"Uczył się", "uczęszczał", "częściowo edukował się" - to różne określenia, które w poszczególnych opisach (także tych obcojęzycznych) życiorysu Rafała Trzaskowskiego pojawiały się na jego oficjalnych stronach i w zagranicznych mediach, jak "Politico". Określały tak jego - jak sam w 2010 roku pisał - "trzymiesięczny pobyt w australijskim liceum".
"Szkoła w Sydney" może dla niektórych brzmieć światowo i egzotycznie. Co zadziwiające, nie wszystkie oficjalne biogramy Trzaskowskiego podają tę informację. Portal Niezalezna.pl przyjrzał się temu wątkowi bliżej i zwrócił się do placówki z prośbą o odpowiedź na kilka pytań. Ich długo oczekiwane wyjaśnienia zaskoczyły nas.
Katolicka męska szkoła
Warto w tym miejscu wspomnieć nieco więcej o Marcellin College Randwick. To oddalona o 2 km od plaży i 7 km od opery w Sydney katolicka szkoła ponadpodstawowa dla chłopców znajdująca się na przedmieściach. Główny profil edukacyjny placówki koncentruje się na sporcie, w którego poszczególnych dyscyplinach uczniowie i absolwenci odnoszą sukcesy. Najwięcej wśród nich jest późniejszych zawodników rugby, ale są i aktorzy, a czasem politycy i duchowni.
Równie duży nacisk kładzie się w tej placówce na sprawy duchowe i katolickie wychowanie.
Gdy młody Trzaskowski udawał się w podróż na antypody do kolegi, drugą połowę pieniędzy miała dostać jego kuzynka, która uciekła z Polski wraz z rodziną "bo komuniści postawili jej mężowi ultimatum: więzienie albo emigracja za wydawanie prasy podziemnej" - wspomina w kolejnym zdaniu sam Rafał Trzaskowski. Obie opowieści toczą się na niespełna dwóch sąsiadujących stronach tej samej książki.
"Dekował się za sukienką mamusi"
Do opisanej w książce sytuacji odniósł się w rozmowie z portalem Niezalezna.pl Robert Kwiatek, który w latach 1986–1990 był jednym z przywódców Federacji Młodzieży Walczącej Regionu Gdańsk.
- Byłem wtedy w podobnym wieku, co Rafał Trzaskowski i z mojej pespektywy, aktywnego działacza FMW, wyglądało to inaczej - podkreślił Kwiatek. Dodał, że wtedy wśród młodych osób byli tacy, którzy angażowali się w walkę o niepodległą Polskę i było ich niewielu, ale byli też i tacy, którzy woleli pójść do kina, na piwo, na dyskotekę lub "dekować się za sukienką mamusi".
Nasz rozmówca odnosząc się do możliwości wyjazdów zagranicznych podkreślił, że jedyna możliwa realna forma wyjazdu to było uprawianie sportu.
Przyznawano wtedy paszport służbowy, który wydawany był na czas wyjazdu. W moim przypadku były to zawody jako reprezentant Polski w łyżwiarstwie figurowym
– powiedział Kwiatek.
Zastrzegł jednak, że jeżeli w rodzinie był ktoś, kto działał w środowisku ówczesnej opozycji, to taka forma wyjazdu była niemożliwa. - W niektórych przypadkach mogli dostać paszport, ale tylko w jedną stronę - dodał.
Każda osoba, która miała swobodę wyjazdu musiała być w jakiś sposób uwiązana we współpracę z aparatem terroru
– podkreślił w rozmowie z portalem.
Wszystko się miesza
"Dwa miesiące chodziłem jako wolny słuchacz do australijskiej szkoły, katolickiej zresztą, i jeździłem na obozy sportowe w buszu. To mi dało prawdziwego kopa z angielskim, bo byłem jeszcze mały, mogłem złapać akcent"
– wspominał w najnowszej książce kandydat na prezydenta Polski.
Czyli w przeciągu kilkunastu lat, jego edukacja w Australii skróciła się o miesiąc. A on sam jako 15-latek był jeszcze "mały". Biorąc pod uwagę upływ czasu, może się okazać, że w kolejnych latach już nie tylko ten wątek zacznie znikać z jego "edukacji", ale wręcz sam Trzaskowski zacznie się go wypierać.