Ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher przysłała list do premiera Mateusza Morawieckiego. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż ambasador staje w obronie... telewizji TVN, a w dodatku sam list zawiera poważne błędy - także ten w nazwisku premiera Morawieckiego i ministra Brudzińskiego. Czy administracja Donalda Trumpa zareaguje? Zwłaszcza, że wybryk ambasador USA zbiega się z niepokojącymi wydarzeniami za naszą wschodnią granicą. I daje paliwo do antyamerykańskiej agitacji rosyjskiej agenturze wpływu.
Przypomnijmy, że chodzi o sprawę tzw. "urodzin Hitlera" i reportażu, jaki o tej bulwersującej sprawie wyemitowała telewizja TVN. Jak się później okazało, Piotr Wacowski - operator telewizyjny, który wspólnie z Anną Sobolewską uczestniczył i nagrał "urodziny Hitlera" w lesie pod Wodzisławiem Śląskim - został uwieczniony na fotografiach na tle nazistowskich symboli i wykonujący gest "hajlowania".
Z zeznań organizatora "urodzin" wynikać miało, że cała impreza została zamówiona przez tajemniczych mężczyzn i była maskaradą, za którą zapłacono jej organizatorowi 20 tys. zł. Zleceniodawcy mieli mieć jednak jeden warunek, by na urodziny zaprosić Annę Sokołowską - według portalu wpolityce.pl to w rzeczywistości dziennikarka "Superwizjera" i współautorka reportażu Anna Sobolewska.
Minister Joachim Brudziński w przypadku tej sprawy mówił o "ohydnej prowokacji". "Co na to właściciele TVN?" - pytał.
Nieoczekiwanie, w obronie TVN stanęła... ambasador USA w Warszawie. Zaskakujące jest, w jaki sposób ambasador zwróciła się do premiera Mateusza Morawieckiego. W treści listu znajdziemy mnóstwo cytatów o rzekomym "atakowaniu dziennikarzy". Przytoczmy kilka zdań z listu ambasador Georgette Mosbacher...
Piszę, aby wyrazić głębokie zaniepokojenie niedawnymi zarzutami wysuwanymi przez członków polskiego rządu przeciwko dziennikarzom i kierownictwu TVN i Discovery
To zadziwiające, że publiczne osoby mogły zaatakować dziennikarzy, którzy wypełniali funkcję niezależnych mediów w tętniącej życiem polskiej demokracji
Wierzę, że członkowie Pańskiego rządu powstrzymają się od atakowania, nie mówiąc już o ściganiu niezależnych dziennikarzy, którzy wyrażają interes publiczny i wzmacniają nasze społeczeństwa
Zaskakujący jest nie tylko pouczający ton listu do premiera Morawieckiego, ale także sposób jego napisania. Do premiera Morawieckiego ambasador USA zwraca się per "minister", do tego nazwisko premiera Polski napisane jest... z błędem. Błędnie napisano także nazwisko ministra Joachima Brudzińskiego, a list wygląda na nieprzygotowany wcześniej - świadczy o tym odręczny dopisek, jaki ambasador poczyniła już po podpisaniu listu.
A tak wygląda list Pani Ambasador do premiera pic.twitter.com/MUbYuGzTLA
— Bartek Goduslawski (@BGoduslawski) 27 listopada 2018
Kontrowersyjny list jest szeroko komentowany, zarówno przez internautów, jak i osoby związane z polityką. Punkt wspólny, o jakim się mówi, to właśnie dość poważne błędy w liście ambasador USA. Niektórzy wręcz nie mogą uwierzyć, że administracja Stanów Zjednoczonych mogła zaliczyć aż taką wpadkę, myląc się nawet w nazwisku premiera Polski.