- Dla mnie najbardziej uderzające było to, co powiedział prof. Wojciech Rypniewski z Polskiej Akademii Nauk z Poznania, który pracował wcześniej na Uniwersytecie w Cambridge, znał noblistów. On wrócił do Polski, by jego córki wychowywały się w polskiej kulturze. I nie mógł pojąć, dlaczego żadna uczelnia techniczna w Polsce nie jest zainteresowana naukowym badaniem katastrofy smoleńskiej. Polskę podzielił nie Smoleńsk, a to, co stało się po nim. Stało się jasne, że elity, które zdradziły, będące produktem dziesiątków lat negatywnej selekcji, dłużej elitami być nie mogą – powiedział Piotr Lisiewicz, zastępca redaktora naczelnego Gazety Polskiej, w rozmowie z Romanem Wawrzyniakiem z Radia Poznań.
W najnowszej Gazecie Polskiej Lisiewicz opublikował artykuł „Smoleńsk – tragedia, która obudziła w nas polskość”. Tego tekstu oraz wywiadu Jarosława Kaczyńskiego dla GP „Musimy przebić się do ligi najsilniejszych” dotyczyła rozmowa w Radiu Poznań.
- Po 10 kwietnia stało się jasne, że ta wymiana elit musi nastąpić i ona następuje. Widzimy na Placu Wolności w Poznaniu protestujących przedstawicieli tych właśnie elit, które wówczas nie zdały egzaminu. To jest w gruncie rzeczy proces, który opisywał Vilfredo Pareto, pisząc o „krążeniu elit”. Elity, które się zdegenerowały, które nie potrafią udźwignąć roli elity, muszą przestać nimi być
– ocenił Lisiewicz.
Jak stwierdził, elity te używają rzecz jasna wszelkich dostępnych metod, by bronić swoich przywilejów. – Ten podział to stan trudny i bolesny, ale jest dużo lepszy od stanu wcześniejszego, w którym godziliśmy się na postkolonialną III RP. To jest podział na liczny obóz niepodległościowy i bardzo nieliczną Targowicę. Ale jest też bardzo wielu ludzi, którym wmówiono, że powinni stać po stronie Targowicy, bo to jest w ich interesie, choć w rzeczywistości tak nie jest – stwierdził.
Redaktor Wawrzyniak zapytał gościa o najważniejsze przesłanie wynikające z wywiadu Jarosława Kaczyńskiego w nowym numerze GP:
- Jarosław Kaczyński mówi o tym, że musimy przebić się do ligi najsilniejszych. Bo, jak mówił Marszałek Piłsudski, tylko taka Polska ma szanse przetrwać. I że w sumie nie tak wiele nam do tego brakuje. To jest przesłanie do koalicjantów PiS, ale także do zwykłych Polaków. Możemy zrealizować to marzenie o Polsce silnej, o Polsce której niepodległość będzie trwała, o Polsce, w której nigdy nie będzie już 10 kwietnia.
Pytany o osobiste wspomnienie związane z 10 kwietnia Lisiewicz opowiedział, jaka była reakcja na tę tragedię w Poznaniu.
- 9 kwietnia był mecz Lech Poznań – Arka Gdynia, mecz przyjaźni, kibice Arki spali u mojego kolegi. Imprezowy, wesoły wieczór. A rano telefon od Asi Jenerowicz z mojej redakcji, która mówi, że spadł samolot. Setki rozsyłanych smsów i 400 osób zebrało się pod poznańskim Pomnikiem Katyńskim
– wspominał zastępca redaktora naczelnego GP.
- A potem były pierwsze rozmowy o tym, co się stało. Poszliśmy do pustej studenckiej knajpy na ulicy Taczaka, na rogu Kościuszki, usiedliśmy przy takim dużym czarnym stole, że wszyscy na siebie patrzyliśmy. Był wśród nas Edek Pohl, opozycjonista z czasów komuny, muzyk i robotnik z ZNTK, który robił dla robotników pierwsze nielegalne wystawy o Katyniu. I on wtedy powiedział, że przecież to Putin ich zabił. To była taka scena jak z filmu Antoniego Krauze. Wiedzieliśmy już, że będziemy musieli z tym się zmierzyć - mówił Lisiewicz.