Jak Krystyna Janda udziela wywiadu "Gazecie Wyborczej" to od razu wiadomo, że będzie ciekawie. Nie zawiedliśmy się też tym razem. Pokrzywdzona "dobrą zmianą" aktorka przyznała, że w Polsce nie może znaleźć osoby, która będzie zajmować się jej domem. I to od 45 lat!
Przez 45 lat dorosłego życia mam problem ze znalezieniem gosposi. Wolę zagrać w teatrze i w nim zarobić pieniądze, żeby dobrze zapłacić gosposi. Ale nie ma takich osób. Na szczęście są panie z Ukrainy.
- przyznała dziś Janda w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
Jeszcze niedawno Janda miała inny stosunek do obywateli Ukrainy. Jak informował portal wp.pl, aktorka powieliła w swoich mediach społecznościowych fałszywą informację o tym, jakoby to Ukrainiec Wiaczesław Skidan był agresywnym uczestnikiem protestu przed Pałacem Prezydenckim. Jak się okazało, była to osoba... łudząco do niego podobna. Skidan otrzymywał wiele wulgarnych komentarzy, włącznie z pogróżkami. Jednak to nie robiło wrażenia na zwolennikach "totalnej opozycji" powielających tego "fake newsa".
CZYTAJ WIĘCEJ: Grabiec, Janda i rosyjskie trolle nakręcili hejt na Ukraińca "z TVP". Tymczasem...
Krystynie Jandzie pozostaje życzyć znalezienia odpowiednich osób do zajmowania się jej dobytkiem. Szkoda tylko, że nie podała adresu, bo być może po tym wywiadzie spłynęłoby do niej mnóstwo ofert. Ale jeszcze nic straconego - zawsze po jakimś czasie można ponowić ogłoszenie...