sytuacja w kraju ze względu na pandemię koronawirusa? A panowie generałowie podkręcają atmosferę swoim wystąpieniem. Bo jakby ostrzegając, jednocześnie pokazują różnym osobom, być może niezrównoważonym, możliwości działania.
Widzimy przecież, że stopień agresji wśród protestujących jest bardzo wysoki. I przez ostatnie dni coraz bardziej narasta. Więc takie wystąpienia tylko podnoszą temperaturę i absolutnie niczemu dobremu nie służą. A wydawałoby się, że od generałów należałoby oczekiwać odpowiedzialności za państwo. Tym bardziej, jeśli są oni na emeryturze. Tutaj tego nie widać. A przecież nie wszyscy podpisani pod listem to generałowie z WSI, czy nawet ze starych służb komunistycznych. Są tam też generałowie, którzy już służyli w wolnej Rzeczpospolitej.
Mówił Pan, że włączyli się oni w nasz spór polityczny. Ale warto zauważyć, że sygnatariusze listu chcą powrotu do poprzednich, mniej restrykcyjnych przepisów antyaborcyjnych. A to znaczy, że opowiadają się również po jednej ze stron w wielkim sporze cywilizacyjnym.
To, że oni wypowiadają się w kwestii orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, to jedna sprawa. Ale generałowie na pewno, na tyle dobrze orientują w strukturach funkcjonowania państwa, że wiedzą, iż rząd Rzeczpospolitej nie ma nic wspólnego z orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego. Rząd nie może tego orzeczenia ani cofnąć, ani zawiesić, ani nic innego zrobić. Więc zwracanie się do rządu z apelem, to jest kolejna akcja, która wprowadza jeszcze większy zamęt w głowach obywateli. Nie wszyscy przecież, aż tak dobrze orientują się w tych zależnościach ustroju państwa.
Odbieram wystąpienie generałów jako nie tylko domaganie się takich, czy innych rozwiązań dotyczących aborcji, ale również jako skandaliczny apel o zgodę na to, czego żąda rzekoma „większość obywateli”. Bo co to znaczy „większość obywateli”? Większość obywateli wypowiedziała się rok temu w czasie wolnych, demokratycznych wyborów i dała mandat rządzenia rządowi „dobrej zmiany” na cztery lata. A więc jaka to ma być „większość obywateli”? Ktoś przeprowadził jakieś badania? Ktoś to stwierdził? Czy to ma być większość spośród tych, co protestują? Czy większość obywateli polskich?
List ten jest po prostu szkodliwy.