Poseł PO-KO Marcin Kierwiński postanowił zareagować na opublikowane wczoraj "taśmy Neumanna". W swojej opinii posunął się jednak bardzo daleko. Uznał, że to... ustawka, na wzór Służby Bezpieczeństwa, do czego porównał działania dziennikarzy, którzy ujawnili nagrania.
TVP Info opublikowała wczoraj nagranie rozmowy Neumanna z lokalnymi działaczami PO z Tczewa, która odbyła się pod koniec 2017 roku w Gdańsku. Polityk w wulgarny sposób wypowiada się na temat sytuacji w tym mieście. Lider pomorskiej PO deklaruje, że stanie murem za wszystkimi, którzy mają problem z prawem, warunkiem jest jednak członkostwo w Platformie. Mówił także, że akty oskarżenia dla polityków mogą im... pomóc w kampanii wyborczej.
"Na wybory idą głosować ludzie, którzy g***o się interesują. Nie wiedzą, kto jest. I będą widzieli w Polsce atakowanych niepisowskich prezydentów z aktami oskarżenia"
- stwierdził.
Nagrania z udziałem Neumanna wywołały prawdziwą burzę w mediach. Wydaje się jednak, że politycy Platformy Obywatelskiej bagatelizują znaczenie tego nagrania. Małgorzata Kidawa-Błońska, kandydatka Koalicji Obywatelskiej na premiera, mówiła, że "nie zajmuje się taśmami". Inną taktykę przyjął Grzegorz Schetyna.
"Wiemy, jak preparowane były taśmy wcześniej, i wiemy, jak mogła być preparowana ta taśma. Nie mam kompletnie żadnego zaufania do tych, którzy te taśmy dzisiaj prezentowali w TVP Info"
- wyjawił.
Jeszcze krok dalej poszedł poseł Marcin Kierwiński. Porównał on "taśmy Neumanna" do publikacji z 1983 roku dotyczącej Lecha Wałęsy. Zasugerował, że nagrania mogą być ustawką i zasugerował, że Telewizja Polska, publikując taśmy, działała... na wzór Służby Bezpieczeństwa.
W 1983 r. Telewizja Polska wyemitowała program pt. "Pieniądze" - rzekomą rozmowę Lecha Wałęsy z jego bratem Stanisławem. To była spreparowana SB-ecka ustawka mająca na celu skompromitowanie przywódcy Solidarności.
— Marcin Kierwiński (@MKierwinski) October 5, 2019
Coś to komuś przypomina? 36 lat później...